piątek, 18 września 2015

Dżakarta - Indonezja. Cz. I.



Indonezja. 15 508 wysp, w tym około 6 tysięcy niezamieszkanych. Odwiedzam pięć z nich. Jawa, Bali, Flores, Komodo i Rinca. Cztery zamieszkane i jedną niezamieszkaną. Rinca to ta niezamieszkana – tutaj mieszkają tylko warany. Ludzie bywają. Turyści i ci, którzy z powodu turystów muszą tutaj być.
Zaczynam od Jawy. W ostatni dzień roku przybywam do położonej w zachodniej części Jawy stolicy i zarazem największego miasta Indonezji. Przybywam do Dżakarty, którą zamieszkuje ponad 8 milionów ludzi. Cała aglomeracja Dżakarty to już 18 milionów.

Hotel mam tym razem trochę poza centrum, ale jest za wcześnie, żeby pozostać w nim na resztę dnia. Najwygodniej będzie pojechać do centrum, dwa przystanki kolejką miejską.
Ruchome schody na stacji – nieczynne. Sterty śmieci, jakimi są zarzucone, świadczą, że to nie chwilowa awaria. „Kiedyś” były to schody ruchome. Brudne są też perony. Na sąsiedni peron podjeżdża pociąg, ludzie siedzą nie tylko w otwartych drzwiach, ale i na dachach!!! Wsiadają oknami, wdrapują się na dachy wagonów. Nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Pamiętam, jak wsiadało się w Polsce przez okna do pociągów dalekobieżnych, w okresie wakacyjnym, w szczycie sezonu urlopowego. Podróże na dachach pociągów znam jednak tylko z filmów… A to jest tylko kolejka podmiejska. Domyślam się, że to pociąg najniższej kategorii, niemniej jednak jestem lekko zszokowana, choć widziałam już wiele.



Chcę dyskretnie zrobić zdjęcie, niestety, aparat odmawia posłuszeństwa. Pech!
Podjeżdża mój pociąg. Tłok nieco mniejszy, ludzi na dachach nie ma, ale mam wrażenie, że jadę we wnętrzu jakiejś wielkiej śmieciary.
Chwilę później jestem na placu Wolności, gdzie mieszkańcy Dżakarty będą witać Nowy Rok. Plac Wolności w Dżakarcie to jeden z największych placów miejskich na świecie: kilometr kwadratowy. Czyli jego obejście dookoła to cztery kilometry. Sporo! Na trybunie ustawiany jest sprzęt nagłaśniający, ludzi przybywa z minuty na minutę, instalują się na murawie, panuje atmosfera pikniku. Przybywa ludzi i przybywa śmieci. Uciekam na drugą stronę linii kolejowej.




Meczet Istiqlal to największy meczet w Azji Południowo-Wschodniej. Po przeciwnej stronie ulicy neogotycka, wybudowana w 1901 roku katolicka katedra pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Tuż obok meczetu przepływa rzeka Ciliwung, która dzieli miasto na część wschodnią i zachodnią. Rzeka to za dużo powiedziane. Raczej ściek. Trzęsawisko śmieci. Smród. I ludzie sprzątający (usiłujący sprzątać?!) te śmieci. Boso i gołymi rękami przerzucający kapiące brudną mazią śmieci. Organiczne i nieorganiczne…
 


Najchętniej natychmiast uciekłabym z tego miasta, ale odmowa współpracy przez aparat fotograficzny uziemia mnie. Serwisy fotograficzne będą czynne dopiero drugiego stycznia.
Planując pobyt w Indonezji, wyszło mi, że potrzebuję co najmniej 40 dni na odwiedzenie miejsc, które wydają się szczególnie godne zobaczenia. Ponieważ Polacy uzyskują na granicy wizę 30-dniową, miałam zamiar zaraz na początku pobytu postarać się o jej przedłużenie. Jednakże pierwsze godziny pobytu w molochu, brudnym, zaplutym, śmierdzącym molochu, jakim okazała się być Dżakarta, skutecznie zniechęciły mnie do przedłużania wizy.
Musi wystarczyć mi trzydzieści dni, muszę zrewidować moje plany. Trudno, zrezygnuję z wyjazdu na Flores, wyspę będącą punktem wypadowym na Komodo. Nie spotkam się ze smokami z Komodo – waranami, największymi na świecie jaszczurkami, a raczej jaszczurami. Skoncentruję się na zwiedzaniu Jawy i Bali.





















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz