sobota, 9 kwietnia 2016

Casa de Barro – obsesja Octavio Mendozy - Kolumbia


Casa de Barro. Dom z gliny lub jak woli sam twórca i właściciel, Octavio Mendoza – Dom z terakoty. Nie ma w tych określeniach sprzeczności, wszak terakota to wyroby z oczyszczonej i wypalonej gliny.
Jedną z pasji Octavio Mendozy, kolumbijskiego architekta, było wykonywanie glinianych figur stanowiących elementy dekoracyjne ogrodów i tarasów. Pewnej ulewnej nocy w 1999 roku, mieszając – niczym ciasto przygotowywane do pieczenia – glinę dla swoich artystycznych kreacji, nagle w jego głowie zaświtała myśl: a dlaczego by nie „wypiec” domu.
„Jeżeli zaprojektowałem setki budowli z cegły, a jednym z moich zainteresowań jest rzeźbienie w glinie, to dlaczego miałabym nie połączyć architektury ze sztuką?” Kilku z jego współpracowników było artystami-rzemieślnikami garncarstwa i wyraziło chęć uczestniczenia w tym przedsięwzięciu.


Na peryferiach Villa de Leyva położono pierwsze partie gliny. Na bieżąco konstruowano specjalne paleniska do wypalenia kolejnych warstw. Po wyodrębnieniu pomieszczeń zaczęły powstawać elementy wyposażenia – wszystkie z gliny: łóżka, stoły, krzesła, półki, abażury, kuchenka, całe wyposażenie kuchni, figury dekorujące pomieszczenia. Jedynymi nieglinianymi elementami są: energia elektryczna, szkło i kute z żelaza kraty zamykające otwory drzwi i okien, które przybrały postać elementów roślinnych, stylizowanych ptaków czy kotów. W tej chwili nie ma jeszcze materaców, firan, kap, poduszek. Będą. Z materiałów z włókien roślinnych i zwierzęcych tkanych tradycyjnymi metodami. Jak na ekologiczny dom przystało.

Kuchnia


Ciągle coś ulepszając i rozbudowując, Mendoza nie zamierza tworzyć muzeum. Chce tutaj zamieszkać po przejściu na emeryturę. W ekologicznym domu, w cudownym otoczeniu natury. Według niego budowla (czy to właściwe określenie?) przypomina dinozaura i uważa, że świetnie wpasowuje się w to miejsce. „Przecież to ziemia dinozaurów”, wyjaśnia, przywołując skamieliny zgromadzone w pobliskim El Fósil. Mnie El Barro przypomina raczej obiekt UFO, głównie z powodu okrągłych (no, powiedzmy, zbliżonych do okręgów) okienek w półkulach tworzących dach budowli. 























Można dyskutować na temat walorów artystycznych tej budowli, ale niezaprzeczalnie to jeden z przykładów, gdy jakaś idea potrafi zawładnąć człowiekiem tak bardzo, że staje się obsesją. Octavio Mendoza stara się o wpisanie obiektu na listę rekordów Guinnessa jako największy w świecie obiekt wykonany z ceramiki. Bo co prawda istnienia terakotowej armii nie można nie zauważyć, ale to w końcu parę tysięcy postaci, a żadna z nich jest tak ogromna jak terakotowy dom w Villa de Leyva. Poza tym: „To nie tylko dom z gliny. To największa w świecie ceramika, która służy do mieszkania w niej”.

Żegnam się z moimi kolumbijskimi znajomymi, wymieniamy kontakty, a ja nieśmiało proszę o adres hotelu, w którym się zatrzymały. Chcę im podarować garść pamiątek (breloczki, zakładki – miniatury arrasów wawelskich), które zwykle biorę z sobą w podróż, ale jakoś pechowo nigdy nie mam przy sobie, gdy są potrzebne. Spotykamy się dwie godziny później i jest mi bardzo miło, kiedy widzę, że zrobiłam im przyjemność. 

Cieszą się, że mam zamiar jutro udać się do Chiquinquirá, kolumbijskiej Częstochowy, głównego celu pielgrzymkowego kolumbijskich katolików. One były tam wczoraj.


 


3 komentarze: