Zwiedzanie Pagan,
a ściślej mówiąc zwiedzanie Nyaung U, wypada zacząć od pagody Shwezigon. Nie
tylko dlatego, że jest najbliżej, właściwie jeszcze w granicach miasteczka, ale
też dlatego, że to pierwsza pagoda, którą wzniósł – rękami podwładnych
oczywiście – król Anawrahta, który niestety efektu swojej inicjatywy już nie
zobaczył. Ukończona przez jego syna, króla Kyansitthara, pagoda przeznaczona
była do przechowywania relikwii szczególnie ważnych. I była pierwszą pagodą
wzniesioną dla wyznawców buddyzmu therawada. Pagoda została oddana do użytku
już po śmierci Anawrahta, w 1102 roku, i uważana jest za prototyp wszystkich birmańskich
stup powstałych po zakończeniu ziemskiego żywota króla.
Nie zliczę
wszystkich budowli składających się na świątynię, dobudowywanych i
przebudowywanych przez wieki. Dominuje złoto – miejscami pewnie nawet to
szczery kruszec, a nie złota farba – ożywiane bordowego koloru kolumnami i tej
samej barwy metalowymi dachami. I na pagodzie, i na resztach murów, na
ceglanych i biało tynkowanych pagodach strzegących tej głównej, czas wyrył
swoje piętno.
Długie galerie
prowadzące do świątyni na pewno dziesięciu wieków sobie nie liczą, tym bardziej
asortyment w nich zgromadzony to nie antyki, ale powiedzmy, że w tej kwestii
jestem na etapie przyzwyczajania się. Do tego, żeby po takiej „galerii”, po
świątyni handlu, chodzić na bosaka… chyba nigdy się nie przyzwyczaję. Chociaż
możliwość popatrzenia na pana ozdabiającego malunkami ogromny parasol to miły
przerywnik zwiedzania.
Tuż za świątynią
Shwezigon znajduje się Jaskinia Króla Kyansitthara. Brama na dziedziniec jest
otwarta, drzwi do budowli zabezpieczone zamkniętą kratą, więc wejść nie można.
Dobrze, że można chociaż zaglądnąć do środka. Na tablicy, obok angielskiego cave (jaskinia), widnieje napis „Kyan
Sitthar U Min”. U min znaczy „tunel”.
Świątynia powstała w wyniku wydrążenia w skale chodników – częściowo pod,
częściowo ponad powierzchnią ziemi. Ich ściany w XI, XII i XIII wieku zostały
ozdobione malowidłami. Słabo już widocznymi, tym bardziej gdy nie można wejść
do wnętrza i przyglądnąć się im z bliska. Wiem, że w tej okolicy są jeszcze
inne groty, ale widok tej jednej daje mi już wyobrażenie o średniowiecznych
świątyniach-jaskiniach.
Inną drogą,
równoległą do prowadzącej do Starego Pagan, wracam do hotelu. Kilka galerii
artystyczno-handlowych pokazuje, jak widzą ruiny Pagan mieszkający tutaj artyści.
Niewielkie muzeum skamieniałego drewna szczyci się tym, że to jedyne takie
muzeum na świecie, a mnie uświadamia, z jakiego jeszcze surowca może powstać
niebanalna biżuteria. Jej przykłady, a także kawałki skamieniałego drewna można
zobaczyć w muzealnych gablotach. Przed hotelem La Terrazza jest ogłoszenie, że
pojutrze odbędzie się wernisaż malarstwa. O, fajnie, załapię się na artystyczne
wydarzenie.
Pierwsze, skryte
wśród drzew i krzewów, świątynie, które widzę, dają przedsmak tego, co czeka
mnie jurto i pojutrze…
Część I artykułu o Pagan: http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2016/09/mjanma-pagan-miazdzacy-wrogow-cz-i.html
Część I artykułu o Pagan: http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2016/09/mjanma-pagan-miazdzacy-wrogow-cz-i.html