piątek, 2 lutego 2018

Ma się to szczęście! Raflezja na stoku góry Kinabalu (Malezja/Borneo)


Minęła siedemnasta. Właśnie wróciłam z wycieczki do wodospadu Langganan (http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2017/02/gora-kinabalu-sabah-malezyjski-stan-na_10.html). Siedzę na krawędzi jednego z niebieskich basenów Bambusowych Gorących Źródeł i mocząc zdrożone stopy w ciepłej siarkowej wodzie, podsumowuję dzień i snuję plany. Nie bardzo chcę zostawać tutaj na drugi dzień, zatem nie zobaczę już tropikalnego ogrodu, ogrodu orchidei, ogrodu bambusów, farmy motyli – takie bowiem atrakcje przygotowali organizatorzy wypoczynku dla tych, którzy przyjechali tu na dłużej. Czy to duża strata? Tropikalną roślinność oglądam cały czas, bambusy też nieraz widziałam, te na Flores, wystające z mijanych przepaści najbardziej zapadły mi w pamięć. Ogrodów orchidei też kilka zwiedziłam i tak żaden nie dorówna temu w Singapurze. Motyli sporo plątało się na moim szlaku, nie znam się na nich aż tak bardzo, żebym musiała oglądać je z bliska.

Jednak przy odrobinie szczęścia mogę zobaczyć raflezję. Dosyć zatem leniuchowania z nogami w wodzie – nawet te parę minut wystarczyło, żeby pozbyć się zmęczenia.

Raflezja to największy kwiat na świecie, żyje tylko dziko w tropikalnych lasach Sumatry i Borneo. Średnica kwiatu może dojść do 100 centymetrów, a waga – do ok. 10 kilogramów. Pasożytuje na krzewach spokrewnionych z winoroślą, sama nie wytwarza korzeni, łodyg ani liści. Kwitnie przez 5-7 dni raz na kilka lat. I właśnie w tych dniach zakwitła tutaj, w Poring Hot Springs, o czym informuje stojąca w centrum wsi tablica. Żeby nikt z przybyłych, a i miejscowych, nie przegapił okazji zobaczenia tej wyjątkowej rośliny.

Po krótkim targowaniu, ile ma wynieść haracz za możliwość oglądnięcia kwitnącej raflezji, trójka dzieci prowadzi mnie i pokazuje pomarańczowo-różowy kwiatek, chyba raczej kwiat, o średnicy 72 centymetrów. Jego pięć płatków ma nierówną powierzchnię, zagłębienia sprawiają wrażenie ciemniejszych plam, chociaż według licznych opisów plamki na płatkach są białe. Może we wcześniejszych stadiach kwitnienia rzeczywiście są białe, ale żywot tego okazu dobiega już końca, kwiat przekwita. Za parę godzin w tym miejscu będzie tylko kupka czarno-brązowej galarety. Podobno kwiat wydziela odór gnijącej padliny, z którego to powodu na Sumatrze nazywany jest „trupim kwiatem”. Ja nie czuję zapachu, stojąc w pewnym oddaleniu, za ogrodzeniem, które ma ochronić przed zdeptaniem ewentualne pąki. Jeden pąk rzeczywiście już widać, rozwinie się za kilka dni, może tygodni.

No i czy ja nie mam szczęścia, że jestem tutaj właśnie, gdy kwitnie raflezja!

Ta jeszcze kwitnie...
...ta właśnie przekwitła!



















Góra Kinabalu - szkoda że tylko przez okno autobusu...









Raflezja w wyobraźni artysty

1 komentarz: