poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Ryżowe pola w kształcie pajęczych sieci. Cancar, Flores – Indonezja


Jestem w Labuanbajo (Flores). Za dwa dni mam samolot powrotny na Bali. Dwa dni to za mało, żeby na własną rękę odbyć podróż przez prawie całą wyspę Flores, i za dużo, żeby siedzieć w jednym małym mieście – co miałam tutaj zobaczyć, już zobaczyłam.

Decyduję się na wyjazd do Ruteng, miejscowości ok. 120 km na wschód od Labuanbajo. Skoro nie zobaczę jezior Kelimutu, zobaczę chociaż pajęcze sieci pól ryżowych. W rejonie wioski Cancar, niedaleko Ruteng właśnie, rolnicy od wieków uprawiają pola ryżowe w kształcie okręgów, które podzielone na mniejsze poletka liniami granic, miedzami, przypominają pajęczą sieć, stąd ich nazwa.
Tylko jak tam dojechać?

Cancar leży ok. 25 kilometrów od Ruteng. Nie mam czasu na szukanie, jakim bemo i skąd, z jakiego przystanku (o ile w ogóle takie istnieją) można tam dojechać. Muszę wziąć ojek, czyli motor. W końcu to nie pierwsze motocyklowe doświadczenie w czasie tej podróży, tyle że tym razem podróż będzie trwała blisko godzinę, a nie parę minut jak w Bangkoku czy Ajutthai. Szybko dogaduję się z młodym chłopakiem. Cena, jaką podaje, jest połowę niższa niż ta, którą orientacyjnie podała mi siostra zakonna w hotelu Susteran, w którym się zatrzymałam. Nawiasem mówiąc, to jeden z lepszych, a tańszych hoteli w tej podróży – niewielki hotelik prowadzony w żeńskim klasztorze Matki Boskiej Bolesnej. Mieszka w nim 46 sióstr, 15 już po ślubach zakonnych, pozostałe to nowicjuszki, głównie z Meksyku. Jaki ten świat mały!

Jedziemy. I tylko wyobraźnia mi szaleje, szczególnie na zakrętach, szczególnie że jest po deszczu, szczególnie że po kilkunastu minutach prawa ręka trzymająca uchwyt z tyłu siedzenia jest kompletnie zdrętwiała, szczególnie że będącej po złamaniu lewej ręki wolę nie angażować w utrzymanie się na siodełku motocykla. Chłopak nie wie dokładnie, gdzie są pola, ale dowiaduje się tego u miejscowych. Zostawiamy motor. Od razu zjawia się „przewodnik”: bosy, niesamowicie brudny czterolatek, cały czas ssący kciuka. Przecudny i przesympatyczny! Prowadzi nas pnącą się do góry ścieżką, bo tylko z góry można zobaczyć całe piękno i nadzwyczajność pól. Po piętnastu minutach naszym oczom odsłania się fantastyczny widok.















Kilkanaście wielkich okręgów, zwanych tutaj lingko, styka się z sobą. Powstawały przez wieki w wyniku wspólnego działania całych wiosek. Powtarzającym się cyklom sadzenia i zbiorów, podziału pól, wyznaczania ich wielkości w zależności od wielkości rodziny towarzyszą ceremonie i rytualne składanie ofiar. Wszystko zaczyna się od środka okręgu oznaczonego drewnianym palem i skałą, symbolizującymi związek kobiety i mężczyzny, nieba i ziemi, stworzenie rodu ludzkiego. W zależności od liczby członków rodziny lider społeczności oznacza na tymże drewnianym palu odcinek równy określonej liczbie palców. Z obu końców tak wyznaczonego odcinka prowadzone są linie do zewnętrznej krawędzi lingko (okręgu), określając wielkość działki, która jednakże nie jest własnością rodziny, może być tylko przez nich uprawiana. Dzisiaj tradycyjny rolniczy i rytualny kontekst został zatracony. Ale pajęcze sieci pól ryżowych nadal istnieją i są uprawiane. I nadal można chylić czoło przed ich pięknem i niezwykłością. I przed ludźmi, którzy je tworzyli, którzy nadal na polach pracują i którzy z tego miejsca wyglądają jak mrówki.

Matka naszego „przewodnika” prowadzi ewidencję odwiedzających. Ze zdziwieniem widzę, że jednymi z najczęstszych gości są Polacy. A przecież tak niewielu Polaków spotykam po drodze!


Zobacz też jak jechałam z Moni do Maumere:





































4 komentarze:

  1. Rewelacyjne miejsce! Jestem pełna uznania dla pracy tamtejszych rolników!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jestem pełna uznania. Tym bardziej, że patrząc w wodę, może raczej błoto, wyobraźnia działała - robale, insekty, węże... A większość tych ludzi pracuje na bosaka, tyko niektórzy mają gumiaki.

      Usuń
  2. Niesamowity widok! Nie spodziewałam się, że gdzieś można znaleźć tak niesamowite miejsca. Na pewno praca w wodzie do łatwych nie należy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się całkowicie z taką opinią - to jedno z najbardziej niezwykłych miejsc na świecie, jakie odwiedziłam.

      Usuń