sobota, 21 lipca 2018

Nie tylko stacja telegraficzna i gąsienice. Alice Springs. Australia


W samym centrum miasta też jest co oglądać. Najstarszym zachowanym budynkiem jest wybudowane w 1908 i do 1938 roku sprawujące swoją funkcję więzienie miejskie (Stuart Town Goal). Inne zabytkowe domy pamiętające początki XX wieku (Adelajde House, Rezydencja) przemianowano na muzea i sale wystawowe. John Flynn Memorial Church upamiętnia pomysłodawcę służby medycznej Latających Doktorów, Johna Flynna. Siedziby legendarnych Latających Doktorów nie udaje mi się jednak zwiedzić – kiedy docieram, właśnie jest zamykane.















Ale nadal czynne jest – w sensie godzin otwarcia, a nie przeznaczenia – drugie więzienie pełniące swą funkcję w latach 1938–1996. Po zlikwidowaniu więzienia budynek, a właściwie budynki, dedykowano kobietom-pionierkom, organizując szereg wystaw im, kobietom, pionierkom, poświęconych. Z zachwytem oglądam olbrzymi (3 m x 2,5 m) patchwork upamiętniający osiągnięcia kobiet w okresie ponad stu lat ich obecności w Outbacku. Każdy element patchworku zawiera podpis australijskiej kobiety, która była „pierwsza” w jakiejś dziedzinie życia – w Australii, w swoim mieście, w swoim regionie czy w społeczności lokalnej, w której żyła. 














 
Jestem tak wdrożona w aktywne spędzanie czasu, że kiedy okazuje się, że z powodu święta od południa wszystkie instytucje i sklepy, i galerie są zamknięte, nie bardzo wiem, co z sobą robić. Muszę się co prawda przygotować do opuszczenia Australii, do dalszej podróży, ale po ponad trzech miesiącach wojaży pakowanie to pikuś.
Szybki przegląd broszur i przewodników. Yes… niedaleko jest ogród botaniczny. Jako miejsce publiczne powinien być otwarty.

Aby do niego dojść, muszę dostać się na drugi brzeg rzeki Todd. Nie muszę szukać mostu. Przechodzę dnem koryta. Porośnięte jest krzakami i drzewami i tylko miejscami koczują grupy Aborygenów, wydaje się, że niekoniecznie trzeźwych. Smutny widok. 

Miałam rację, ogród botaniczny jest otwarty. Założony w 1956 roku nosi imię fundatorki i założycielki Olive Pink, urodzonej na Tasmanii antropolożki, ogrodniczki, ilustratorki książek przyrodniczych i aktywistki walczącej o prawa Aborygenów. Większość swojego bogatego, 91-letniego życia spędziła tutaj, w Alice Springs. Tutaj też w 1975 roku zmarła.

Ogród gromadzi głównie okazy roślinności charakterystycznej dla tych okolic, a że okolice suche, to i roślinki marne, jakby mało zielone. Co nie znaczy, że pozbawione uroku. Wśród nich pełznie kolejna żelazna gąsienica. Dlaczego? Wiadomo… Z czego? Z połączonych i pomalowanych żywymi kolorami metalowych beczek. Artyści…


Na zakończenie jeszcze jeden miły akcent. W ogrodowym pawilonie wystawa malarstwa innej miłośniczki Alice Springs, Barbary Stuart, która od czternastu lat corocznie przybywa tutaj, by malować przyrodę suchego i czerwonego środka Australii. A robi to doskonale. Wielobarwne pnie eukaliptusów i realistyczny groszek pustynny na płótnach skutecznie konkurują z pierwowzorami. Wspaniałe ukoronowanie mojego pobytu w tym miejscu. 

Zbliża się godzina zamknięcia ogrodu, jeżeli nie chcę zostać w nim uwięziona, muszę się pospieszyć. Za mniej więcej czternaście godzin mam samolot do Singapuru.

3 komentarze:

  1. Przeczytałam wszystko o Australii. Bardzo ciekawie, jakże inaczej niż u nas. I jesteś bardzo odważna. Gratuluję Ci sił i pomysłów do wyszukiwania takich ciekawych, ale też niebezpiecznych eskapad!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo, cieszę się, że "moja" Australia spotkała się z zainteresowaniem. Staram się odwiedzać to co najciekawsze w danym kraju, chociaż to bardzo subiektywna ocena. Co do niebezpieczeństwa, to zawsze będę utrzymywała, że przy zachowaniu zdroworozsądkowej ostrożności, można podróżować po całym świecie. Poza tym nigdy nie mam gwarancji, że nie spotka nie coś złego w mieście czy kraju, w którym żyję.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. To prawda. Również pozdrawiam i dziękuję!

    OdpowiedzUsuń