Budowę murów obronnych Seulu rozpoczął w
1396 roku król Taejo, pierwszy król dynastii Silla. Współczesne odbudowy i
restauracje odtworzyły 70% z liczących osiemnaście i sześć dziesiątych
kilometra średniowiecznych murów Seulu.
(…) Informacja
turystyczna zaopatrzyła mnie w mapy, mapki i foldery mające mi ułatwić
poznawanie wiekowych umocnień. Mapki precyzyjnie określają poszczególne sekcje
murów, podają liczbę kilometrów i czas, jaki przeciętny podróżnik potrzebuje na
pokonanie danego odcinka. Wymieniają obiekty, które można „przy okazji”
zobaczyć.
Jest pewne, że
im więcej delikwent podejmujący wędrówkę wzdłuż murów będzie chciał zobaczyć,
tym bardziej czas podany na mapce będzie za krótki. Obawiam się, że jestem
takim właśnie przypadkiem.
(…) Nie
zbaczając już nigdzie, kieruję się ku Bramie Wschodniej (Dongdaemun), jeśli
ktoś woli – ku Bramie Wschodzącej/Rosnącej Życzliwości (Heunginjimun), która
teraz, w XXI wieku, zajmując centrum ulicznego ronda, wygląda niczym bezludna
wyspa wśród oceanu dwuśladów.
Wejść do niej ani przejść przez nią nie można. A
mury zaczynają się dopiero za jezdnią ronda i niezbyt stromym stokiem wspinają
się do parku Naksan, czyli na górę Naksan (100 metrów nad poziomem
morza).
Najpierw na
mojej drodze spotykam wioskę Ihwa Maeul. Określenie „wioska” to kwestia umowy,
bo to integralna część Seulu. A patrząc z innego punktu widzenia, jest to
galeria pod gołym niebem – efekt pewnego projektu artystycznego oraz doskonałe
miejsce na plener fotograficzny.
Ściany, mury, schody pokryte są muralami. Po
jednych stopniach płyną olbrzymie ryby, na innych rozrzucono margerytki.
Pod
pędzlem jegomościa, który znieruchomiał na jednej ze ścian, właśnie zakwitły
maki. W niewielkiej, stworzonej ręką artysty norce bawią się dwa szczeniaki.
Gigantyczny ptak zostawił na murze gigantyczne skrzydła – po odstaniu w kolejce
i mnie udaje się zająć właściwe miejsce, aby zrobić sobie zdjęcie ze skrzydłami
u ramion.
Kilkanaście
kroków dalej, już w parku ubranym w kolory jesieni, spokój i cisza. O,
przystanek autobusowy – to nawet można tutaj dojechać autobusem miejskim. Ale
cóż by to była za przyjemność!
Ścieżka biegnie
teraz zewnętrzną stroną murów, zboczem góry. Miejscami są wysokie nawet na
sześć metrów, gdzie indziej mają zaledwie metr lub dwa – w zależności od
ukształtowania terenu. Tam w dole betonowa gęstwina wieżowców, aż po horyzont.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz