sobota, 24 lipca 2021

„Wielki kopiec” – piramida Nohoch Mul. Cobá, Meksyk


Jak wskazują badania archeologiczne, Cobá, miasto Majów na Jukatanie (ok. 60 kilometrów na południowy wschód  od Valladolid, ok. 50 kilometrów na północny zachód od Tulum), było zamieszkane od 200–100 roku p.n.e. do XIV wieku. Największy rozwój, w dużym stopniu dzięki kontaktom z ośrodkami Majów na terenie dzisiejszej Gwatemali,  przypada na okres ok. 600–900  n.e. Miasto zamieszkiwało wtedy ponad pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców, w tym też okresie  wzniesiono większość budowli. Zmniejszenie się roli miasta wyniknęło najprawdopodobniej na skutek rosnącego znaczenia Chichen Itzá.
 
Zajmująca ponad 70 km2 Cobá jest w niewielkim stopniu zbadana przez archeologów. Mimo, że miejsce to nigdy nie było zupełnie zapomniane, że już w XVIII wieku archeolodzy docierali tutaj, systematyczne prace badaczy rozpoczęły się w XX wieku. Głównie ze względu na trudności w dotarciu tutaj – okolice porastała gęsta dżungla. Szacuje się, że na terenie miasta istniało około 6500 struktur, z których odsłonięto jedynie kilkadziesiąt. 
Najbardziej widoczna, i najbardziej oblegana przez zwiedzających jest Grupa Nohoch Mul, zbudowane na naturalnym wzniesieniu, w której skład wchodzi piramida o te samej nazwie co grupa – Nohoch Mul (co znaczy „wielki kopiec”) – największa piramida na półwyspie Jukatan (42 metry; 120 stopni) i druga co do wielkości piramida Majów na świecie. Na jej szczycie znajduje się świątynia stylem przypominająca budowle Tulum. 
 
 
Fragment świątyni na szczycie piramidy
Nuhoch Mul
 


 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Już w czasach największej świetności Cobá była swego rodzaju węzłem komunikacyjnym w systemie dróg sacbé, dróg brukowanych białymi kamieniami wapiennymi (sac „biały”; „droga”) łączącymi państwa-miasta Jukatanu (o których wspominałam już w poprzednich postach, np.: http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2021/04/ek-balam-znaczy-czarny-jaguar-ek-balam.html). I mnie sprawia niesłychaną przyjemność wędrówka traktami, po których wędrowali Majowie. Traktami ocienianymi przez drzewa, których korony tworzą naturalne tunele. Zwiedzających tutaj nie tak wielu jak chociażby w Chichen Itzá, a oprócz oglądania reliktów dawnej kultury można też posłuchać śpiewu ptaków, popatrzeć na przebiegające drogę lub wygrzewające się na kamieniach iguany, a nawet „porozmawiać” z ostronosami, które przyzwyczaiły się już do zakłócających ich spokój ludzi. 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Obserwatorium astronomiczne



 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 


niedziela, 11 lipca 2021

Między muzeum a galerią… Mumbaj. Indie




Z kolonialną pozostałością w Mumbaju jest tak jak na całym świecie – jedne budynki świecą dawnym – odrestaurowanym – blaskiem, inne straszą liszajami wilgoci i odpadającymi gzymsami. Kolejną metamorfozę przechodzi dworzec króla Śiwadźiego (Chhatrapati Shivaji), najznamienitsza, wpisana na listę UNESCO budowla wiktoriańska Mumbaju, opleciona właśnie pajęczynami rusztowań. Nawet teraz chyba bardziej znana jako Dworzec Wiktorii (Victoria Terminus), nazwana tak na cześć brytyjskiej królowej (budowa 1878–1887; architekt Frederick William Stevens). Nazwę zmieniono w 1996 roku, składając tym razem hołd założycielowi Imperium Marathów, królowi Śiwadźiemu (1627–1680), któremu udało się wyzwolić znaczne tereny Indii spod władzy Wielkich Mogołów. A Imperium Marathów to obecnie stan Maharasztra, którego stolicą jest Mumbaj.

Dworzec to nie jedyny obiekt, który upamiętniono, w 1998 roku, imieniem założyciela stanu. Muzeum Maharaja Chhatrapati Sivaji, w południowej części Mumbaju, zostało założone jako Muzeum Księcia Walii w Indiach Zachodnich dla uczczenia wizyty Jerzego V, który – jeszcze jako książę Walii, w 1905 roku – położył kamień węgielny muzeum. Architekt budynku, George Wittet (1878–1926), wybrany w konkursie ogłoszonym w 1909 roku, zaprojektował – oczywiście w stylu indosaraceńskim – budowlę, która do dzisiaj uważana jest za jeden z najlepszych przykładów tego stylu. Budynek został ukończony w 1914 roku, ale jako muzeum otwarto go dopiero w 1922 roku – do tego czasu służył jako szpital wojskowy.


Uwagę wszystkich wchodzących do ogrodu przed muzeum, którego zbiory liczą dzisiaj blisko pięćdziesiąt tysięcy artefaktów z różnych epok i ze wszystkich stron świata, przyciąga siedmiometrowej wysokości głowa Buddy leżąca przed budynkiem. Gdy patrzy się na nią od tyłu, ma wygląd jaskini, w której artysta umieścił 1500 figurek Buddy – pięćset dla przeszłości, pięćset dla teraźniejszości i pięćset dla przyszłości. Rzeźbę w miedzi zatytułowaną „Buddowie wewnątrz”, upamiętniającą ofiary tsunami z 2004 roku, podarował muzeum artysta Satish Gupta.















Muzeum niewątpliwie warte jest zwiedzenia. Podobnie jak znajdująca się niemal po drugiej stronie ulicy Narodowa Galeria Sztuk Pięknych, o długiej i skomplikowanej historii. Idea zorganizowania miejsca poświęconego sztuce zrodziła się tuż po odzyskaniu niepodległości, sprzyjali jej premier Neru i lokalna społeczność artystów. Utworzone w 1954 roku muzeum znalazło swoje lokum w budynku z 1911 roku znanym jako Sala Sir Cowasji Jehangira (1853–1934), przekazanym miastu przez fundatora. Była to wtedy część Instytutu Nauki. Później jednak, w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, prestiż tego miejsca podupadł, organizowano tam przypadkowe eventy, zebrania różnych ugrupowań, a nawet kiermasze odzieży. Pod wpływem opinii publicznej domagającej się przywrócenia tego miejsca sztuce, przystąpiono do odbudowy budynku zaprojektowanego również przez George’a Witteta. Było to wielkie wyzwanie. Całe wnętrze zostało przebudowane zgodnie z projektem Romiego Kholosa, tylko fasada – jako obiekt dziedzictwa narodowego – nie została zmieniona. Po dwunastu latach renowacji, w 1996 roku, oddano obiekt do użytku jako Narodową Galerię Sztuk Pięknych. Galeria godne obejrzenia nie tylko ze względu na zbiory, lecz także jako ciekawy przykład przekształcania wiekowych struktur w miejsca na miarę XXI wieku. 
 












 



Jak dobrze, że zaplanowałam sobie wizytę w tym muzeum pod koniec dnia. Dzięki temu mogę zobaczyć jeszcze kilka czasowych wystaw we współczesnej galerii Jehangira Nicholsona, po drugiej stronie ulicy Mahatmy Gandhiego (nie mylić z wydzieloną wystawą dzieł zebranych przez tego kolekcjonera w Muzeum Maharaja Chatrapati Sivaji). 

Jehangir Nicholson, z zawodu biegły księgowy, stał się kolekcjonerem, który zebrane 800 prac 250 artystów przekazał państwu. Tutaj, w oddzielnym budynku, organizowane są wystawy czasowe współczesnych twórców. I co ważne dla podróżników i turystów, dla których czas pracy muzeów, galerii i innych ciekawych miejsc jest zawsze za krótki, otwarte jest do 19:00. Na dodatek wstęp jest bezpłatny. 


W pełni usatysfakcjonowana, szczególnie kolorowymi abstrakcjami Smity Kinkale (ur. 1977), z którą nawet mam okazję zamienić kilka zdań, wracam do hotelu, oglądając – tym razem w świetle latarń – kolonialną zabudowę wokół Majdanu, a właściwie jego części zwanej Oval Maidan.