poniedziałek, 29 października 2018

Rower, bike, bicycle, bicikl, kolo, bicicleta, bicicletta, cykel, bicikli, bicykel…



Nieważna nazwa. Wiadomo, że chodzi o „jedno- lub wielośladowy pojazd drogowy napędzany siłą mięśni poruszających się nim osób za pomocą przekładani mechanicznej, wprawianej w ruch (najczęściej) nogami”. To definicja z najpopularniejszej encyklopedii internetowej. Tam też można doczytać, kto, kiedy i dlaczego… I o wariantach w jakich ten najpopularniejszy chyba pojazd świata występuje. 

Ja swój jednoślad marki „Tarpan” kupiłam za pierwszą w życiu „trzynastą pensję”. Mój czterdziestoletni antyk ma się dobrze a eksperci od rowerów mówią, żebym go nie zamieniała na nowszy model (niestety, mimo sędziwego wieku nie doczekał się jeszcze portretu!). I tylko wypada mi ubolewać, że nie ma go ze mną, gdy gdzieś w świecie mam do zobaczenia coś na rozległym terenie. 
Żałuję, bo stan techniczny rowerów w wypożyczalniach w różnych krajach, pozostawia zazwyczaj wiele do życzenia. Chlubnym wyjątkiem był rower wypożyczony w San Pedro de Atakama (Chile), którym „zdobywałam” jezioro Cejar na pustyni Atakama. Co więcej, to był jedyny przypadek, gdy wypożyczając rower dostałam zapasową dętkę i „zestaw młodego mechanika”!  

Rowery zaznaczyły się w moich wyprawach nie tylko w postaci pojazdów, które wypożyczałam, aby ułatwić sobie podróżnicze życie. Widziałam również pomniki rowerów (o mniejszej lub większej wartości artystycznej!), rowerowe ozdoby kawiarń i ogrodów oraz liczne przykłady innych zastosowań rowerów, lub ich części.

I za każdym razem kiedy jadę na moim antyku ścieżką rowerową wzdłuż  Wisły, gdy wypożyczam rower w kraju odległym o tysiące kilometrów, czy oglądam takie lub inne „wariacje” na temat roweru, przypomina mi się to, co powiedział Albert Einstein: Życie jest jak jazda na rowerze. Żeby utrzymać równowagę musisz się poruszać naprzód.” (Life is like riding a bicycle. To keep your balance you must keep moving.).
Chociaż na  tym rowerze, który widziałam w Gruzji, byłoby to raczej trudne...


Pagan (Mjanma) bardziej znane jest pod angielską nazwą Bagan. Opiewane przez poetów, budzące nostalgiczne wspomnienia, sprawia, że podróżnicy tutaj kończą swoje podróże. I wracają.
[…] Strefa archeologiczna Pagan to obszar o długości trzynastu i szerokości ośmiu kilometrów.
[…] Nie ma lepszej metody zwiedzania tego typu miejsc niż przemieszczanie się rowerem. Co prawda wolałabym pobłądzić polnymi ścieżkami na piechotę, jednak przy tym rozmiarze terenu lepiej skorzystać z roweru. Zwyczajowo – jak to w wypożyczalniach – nie do końca sprawnego! Za jednego dolara mogę jeździć od świtu do zmierzchu, wręcz do padnięcia ze zmęczenia. Zaopatrzona w co najmniej trzy różne mapki opuszczam hotel…
















 
W Granadzie (Nikaragua) wybrałam się na przejażdżkę łodzią po jeziorze Nikaragua aby zobaczyć Las Isletas (Wysepki). Harmonogram wycieczki przewidywał dojazd uczestników do przystani rowerami. Nie obyło się bez wypadków… A zgubienie dwóch uczestników wycieczki bardzo zdenerwowało przewodnika Victora.


















Swój rekord życiowy w długości dystansu przebytego w jednym dniu pobiłam w Laosie, zwiedzając Równinę Dzbanów (Xieng Khouang). W pierwszym dniu tylko 24 kilometry, w drugim ponad 50. W górę, w dół, głównie po szutrówce… 

Spotkanie z kamiennymi dzbanami na płaskowyżu Xieng Khouang opisałam w trzech postach:















Do jeziora Cejar (Chile) położonego osiemnaście kilometrów na południe od San Pedro de Atacama pojadę rowerem. W wypożyczalni wraz z rowerem dostaję: kask, kamizelkę odblaskową, pompkę, łańcuch do zabezpieczenia roweru na parkingu, zapasową dętkę i „zestaw małego mechanika” – łatki, kleje, klucze i takie tam… Aż mi się ciśnie na usta pytanie: „a co ja miałabym z tym robić?”, ale doskonale rozumiem – nawet jeżeli sama nie potrafię zmienić dętki, to zawsze może się znaleźć ktoś, kto pomoże, jeżeli tylko będzie miał odpowiednie wyposażenie. Jeszcze muszę podpisać cyrograf, że jadę na własną odpowiedzialność i opowiedzieć się, dokąd jadę. To nie ciekawość – po uzyskaniu odpowiedzi pani wręcza mi schematyczną mapkę z zaznaczeniem, jak najlepiej wyjechać z miasta, udając się do wybranego celu. A na mapce zapisane dwa numery telefonów kontaktowych – na wszelki wypadek!
No, to mogę jechać…







O Sukhothai (Tajlandia) na blogu jeszcze nie pisałam. Oto fragment z eBooka Emerytka w Azji:

Historia Sukhothai (Tajlandia), stolicy pierwszego tajskiego królestwa, uważanej za kolebkę tajskiej cywilizacji, zaczęła się ok. 1240 roku, gdy król Intradit wyzwolił królestwo spod panowania Khmerów. Dwa wieki później Sukhothai stała się częścią królestwa Ajutthaja. Ale trzy rzędy ziemnych wałów i dwie fosy opasujące miasto przetrwały. W obrębie wałów znajdują się ruiny około 20 świątyń i innych budowli, w okolicy kolejne 70. Muszę zdecydować: czy zobaczę tylko trochę, tylko tyle, ile mogę zwiedzić na piechotę, czy odważę się wsiąść na rower. Po ubiegłorocznym złamaniu ręki nie czuję się zbyt pewnie, w Polsce jeszcze od czasu złamania na rowerze nie jeździłam, w Ajutthai też nie odważyłam się wypożyczyć roweru, chociaż wielu turystów to robiło. Ale w Ajutthai musiałabym jeździć po ulicach miasta. Tutaj trakty olbrzymiego terenu historycznych pozostałości są wyłączone z ruchu, a ruiny poza murami leżą w wioskach, gdzie ruch jest niewielki. Podejmuję decyzję: zwycięża ciekawość i wypożyczam rower.

Stojący wysoko na grani niewielkiego wzgórza, na końcu łagodnie wspinającej się ścieżki z ciężkich kamiennych płyt, 12-metrowy Budda unoszący rękę w geście rozpraszającym strach naprawdę zapada w pamięć. Oblana promieniami zachodzącego słońca, opasana rzędem kamiennych słoni ceglana chedi świątyni Sorasa też robi duże wrażenie. Wracające do obory woły podskubujące trawę wokół chedi nie tylko nie psują nastroju, wręcz przeciwnie – jeszcze ten nastrój potęgują.

O innych impresjach nie wspomnę, ale na pewno byłoby ich mniej, gdyby nie wypożyczenie roweru. Stary, poczciwy środek komunikacji okazał się nieoceniony w rozległych ruinach Sukhothai.

















Znana z „nadzwyczajnej atmosfery” dzielnica La Boca (Buenos Aires, Argentyna) nie zachwyciła mnie, ale wystawy w galerii Fundacji PROA, i owszem. Nie tylko „w” ale również „przed” budynkiem. Wejście do wnetrza przesłaniała instalacja „Rowery na zawsze” chińskiego artysty Ai Weiweia (ur. 1957 roku). Instalacja została wykonana z 1254 rowerów pozbawionych kierownic i siodełek oraz pokrytych srebrzanką. Nie można jej było nie zauważyć.













































Nie tylko dla księdza Mateusza rower jest ulubionym środkiem przemieszczania się (z czego skwapliwie korzystają marketingowcy w Sandomierzu). Niewątpliwie korzystał też często z roweru ojciec Manuel González (1911–1991), salezjanin, skoro tak przedstawiono go we wnętrzu kościoła w El Calafate (Argentyna).















W latach 1935–1943 (okresowo) w Alta Gracia (Argentyna) mieszkał, jako dziecko, Ernesto Rafael Guevara de la Serna (1928–1967), bardziej znany jako Che Guevara. W muzeum, w domu w którym mieszkał, znajduje się rower, zaopatrzony w silnik, na którym w wieku 21 lat, przejechał cztery tysiące kilometrów po północnych terenach Argentyny. Podróż, w czasie której miał okazję z bliska przyjrzeć się życiu rodaków w zapadłych wioskach i dzielnicach robotniczych wielkich miast. Jak sam mówił, i ta podróż, i późniejsza, już na motocyklu, po kilku krajach Ameryki Południowej miała wpływ na ukształtowanie jego rewolucyjnych poglądów.


Nie wiem co sprzedawał właściciel rowerowego stoiska w Malakce (Malezja), ale sok z trzciny cukrowej przygotowany w rowerowym barze na ulicy w Santo Domingo (Dominikana) był wyśmienity. W wypasionym europejskim Bike Café asortyment szeroki…






Różne oblicza parkingów rowerowych




















Rikszę rowerową wymyślono prawdopodobnie w Japonii (jako następcę lektyk), ale chyba nie było kraju, w którym byłam, żebym riksz nie widziała.
















Nie wszędzie na świecie można naprawić rower w nowoczesnych serwisach rowerowych. Czasem musi wystarczyć taki punkt usługowy jak ten w albańskiej Skodrze.


Szczególnie dużo elementów ozdobnych zainspirowanych rowerem widziałam w Szkodrze (Albania).


























Tajpej, Tajwan














I jeszcze takie różne...