Jestem
w Patagonii, krainie geograficznej rozciągającej się w południowej części Ameryki Południowej, należącej w 64% do Argentyny, a w 36% do Chile. Lądolód Patagoński
Południowy to trzeci pod względem wielkości lądolód świata po Antarktydzie i
Grenlandii. Spływa z niego 49 lodowców, z których trzy największe: Upsala,
Viedma i Perito Moreno kierują się na stronę argentyńską. Park Narodowy
Lodowców obejmuje te trzy duże lodowce, wiele mniejszych i dwa duże jeziora
polodowcowe: jezioro Viedma i jezioro Argentino, na którego brzegu leży El
Calafate.
Najłatwiejszy
jest dostęp do lodowca Perito Moreno, odległego o sto kilometrów na zachód od
El Calafate – autobusy dowożą turystów na zachodni kraniec Półwyspu Magellana,
skąd widać czoło lodowca w całej okazałości. Kraniec półwyspu ubrano w siatkę
pomostów widokowych. Jedne usytuowane są niżej i bliżej lądolodu, inne – wyżej
i dalej, pozwalając na oglądanie języka lodowca w całej okazałości. Prawie
całej! A niemały to „język” – ma 30 kilometrów długości, 2500 metrów szerokości
i od 20 do 70 metrów
wysokości. Tej, którą widzimy. 140–170 metrów lodu ukryte jest bowiem pod wodą.
Kierowca
autobusu głośno zwraca naszą uwagę, kiedy zbliżany się do lodowca od strony
południowo-wschodniej – to pierwsze miejsce, z którego jest widoczny. Później
jezdnia oddala się od brzegu i dopiero idąc szlakiem wzdłuż Canal de los
Témpanos (Kanał Gór Lodowych – odnoga jeziora Argentino), podchodzi się do
lodowca od strony północnej. Najpierw widać biały pasek wystający z wody, który
z każdym krokiem staje się coraz większy. I głośniejszy. Słychać trzaski i huki
podobne odgłosom burzy. To efekt wewnętrznych naprężeń lodowych mas
skutkujących odpadaniem brył lodu i ich topieniem się w wodzie. O ile oko raz
lepiej, raz gorzej nadąża za odłamującymi się kawałkami lodu, to żaden aparat
fotograficzny nie może uchwycić momentu odpadania. Tylko powiększający się
zarys fal u stóp lodowego giganta świadczy, że przed chwilą lodowiec zmniejszył
się o jakąś cząstkę. Czy na pewno się zmniejszył?
To
jeden z nielicznych lodowców świata, który się nie zmniejsza, ale wręcz
przeciwnie. Padający w Andach śnieg zasila go i rocznie przybywa nawet
siedemset metrów lodu. W wyniku tego czoło lodowca przybliża się coraz bardziej
do brzegów Półwyspu Magellana, opadające bryły lodu oraz niesione przez lód
kamienie i piach zamykają powoli Brazo Rico, zatokę jeziora na południu
półwyspu. To powoduje wzrost poziomu wody w zatoce, aż masy lodu – raz na kilka
lat – nie mogą utrzymać naporu wody i lodowo-kamienna tama przestaje istnieć.
Poziom wody w jeziorze i zatoce wyrównuje się i cały proces zaczyna się od
nowa. Dzisiaj eksplozja lodowej zapory nam nie grozi, widać, że to dopiero
początek cyklicznie powtarzającego się procesu.
Ranek
powitał mnie zimnem, mgłą i siąpiącym deszczem. Teraz po mgle nie pozostał
nawet ślad, świeci ostre słońce, wydobywając całą magię z wody zaklętej w lód
pomalowany wszystkimi odcieniami bieli, błękitu i szarości. W otoczeniu zieleni
ożywianej kwiatami ognistego/ogniowego krzewu (Embothrium coccineum) i owocami berberysu (Berberis microphylla).
Mogłabym
tak stać godzinami, obserwować barwy, szczeliny i rysy na lodowej masie,
słuchać pomruków i plusków, patrzeć na rozchodzące się od lodowej ściany fale…
Lodowiec wygląda bajecznie na tle zieleni i kwiatów, niesamowite miejsce!!!
OdpowiedzUsuńOj tak, jedno z tych, które zrobiło na mnie największe wrażenie w czasie ostatniej podróży.
UsuńTo wspaniałe, móc zobaczyć na własne oczy tak spektakularny widok. A jakie kolory!
OdpowiedzUsuńOj tak, widoki były rzeczywiście spektakularne. Pozdrawiam...
Usuń