piątek, 27 marca 2020

Mur dziesięciu tysięcy li – Wielki Mur Chiński, Huanghua. Cz. II.


Gdy tylko wysiadam z autobusu (http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2020/03/mur-dziesieciu-tysiecy-li-wielki-mur.html), widzę MUR. Parking i kasy biletowe są u stóp góry, na której szczycie widać historyczną budowlę, a właściwie jej ruiny. Kolejek nie ma, bez czekania kupuję bilet, dostaję bardzo szkicową mapkę, a pani kasjerka, o dziwo władająca angielskim, objaśnia mi chińskie napisy.

W czasach dynastii Yuan (1279–1368) w tej części gór znajdowało się wiele bogatych wiosek, w okresie dynastii Ming (1368–1644), w najdogodniejszym strategicznie miejscu, na przełęczy Benshenguan, założono miasto. Już w 1404 roku rozpoczęto umacnianie tego odcinka granic, ale rozwój tych prac nastąpił dopiero w 1575 roku. Budowę nadzorował wówczas generał Cai Kai, jednak jej dokończenie się ślimaczyło. Trudno się dziwić, patrząc, jakie różnice poziomów musieli budowniczowie pokonywać! Kiedy generał po zakończeniu budowy przybył do Pekinu, aby zdać cesarzowi raport, został ścięty. Stracił życie, ponieważ zazdrośni ministrowie donieśli swemu władcy, że podwładni generała byli nieudolni i że wykonany przez nich mur to bubel. Jakiś czas później cesarz zarządził kontrolę, wysyłając do Huanghua zaufanych ludzi. Okazało się, że mury wzniesione pod dowództwem Cai Kaia są solidne i zostały wykonane z pełnym profesjonalizmem. Cesarz zdał sobie sprawę, że zbyt pochopnie skazał Cai Kaia na śmierć, i rozkazał wybudowanie mu porządnego grobowca oraz ufundował kamienną stelę poświęconą pamięci lojalnego generała. Aby przyszłe pokolenia nie miały wątpliwości co do jakości umocnień, polecił również umieszczenie na wielkiej skale poniżej muru napisu „Jin Tang”, co znaczy: „solidny, trwały”. To tłumaczy nazwę, jakiej niekiedy używa się w stosunku do tego fragmentu muru: Wielki Mur Jintang. Ta sekcja ma prawie 11 kilometrów, sięgając na wschodzie do Mutianyu. Została wzmocniona 6 fortami, 12 wieżami sygnalizacyjnymi, 32 strażnicami i 6 przepustami, co w tym ujęciu chyba oznacza bramę.
















Po północnej stronie muru znajduje się jezioro. Pojawiają się różne nazwy, przewija się informacja o sztucznym zbiorniku oddanym do użytku kilka lat temu, chociaż metamorfoza tego terenu zaczęła się już w roku 1975. Tama przecięła jezioro Jintang. Nie dojdę, czy to jedno jezioro jest raz nazywane jeziorem Jintang, innym razem jeziorem Haoming, nie zgłębię, czy sztuczny rezerwuar powstał w wyniku powiększenie jeziora naturalnego, czy utworzono je od podstaw jako drugi, a może trzeci zbiornik wody. A jeżeli tak, to gdzie się kończy jedno jezioro, a zaczyna drugie czy trzecie?















Powinnam chyba była zacząć tak: po północnej stronie muru rozlewa się jezioro w kształcie półksiężyca. Dlatego często stosuje się nazwę „Wielki Mur nad jeziorem”, a marketingowcy wykorzystują fakt, że to „jedyny fragment Wielkiego Muru, który łączy góry, mury i wodę”. Jeszcze inny slogan reklamowy zapewnia, że wędrówka tym odcinkiem to „prawdziwe wyzwanie”, ponieważ „nie ma tutaj żadnej gładkiej ścieżki jak te w Badaling i na innych odcinkach Wielkiego Muru”. No to wypada to wszystko sprawdzić, chociaż o porównywaniu mowy nie ma – w Badaling nie byłam i już nie będę.















Jezdnią poprowadzoną na szczycie tamy docieram do pierwszego fragmentu muru. Wchodzę na jego szczyt bocznym wejściem, na pewno niepamiętającym czasów Mingów. Mur nie jest tutaj zbyt szeroki, jakieś 5–8 metrów, zabezpieczony blankami i zwieńczony chorągwiami. Zapewne replikami tych cesarskich. Nowe wejście musiało zostać utworzone, bo bieg muru został w tym miejscu przerwany. Jeszcze jakieś dziesięć lat temu zbiegał stromo do dna doliny, po czym równie stromo wspinał się na szczyty sąsiedniego pasma górskiego. Tama i sztuczny zbiornik wody były ważniejsze. Teraz nad doliną, na której dnie widać lustro wody, z obydwóch jej stron sterczą kikuty umocnień, za które generał Cai Kai stracił życie.


Niejedyny to fragment muru zalany wodami jeziora, które podzieliło umocnienia z XIV wieku na kilka odcinków. Ten pierwszy, od którego zaczynam moje spotkanie z Wielkim Murem Chińskim, ma zaledwie około kilometra. Drugi odcinek, z obydwóch krańców zalany wodą, jest niedostępny. Aby dotrzeć do tego trzeciego, trzeba przejść przez most i okrążyć północną zatoczkę jeziora. Ten fragment muru jest najbardziej stromy, ale niewątpliwą atrakcją są trzy strażnice, które mur łączy.
Trasa przejścia. Kolor czerwony - "tam"; bordowy - "powrót"

Pierwszy odcinek muru










sobota, 21 marca 2020

Świątynia Ognia – Ateszgah. Surachany, Półwysep Apszeroński. Azerbejdżan



W folderach turystycznych Azerbejdżan często promuje się jako „Kraina Ognia” lub „Kraina Wiecznego Ognia”. Specjaliści starają się uzasadnić taką nazwę, krążąc meandrami języków: perskiego, staroperskiego, arabskiego, ormiańskiego czy tureckiego. Nie wnikam w te językowe rozważania, zaspokajając swoją wiedzę informacją, że azar (âzar) w którymś z tych języków znaczy „ogień”. 

Fakt, że to właśnie słowo pojawiło się przy nazywaniu jakiegoś miejsca na świecie, nie był przypadkowy. To właśnie tutaj, w Azerbejdżanie, a ściślej mówiąc – na Półwyspie Apszerońskim, od niepamiętnych czasów, jak przystało na ziemię, w której znajdują się pokłady ropy naftowej i gazu, gaz wydobywał się samoistnie szczelinami w piaskowcu, pod którym te złoża się znajdowały. Samoistnie się wydobywał i ulegał samozapłonowi, a czasami zapalał się pod wpływem czynników zewnętrznych – iskra przy krzesaniu ognia, uderzenie pioruna – i z wnętrza ziemi wydobywał się już nie gaz, ale płomienie. O tym unikalnym zjawisku pisał już w XIII wieku Marco Polo – nazwał je płomieniami znikąd. Taka osobliwość nie mogła i nie może nie przyciągać mieszkańców innych stron świata, zatem i ja jadę ją zobaczyć.

„Płomienie znikąd” przyciągały na Półwysep Apszeroński wyznawców hinduizmu, sikhizmu i zaratusztrianizmu (zoroastryzmu). Do rozprzestrzeniania się tych wierzeń przyczyniał się Jedwabny Szlak, naukowcy nie mogą jednak dojść do porozumienia, wyznawcy której religii byli tutaj pierwsi.
Jakkolwiek ogień był przedmiotem kultu we wszystkich tych wyznaniach, to szczególne miejsce zajmował w zaratusztrianizmie, religii powstałej na bazie pierwotnych wierzeń ludowych ludów indoeuropejskich żyjących na terenie obecnego północnego Iranu. Jej twórcą był Zaratusztra, perski kapłan, prorok i reformator religijny, który żył około X wieku p.n.e. (źródła podają przedział od XIII do VI wieku p.n.e.), a stworzona przez niego religia to jedna z pierwszych religii monoteistycznych. Zaratusztrianie wierzyli, że świętość ognia wzrasta wraz z czasem jego trwania, że tylko taki ogień, który pali się stale ponad 100 lat, ma nadzwyczajną moc oczyszczania, uzdrawiania i spełniana życzeń. Jakież zatem miejsce może być lepsze na sprawowanie kultu, jeżeli nie to, gdzie ogień sam z siebie płonie nieprzerwanie całe wieki?

Przyjmuje się, że zaratusztrianizm rozprzestrzenił się na terenie dzisiejszego Azerbejdżanu w pierwszym tysiącleciu p.n.e. i że miejsce na Półwyspie Apszerońskim zwane Ateszgah – co dosłownie znaczy „dom ognia” – uważane było przez jego wyznawców za miejsce święte długo przed końcem XVI wieku, kiedy czciciele Śiwy wznieśli pierwszą świątynię. To, co się zachowało do dzisiaj, pochodzi z wieku XVII i XVIII – do tego bowiem okresu odnoszą się wszystkie odkryte na murach inskrypcje. 


Zbliżając się do świątyni, mam wrażenie, że wchodzę do warownego zamku. To jednak, co widzę najpierw, to zupełnie współczesne, jakkolwiek stylizowane na wiekowe, bramy i mury z portykami wyznaczające przestrzeń dla pielgrzymów i turystów – restauracje, miejsca dla odpoczynku. W obrębie tych murów znajduje się pięcioboczny, nieregularny plac otoczony niegdysiejszymi celami mnichów i pomieszczeniami dla pielgrzymów. Na placu wznosi się najświętsze miejsce tego sanktuarium. Czworoboczny pawilon zwieńczony niewielką wieżą, z nieotynkowanego kamienia, z arkadowymi otworami na każdej ścianie, skrywa ołtarz w kształcie ściętego ostrosłupa, na którym pali się ogień.  
















Nie jest to jednak ogień palący się dzięki złożom gazu samoczynnie wydobywającemu się z ziemi. Paliwo jest doprowadzane rurami w zupełnie współczesny sposób. Naturalne źródła gazu wyczerpały się w 1883 roku i pielgrzymi przestali przybywać do świętego miejsca, jakkolwiek funkcjonowało ono jeszcze jako miejsce kultu do końca XIX wieku. Potem obiekt niszczał i dopiero w 1975 roku przywrócono go do życia, tworząc muzeum. A przede wszystkim doprowadzając gaz, aby święty ogień nadal się palił. Teraz przybywają tutaj nie pielgrzymi, ale zwiedzający, którzy mogą wiele się dowiedzieć, studiując wystawy w dawnych celach mnichów. Mogą zobaczyć artefakty będące wynikiem pracy archeologów oraz repliki strojów i naczyń ceremonialnych wykorzystywanych do święcenia ognia. No i poczytać inskrypcje na murach – pod warunkiem że znają sanskryt.





Na dziedzińcu obok świątyni-ołtarza odsłonięto resztki rur gazowych z XIX wieku, studni z wieku XVIII, pojemniki do magazynowania gazu i żywności oraz platformy, raczej ołtarze, na których składano ofiary i sprawowano ceremonie związane z kultem ognia.

Nie wiem, ilu wyznawców ma dzisiaj zaratusztrianizm, ale kult ognia jest kontynuowany, jakkolwiek obecnie ma on raczej charakter tradycji kulturalnej. Jednym ze świąt nawiązujących do tego kultu jest święto Novruz (novruz oznacza Nowy Rok), któremu poświęcono w muzeum sporo miejsca. Tradycja obchodzenia tego święta, w Azerbejdżanie celebrowanego 20–23 marca, została wpisana na listę UNESCO[1] (wspólnie z kilkoma innymi krajami Azji Środkowo-Wschodniej).



[1] Zapis na liście UNESCO:  Wpis na Listę reprezentatywną niematerialnego dziedzictwa kulturowego ludzkości w 2009 r.
Novruz, Nowrouz, Nooruz, Navruz, Nauroz, Nevruz. Kraj(e) członkowski(e): Azerbejdżan/Indie/Iran/Kirgistan/Uzbekistan/Pakistan/Turcja

Święto Novruz (Nowrouz, Nooruz, Navruz, Nauroz, Nevruz) oznacza Nowy Rok i nadejście wiosny. Obchodzone jest 21 marca na rozległym obszarze geograficznym, obejmującym m.in. Azerbejdżan, Indie, Iran, Kirgistan, Pakistan, Turcję i Uzbekistan. Ze świętem związanych jest wiele lokalnych tradycji, jak przywoływanie postaci Jamszida, mitycznego króla perskiego oraz wiele innych lokalnych opowieści i legend. Obrzędy, które towarzyszą świętu, mogą różnić się w zależności od miejsca i lokalnych tradycji – od skakania przez ogień lub wodę w Iranie, poprzez rozpalanie ogni u wejścia do domu, po tradycyjne zapasy i wyścigi konne w Kirgistanie. We wszystkich regionach świętu towarzyszą pieśni i tańce oraz uroczyste rodzinne lub wioskowe uczty. Podczas obchodów obdarowuje się przede wszystkim dzieci, które biorą czynny udział w wielu przygotowaniach do święta, np. w dekorowaniu gotowanych na twardo jajek. Wiodącą rolę w przygotowaniu do święta i jego zachowaniu dla przyszłych pokoleń odgrywają kobiety. Navruz wzmacnia związki między pokoleniami i w obrębie rodzin oraz więzi sąsiedzkie, dzięki czemu wpływa na kulturową różnorodność i przyjazne relacje między przedstawicielami odmiennych grup.

©2009 tłumaczenia na język polski: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego