Newarowie to grupa etniczna zamieszkująca kotlinę
Katmandu, posługująca się językiem newarskim, licząca około 1 300 000 osób.
Kotlina Katmandu leżąca u stóp Himalajów, na wysokości 1300–1500 metrów n.p.m.,
ma długość 24
kilometrów ze wschodu na zachód, a szerokość – 19 kilometrów z
północy na południe. Główne miasta kotliny to Katmandu, Patan i Bhaktapur, w
pewnych okresach stolice oddzielnych królestw, których zabudowa tworzona była w
ciągu wieków przez artystów pochodzenia newarskiego.
Budowy, przebudowy i rozbudowy pałaców królewskich oraz
miast skupiających się wokół monarszych siedzib, dokonywane pod mecenatem
władców, pozwalały Newarom na doskonalenie swoich umiejętności. Co więcej,
rywalizacja między władcami tych państw-miast, którzy dążyli do stworzenia i
ozdobienia swych pałaców, tak aby były piękniejsze niż siedziby ich sąsiadów,
skutkowała rozwojem rzemiosła na niespotykaną skalę. W ciągu trzech stuleci (XIV–XVI)
kotlina Katmandu przekształciła się w prawdziwy skarbiec sztuki i architektury
uznany za dziedzictwo nie tylko nepalskie, lecz także światowe. Na listę światowego
dziedzictwa UNESCO zostało wpisane siedem zabytków kotliny Katmandu – trzy
zespoły pałacowo-mieszkalne (Katmandu, Patan i Bhaktapur) a także cztery
świątynie (buddyjskie stupy Swajambhunath i Bodnath oraz hinduistyczne
świątynie Paśupatinath i Changu Narayan).
Ta podróż pozwoliła mi zaglądnąć do tego skarbca.
Durbar to
słowo pochodzenia perskiego (darbār) oznaczające dwór władców, ale też
oficjalne spotkanie, któremu przewodniczy król, feudalną radę stanu czy
uroczyste zgromadzenie (określenie stosowane w Indiach w czasach Imperium Brytyjskiego).
W nepalskich królestwach kotliny Katmandu słowem tym określano place przed
pałacami królewskimi – plac Durbar, czyli plac Królewski. Plac Durbar nigdy nie
był pusty – zajmowały go świątynie, figury bóstw, fontanny, ogrody. Również sam
pałac to nie był jeden budynek, ale zespół pawilonów mieszkalnych i
oficjalnych. Dzisiaj określenie „plac Durbar” odnosi się do całego założenia
pałacowego i placu przed nim. Te najbardziej znane to place Durbar w Katmandu,
Patanie (4 kilometry
na południe od Katmandu) oraz Bhaktapurze (14 kilometrów na
południowy wschód od Katmandu).
Przewodniki
szczegółowo wyliczają i opisują poszczególne budynki i pawilony pałacowe,
identyfikują budowle i pomniki zapełniające place przed pałacami, charakteryzują
architekturę, wyszczególniają etapy rozbudowy i opowiadają ich historię. Można
studiować całymi dniami. Ja mam do dyspozycji po jednym dniu na każde miasto,
dlatego staram się raczej chłonąć atmosferę tych miejsc. Wolę zachwycić się architektonicznymi
kształtami pagód, detalami snycerki czy kamieniarki, aniżeli doczytywać, w
którym roku, który władca i z jakich pobudek wzniósł tę czy inną budowlę. Obraz
tego, co widzę, i tak odbiega od tego, co mogłabym przeczytać. Odbiega, bo na
każdej z nepalskich starówek widać jeszcze szkody, jakie pozostawiło po sobie
trzęsienie ziemi z 25 kwietnia 2015 roku. Wstrząs o sile 7,9 w skali Richtera
był najsilniejszym od 80 lat i najbardziej dotknął właśnie kotlinę Katmandu,
powodując śmierć ponad 7000 ludzi i zniszczenie wielu bezcennych zabytków.
Bambusowe
rusztowania otaczają zrujnowany budynek przysłonięty białymi płachtami. Gdyby
nie napis, nie wiedziałabym, że to właśnie jest Kasthamandap, czyli „drewniany
dom” – trójkondygnacyjny pawilon w kształcie pagody z XII wieku, najpierw
służący celom handlowym, później przekształcony w świątynię. Od tej nazwy podobno
pochodzi nazwa miasta. A jedna z legend mówi, że budynek został zbudowany z drewna
z jednego drzewa. Za ogrodzeniem widać pryzmy kamieni i drewniane belki ułożone
u podnóża rusztowań, chociaż z tej odległości nie widać, czy to elementy odzyskane
z ruin, czy nowe materiały zgromadzone przez ekipę budowlańców.
Spacery wśród
tych pomników historii – poza nieustannym zachwytem nad wyobraźnią i
zręcznością ludzi tworzących przez wieki to, co mogę oglądać – skłaniają do
refleksji, wzbudzają zainteresowanie elementy nietypowe czy będące przejawem zwyczajów
obcej mi kultury, jak chociażby naiwna rzeźba boskiej pary: Śiwy i Parwati wyglądająca
przez okno świątyni z końca XVIII wieku.
Najstarszą
strukturą na placu Durbar w Katmandu jest świątynia Dźaganatha (Jagannath
Temple) z 1563 roku. Wzbudza ona szczególne zainteresowanie, bo niewiele jest
świętych miejsc – świątyń – ozdobionych rzeźbami scen erotycznych, żeby nie
powiedzieć: obscenicznych.
Świątynię
Dźaganatha wieńczy ciężki dwustopniowy dach opierający się na drewnianych
rozporach zdobionych snycerką. Motywem rzeźb są hinduistyczne bóstwa, a w
najniższych partiach belek znajdują się sceny erotyczne. Taka Kamasutra
w drewnie (indyjskie miasto Khajuraho porównuje się do Kamasutry w
kamieniu). Tutaj te sceny zdobią każdą podporę, w innych świątyniach kotliny –
tylko niektóre. I chociaż geneza tych zdobień, pochodzących prawdopodobnie z
praktyk tantrycznych, nie jest jasna, to nie można nie zachwycić się precyzją
wykonania tych drewnianych miniatur.
Siedząc na
schodach Kriszna Mandir katmandzkiego placu Durbar, myślę, że kotlina Katmandu
to rzeczywiście skarbiec. Skarbiec wypełniony dziełami powstającymi przez
wieki, którego zaledwie cząstkę widziałam. Zarówno Katmandu, jak i Patan oraz
Bhaktapur to bowiem nie tylko place Durbar – zespoły pałacowe z imponującymi,
zabudowanymi placami – lecz także świątynie i pałace poza tymi zespołami. Jak
chociażby Złota Świątynia w Patanie czy plac Dattatraja w Bhaktapurze.
Co najbardziej
zapamiętałam? Co najbardziej będę pamiętała?
Chyba w
największym stopniu poruszyły mnie detale, szczególnie dzieł snycerskich. Nie
tylko te wymieniane w przewodnikach, jak okno z rzeźbą pawia w Bhaktapurze
(„pawie okno”), nie tylko rozpory Dźaganathy (i to nie z powodu scen
erotycznych), lecz także setki innych, niewymienianych w literaturze, ale
porażających wręcz mistrzostwem wykonania najmniejszego szczegółu.
Koronkowa
robota.
Niesamowita grupa etniczna, zdolna i pracowita. Ich pomysły zdobień to mistrzostwo świata! A sceny erotyczne... No cóż - to życie!
OdpowiedzUsuńDzięki Mariola za ten cudny kawałek świata:)))
To co mogłam pokazać w jednym poście, to tylko niewielka cząstka tego co widziałam. Szkoda, że wiele zostało zniszczone, ale wierzę, że potomkowie mistrzów, którzy to wykonali, staną na wysokości zadania.
UsuńOby tak się stało! Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńNepal to moje wielkie marzenie... W tym roku byłam na Kubie ale kolejnych wakacji już nie odpuszczę!
OdpowiedzUsuńA ja właśnie o Kubie myślałam. Na razie myśli za nas koronawirus... Żczę, mimo wszystko, realizacji planów i marzeń.
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, "usunął się" przez przypadek. Napisałaś, że dobrze, że odbudowują. Zgadzam się z tym, chociaż długo to zapewne potrwa. Pozdrawiam.
Usuń