300 słonecznych
dni w roku, lazurowe wody Morza Jońskiego, liczne plaże, bliskość gór oraz
ciągle rozwijająca się infrastruktura turystyczna czynią z Sarandy (Albania)
doskonałą miejscowość wypoczynkową. I rzeczywiście, jest to największy (40
tysięcy stałych mieszkańców) oraz jeden z najchętniej i najliczniej
odwiedzanych kurortów Riwiery Albańskiej. Ja jednak nie dla plaż i słońca tutaj
przyjechałam, tylko dlatego, że stąd najłatwiej dostać się do Butrintu, największego
kompleksu antycznych pozostałości poza Grecją i Włochami. Ale i w samym mieście
sporo można zobaczyć.
[…]
Od strony
wschodniej górują nad miastem dwa wzgórza. Na jednym z nich wznosi się
średniowieczna twierdza Lekurës zbudowana na planie kwadratu o boku 50 metrów. Zachowała się
część murów oraz dwie wieże, teraz znajduje się tutaj restauracja. Nie, nie
będzie ona celem mojej wizyty. Zdecydowanie bardziej interesuje mnie to, co było
i co pozostało na drugim wzgórzu. A pozostały ruiny ortodoksyjnego klasztoru 40
Świętych Męczenników z Sebasty, którego początki sięgają VI wieku, a od którego
pochodzi dzisiejsza nazwa miasta. Wezwanie kościoła to w języku greckim Agii Saranda, w języku włoskim: Santi Quaranta. Wyraz saranda oznacza liczbę czterdzieści.
Święci, których
wezwanie otrzymał kościół, byli kapadockimi chrześcijanami i żołnierzami
legionu rzymskiego. Mimo ogłoszonych już edyktów dotyczących wolności wyznania
w Cesarstwie Rzymskim próbowano ich zmusić do złożenia ofiary pogańskim bogom.
Żołnierze nie wyparli się swojej wiary, w wyniku czego skazano ich na działanie
lodowatej wody (lub mrozu – według innej wersji). Zamarzli na śmierć 9 marca
320 roku w Sebaście w ówczesnej Armenii. Są świętymi Kościołów katolickiego,
koptyjskiego, ormiańskiego i prawosławnego. W Polsce wspomnienie 40 Świętych
Męczenników z Sebasty obchodzone jest 10 marca i temu przypisuje się
ustanowienie w tym dniu Dnia Mężczyzn[1].
To, że na
wzgórzu pozostały ruiny, w tym przypadku nie jest winą procesu ateizacji kraju.
Kościół i klasztor zostały zbombardowane w czasie II wojny światowej, przy czym
już wtedy proces destrukcji był dosyć zaawansowany. W jednym z przewodników
czytam, że aby zwiedzić pozostałości, trzeba mieć pozwolenie z ratusza (!). Nie
bardzo chce mi się w to wierzyć. Kogokolwiek jednak pytam, czy klasztor jest dostępny
do zwiedzania, czy w ogóle jest otwarty, każdy zaprzecza – to są tylko ruiny, otoczone
płotem, nic nie zobaczysz. Ratusza szukać nie będę, godziny pracy zapewne dawno
minęły, kolejnego dnia nie będę traciła, idę na własną odpowiedzialność teraz
pod wieczór. Przecież to tylko trzy kilometry – a że trochę pod górkę – nie
pierwszy i nie ostatni raz muszę zdobywać szczyty, żeby coś zobaczyć.
Na ostatnim
odcinku gubię się w gąszczu uliczek i zakamarków peryferii miasta, ale jakiś
dzieciak mnie podprowadza. No proszę, brama na oścież otwarta, przed nią siedzi
na trawie mężczyzna pilnujący pasących się kóz.
Mogę sobie
spokojnie po ruinach pochodzić. Bez trudu rozpoznaję zarys trójnawowej bazyliki
(40 × 24 metry),
identyfikuję mur absydy. Krata zamyka przejście do podziemnej krypty z III
wieku, ale zupełnie dobrze ją widać. Podobno zachowały się malowidła, w bardzo
kiepskim stanie, tych jednak nie znajduję, ale też nie do wszystkich
zachowanych pomieszczeń można wejść. Archeolodzy przypuszczają, że pierwsza
świątynia powstała na miejscu pogańskiego kultu. Klasztor był rozbudowywany do
XV wieku.
Cieszę się, że
nie dałam się zniechęcić i że na wzgórze się wdrapałam – bo widoki, nie tylko
na ruiny, ale na całe miasto i na zatokę, niezrównane! W zatoce zacumował
gigantyczny wycieczkowiec. A pan właśnie przegania swoje stadko kóz w sobie
tylko znane miejsce – najkrótsza droga wiedzie przez ruiny klasztoru!
Ci z
wycieczkowca zapewne jutro będą się męczyć, zwiedzając to i owo, a potem będą odpoczywać
na plażach wioski Ksamil. I ja wracając z Butrintu, wysiadłam w jej centrum i
podeszłam na plażę. Na razie była wyludniona, nie zachwyciła mnie.
[1] Zgodnie z Kalendarzem Świat Nietypowych Kalbi.pl: Najbardziej
prawdopodobnym powodem powstania Dnia Mężczyzn zdaje się zazdrość panów w
stosunku do pań, które od lat z powodzeniem obchodzą swoje święto 8 marca. W
Polsce święto to nie cieszy się dużą popularnością, a i sama data zdaje się
nieco naciągana – prawdopodobnie ma nawiązywać do 40 męczenników z Sebasty,
którzy wspominani są w kościele właśnie tego dnia. Znacznie bardziej popularna
wersja tego święta - Międzynarodowy Dzień Mężczyzn – obchodzona jest bowiem w
większości państw 19 listopada. Choć idea krążyła po świecie już od lat 60.,
pierwszym krajem, który oficjalnie wyróżnił w tej sposób płeć brzydką, był w
1999 roku Trinidad i Tabago – małe wyspiarskie państewko w Ameryce Południowej.
Głównym celem obchodów jest promowanie właściwych wzorców postępowania
(zwłaszcza wśród młodych chłopców), troski o męskie zdrowie, wspieranie
budowania właściwych relacji między kobietami i mężczyznami oraz uczczenie
mężczyzn ze szczególnymi zasługami dla społeczeństwa. Z czasem Dzień Mężczyzn
otrzymał nawet oficjalne poparcie UNESCO i do dziś przyjął się mniej lub
bardziej w ponad 60 państwach. Jak twierdzą organizatorzy, święto panów nie ma
na celu rywalizacji z Dniem Kobiet. Istotnie, Dzień Mężczyzn często siłą rzeczy
przypomina kółko wzajemnej adoracji, bo niestety właściwie nigdzie nie przyjął
się zwyczaj obdarowywania panów prezentami przez kobiety.
Kolejne historyczne miejsce tego pięknego i nieodkrytego do końca kraju. Ja tam nie dotarłam, ale do Butrint i na plażę w Ksamil już tak. Mam z jednej z tamtejszych plaż zdjęcie, o które znajomi pytają, czy to Karaiby. Bo tam było pięknie! Właśnie, jak na Karaibach. Błękitna woda i jasny piasek, a takich plaż w okolicy jest niewiele. Ja jestem zachwycona Albanią. Jej historią również:) Dzięki za jej kolejne ciekawe miejsce:)))
OdpowiedzUsuń