Gdy tylko wysiadam z autobusu (http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2020/03/mur-dziesieciu-tysiecy-li-wielki-mur.html), widzę MUR. Parking i kasy
biletowe są u stóp góry, na której szczycie widać historyczną budowlę, a
właściwie jej ruiny. Kolejek nie ma, bez czekania kupuję bilet, dostaję bardzo
szkicową mapkę, a pani kasjerka, o dziwo władająca angielskim, objaśnia mi
chińskie napisy.
W czasach
dynastii Yuan (1279–1368) w tej części gór znajdowało się wiele bogatych
wiosek, w okresie dynastii Ming (1368–1644), w najdogodniejszym strategicznie miejscu,
na przełęczy Benshenguan, założono miasto. Już w 1404 roku rozpoczęto
umacnianie tego odcinka granic, ale rozwój tych prac nastąpił dopiero w 1575
roku. Budowę nadzorował wówczas generał Cai Kai, jednak jej dokończenie się ślimaczyło.
Trudno się dziwić, patrząc, jakie różnice poziomów musieli budowniczowie pokonywać!
Kiedy generał po zakończeniu budowy przybył do Pekinu, aby zdać cesarzowi
raport, został ścięty. Stracił życie, ponieważ zazdrośni ministrowie donieśli swemu
władcy, że podwładni generała byli nieudolni i że wykonany przez nich mur to
bubel. Jakiś czas później cesarz zarządził kontrolę, wysyłając do Huanghua
zaufanych ludzi. Okazało się, że mury wzniesione pod dowództwem Cai Kaia są
solidne i zostały wykonane z pełnym profesjonalizmem. Cesarz zdał sobie sprawę,
że zbyt pochopnie skazał Cai Kaia na śmierć, i rozkazał wybudowanie mu
porządnego grobowca oraz ufundował kamienną stelę poświęconą pamięci lojalnego
generała. Aby przyszłe pokolenia nie miały wątpliwości co do jakości umocnień,
polecił również umieszczenie na wielkiej skale poniżej muru napisu „Jin Tang”,
co znaczy: „solidny, trwały”. To tłumaczy nazwę, jakiej niekiedy używa się w
stosunku do tego fragmentu muru: Wielki Mur Jintang. Ta sekcja ma prawie 11 kilometrów,
sięgając na wschodzie do Mutianyu. Została wzmocniona 6 fortami, 12 wieżami
sygnalizacyjnymi, 32 strażnicami i 6 przepustami, co w tym ujęciu chyba oznacza
bramę.
Po północnej stronie muru znajduje się jezioro. Pojawiają się różne nazwy, przewija się informacja o sztucznym zbiorniku oddanym do użytku kilka lat temu, chociaż metamorfoza tego terenu zaczęła się już w roku 1975. Tama przecięła jezioro Jintang. Nie dojdę, czy to jedno jezioro jest raz nazywane jeziorem Jintang, innym razem jeziorem Haoming, nie zgłębię, czy sztuczny rezerwuar powstał w wyniku powiększenie jeziora naturalnego, czy utworzono je od podstaw jako drugi, a może trzeci zbiornik wody. A jeżeli tak, to gdzie się kończy jedno jezioro, a zaczyna drugie czy trzecie?
Powinnam chyba była zacząć tak: po północnej stronie muru rozlewa się jezioro w kształcie półksiężyca. Dlatego często stosuje się nazwę „Wielki Mur nad jeziorem”, a marketingowcy wykorzystują fakt, że to „jedyny fragment Wielkiego Muru, który łączy góry, mury i wodę”. Jeszcze inny slogan reklamowy zapewnia, że wędrówka tym odcinkiem to „prawdziwe wyzwanie”, ponieważ „nie ma tutaj żadnej gładkiej ścieżki jak te w Badaling i na innych odcinkach Wielkiego Muru”. No to wypada to wszystko sprawdzić, chociaż o porównywaniu mowy nie ma – w Badaling nie byłam i już nie będę.
Jezdnią poprowadzoną na szczycie tamy docieram do pierwszego fragmentu muru. Wchodzę na jego szczyt bocznym wejściem, na pewno niepamiętającym czasów Mingów. Mur nie jest tutaj zbyt szeroki, jakieś 5–8 metrów, zabezpieczony blankami i zwieńczony chorągwiami. Zapewne replikami tych cesarskich. Nowe wejście musiało zostać utworzone, bo bieg muru został w tym miejscu przerwany. Jeszcze jakieś dziesięć lat temu zbiegał stromo do dna doliny, po czym równie stromo wspinał się na szczyty sąsiedniego pasma górskiego. Tama i sztuczny zbiornik wody były ważniejsze. Teraz nad doliną, na której dnie widać lustro wody, z obydwóch jej stron sterczą kikuty umocnień, za które generał Cai Kai stracił życie.
Niejedyny to fragment muru zalany wodami jeziora, które podzieliło umocnienia z XIV wieku na kilka odcinków. Ten pierwszy, od którego zaczynam moje spotkanie z Wielkim Murem Chińskim, ma zaledwie około kilometra. Drugi odcinek, z obydwóch krańców zalany wodą, jest niedostępny. Aby dotrzeć do tego trzeciego, trzeba przejść przez most i okrążyć północną zatoczkę jeziora. Ten fragment muru jest najbardziej stromy, ale niewątpliwą atrakcją są trzy strażnice, które mur łączy.
No to "parę" schodków pokonałaś!!! A widoki miałaś bajeczne! Chyba nie myśli się przy takich widokach o bólu nóg:)
OdpowiedzUsuńFascynujące miejsce, dzięki:)))
Szczęśliwie to był przedostatni dzień trzymiesięcznej podróży, i cały ten czas nad kondycją "pracowałam", więc właściwie nawet zmęczenia nie odczułam. Raczej niedosyt.
Usuń