niedziela, 28 marca 2021

Niedziela Palmowa w podróży – San José (Kostaryka), Puerto Princesa (Palawan, Filipiny), Sucre (Boliwia), Katmandu/Patan (Nepal)



Kilkakrotnie zdarzyło mi się być gdzieś w świecie w czasie świat. Niedzielę Palmową miałam okazję przeżywać w San José (Kostaryka), Puerto Princesa (Filipiny), Sucre (Boliwia) i Katmandu/Patan (Nepal).


Kiedy byłam w Ameryce Środkowej, Niedziela Palmowa zastała mnie w stolicy Kostaryki – San José. Zbliżając się w Niedzielę Palmową do katedry (bazylika katedralna św. Józefa, 1857–1874) nie poznaję miejsca, w którym byłam wczoraj. Wielka brama, replika bramy miejskiej, stanowi scenografię do przedstawienia scen wjazdu Chrystusa do Jerozolimy. Zgromadzeni na palcu wierni trzymają w rękach palmy – takie naturalne, będące liśćmi drzewa palmowego i żywo uczestniczą w nabożeństwie pełniąc rolę ludu Jerozolimy sprzed wieków.





















Kilka lat temu przyszło mi spędzić Niedzielę Palmową w Puerto Princesa, na filipińskiej wyspie Palawan.  



Tutejsze palmy zrobione są z fantazyjne splecionych, prawdziwych liści palmowych – wszak jestem w kraju, gdzie palmy rosną na każdym kroku.
Palmy poświęca ksiądz z kościelnym, nie używają jednak kropideł ale… butelek z podziurkowaną nakrętką. W pewnym momencie niezbyt dokładnie zakręcona nakrętka odpada i wierni oraz palmy zostają poświęceni całym strumieniem wody – nikt o to nie ma pretensji. Ksiądz zamienia swoje „kropidło” z butelką kościelnego i dalej już święci palmy sam.
Kiedy ksiądz mija mnie, przerywa kropienie wodą i zadaje mi pytanie: skąd jesteś? Takiej reakcji, gdy odpowiadam, że jestem z Krakowa, z Polski, nigdy bym się nie spodziewała.
– Dzień dobry – słyszę, najczystszym polskim językiem, z lekkim tylko obcym akcentem wypowiedziane słowa.  
Ot, niespodzianka. Nie udało mi się niestety dowiedzieć, w jakich okolicznościach filipiński ksiądz nauczył się polskiego pozdrowienia.

















Niedzielą Palmową w czasie czteromiesięcznej podróży po Ameryce Południowej spędzam w Sucre, konstytucyjnej stolicy Boliwii.


Większość kolonialnych budowli miasta otynkowana jest na biało, dlatego czasem nazywa się je Ciudad Blanca – Białe Miasto. Dzisiaj jest raczej biało-zielone. Jest Niedziela Palmowa i chodniki w pobliżu kościołów usłane są palmami. To znaczy stoiskami z palmami, a właściwie z palmowymi liśćmi. Tutaj bowiem, podobnie jak we wszystkich chyba krajach, w których rosną palmy, nieodzowny rekwizyt dzisiejszego święta robiony jest z liści palmowych. Mniejsze i większe palemki tworzone są z misternie wyginanych i załamywanych liści, tworzących filigranowe kształty ożywiane pomarańczowymi aksamitkami.

Co do zwyczajów samego aktu święcenia palm, to – jak widzę – są różne. Kiedy mijam kościół św. Franciszka, palmy poświęcają ministranci i ministrantki stojący na murku kościelnego ogrodzenia. Po innej mszy, w tym samym kościele, palmy święci ksiądz, ale nie przechodzi środkiem kościoła, tylko wierni tłoczą się przed ołtarzem, na którego stopniach stoi. Kiedy wieczorem zaglądam do… sali gimnastycznej za kościołem św. Rity, w której trwają przygotowania do wieczornej mszy świętej (czy w mieście, w którym jest co najmniej setka kościołów, konieczne jest organizowanie mszy w sali gimnastycznej?), i kiedy ta msza się zaczyna, ksiądz biega po trybunach, baaardzo obficie kropiąc nie tylko palmy, lecz także wiernych, którzy je przynieśli. 
 
Główne uroczystości Niedzieli Palmowej odbyły się na Placu 25 Maja, głównym placu miasta – tutaj palmy święcił biskup, a potem procesja udała się do stojącej przy placu  katedry.





W czasie ostatniej podróży, w Niedzielę Palmową byłam w Katmandu. Według danych z 2014 roku w Nepalu mieszka 7000 katolików, a katolicka katedra pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny (konsekrowana 1995) znajduje się w Katmandu – tak się najczęściej o niej mówi, chociaż w rzeczywistości znajduje się ona w Jāwalākhel, na osiedlu Lalitpuru (Lalitpur Metropolitan City), trzecim co do wielkości mieście Nepalu (po Katmandu i Pokharze), które wyrosło na terenie historycznego Patanu.

[…] Dzisiaj, w Niedzielę Palmową, wierni nie wchodzą do wnętrza, ale stoją przed kościołem. W drzwiach świątyni zaimprowizowano ołtarz, przed którym, na stoliku, leżą palmowe liście. Po wygłoszeniu formuły poświęcenia i pokropieniu tych naturalnych palemek uczestnicy mszy zabierają pojedyncze liście, obsługa usuwa ołtarz i ta niewielka procesja wchodzi do kościoła. To była chyba najskromniejsza celebracja Niedzieli Palmowej, w jakiej kiedykolwiek uczestniczyłam.



Częstując się, po skończonej celebracji, wyśmienitą herbatą jaśminową serwowaną na dziedzińcu przed kościołem, rozmawiam chwilę i z innymi podróżnikami, których całkiem sporo dzisiaj do świątyni przybyło, i z miejscowymi, którzy ciekawi są, kto skąd przybył. Okazuje się, że moje przeświadczenie (wynikające z tego, co wcześniej znalazłam w sieci), że to jedyna świątynia katolicka w Nepalu, jest błędne. Pewien Nepalczyk mówi o kilku jeszcze kościołach katolickich, ale wymienia nazwy miejscowości, których nie znam, więc i nie zapamiętuję ich.


Kościół św. Franciszka w Sucre