czwartek, 27 sierpnia 2020

Baszta Dziewicza w İçəri Şəhər, Baku. Azerbejdżan


W wyniku rozpadu kalifatu arabskiego na terenie współczesnego północno-wschodniego Azerbejdżanu powstało państwo Szyrwan, istniejące w latach około 799–1539. W 1539 Szyrwan stał się prowincją irańskiej dynastii Safawidów.

Władcy Szyrwanu, nazywani szyrwanszachami, mieli w niektórych okresach sporą lokalną niezależność i znaczenie, w innych – w znacznym stopniu byli uzależnieni od władców państw sąsiednich. Ich stolicą była Szemacha (120 kilometrów na zachód od Baku), znana już w czasach Imperium Rzymskiego. Kiedy w 1197 roku trzęsienie ziemi zniszczyło Szemachę, szyrwanszachowie przeprowadzili się do Baku, które stało się nową stolicą Szyrwanu.

Szemacha, teraz turystyczne miasteczko, nie znalazło się w harmonogramie mojej podróży, pozostaje mi poznać historię Szyrwanu w Baku, a ściślej mówiąc – w İçəri Şəhər, czyli Mieście Wewnętrznym (UNESCO), które powstało na miejscu zamieszkanym już w paleolicie.

 










 


Od czasów starożytnych Baku było najgęściej zaludnionym miejscem nie tylko na wschodzie Kaukazu, ale w ogóle w Azji Zachodniej. Do jego najstarszej części, Miasta Wewnętrznego, wchodzę Podwójną Bramą w północnej części murów, jedną z głównych bram do miasta. Ta „podwójność” polega na tym, że są to dwie bramy w odległości 5–6 metrów obok siebie. Całe miasto było otoczone murami, również podwójnymi, z XII wieku, o wysokości 8–10 metrów i grubości 3–3,5 metra. Mury zewnętrzne otoczone były fosą. Między zewnętrzną a wewnętrzną linią murów również była fosa, która w razie ataku z zewnątrz wypełniana była ropą naftową i podpalana. Każdy, kto chciałby wedrzeć się do miasta, musiałby pokonać wodę i ogień. Wielu chętnych chyba nie było. Za to teraz chętnych, żeby zobaczyć mury, których większość się zachowała, i otoczone nimi miasto, jest bardzo dużo.

W systemie fortyfikacji wyróżnia się Baszta Dziewicza o niespotykanym kształcie – do zbudowanego z wapiennych skał cylindra o wysokości 31 metrów i średnicy 16,5 metra przylega przypora o wysokości 28 metrów. Uważa się, że liczba 28 ma tutaj symboliczne znaczenie. No bo powierzchnia Morza Kaspijskiego leży 28 metrów poniżej poziomu morza, miasto w obrębie murów podzielone było na 28 kwartałów, a w mury obronne wkomponowano 28 półokrągłych wież/baszt.

Patrząc z lotu ptaka, plan wieży można porównać do cyfry 9 lub 6, które zestawione razem dają symbol yin i yang odzwierciedlający istniejące we wszechświecie przeciwne, lecz uzupełniające się siły, żeby przytoczyć najprostszą interpretację z chińskiej filozofii i metafizyki.

A gdyby jeszcze tych tajemnic znaczeniowych było mało, to przekrój poziomy wieży jest też porównywany do znanego w azerskiej sztuce symbolu „buta”, stosowanego m.in. w tkactwie czy budownictwie, a raczej zdobnictwie. Automatyczny tłumacz nie przetłumaczył mi tego słowa, ale jego schematyczne przestawienie na planszy edukacyjnej mówi samo za siebie.

Baszta jest dużo wyższa niż pozostałe elementy umocnień. W dzisiejszym kształcie wzniesiono ją z ociosanych bloków wapienia, podobnie jak cały system fortyfikacji, w XII wieku. Kiedy ją wybudowano na przybrzeżnej skale, morze sięgało do jej stóp. Teraz od brzegu dzieli ją co najmniej 200 metrów. Nie wiadomo, kto i dlaczego wzniósł basztę; wiadomo, że na resztkach murów wcześniejszych budowli, sięgających 15 metrów w głąb ziemi. Archeolodzy twierdzą, że pochodzących z okresu VIII–VII wielu p.n.e., ale tak naprawdę to początki wieży giną w mrokach legend i dziejów.















„Wieża Dziewicza wznosiła się we Wschodnim Murze Starego Miasta. Zbudował ją na cześć córki Mehmed Jusuf Chan, władca Baku, który chciał ją poślubić. Lecz to kazirodcze małżeństwo nigdy nie zostało skonsumowane. Córka rzuciła się z wieży, gdy szalony z miłości ojciec wtargnął do jej komnaty. Kamień, na który dziewczyna spadła i zabiła się, nazwano Kamieniem Dziewicy. Czasem pokrywają go kwiaty składane przez narzeczone w przeddzień ślubu” – tak opowiada o wieży Ali Chan, bohater powieści Ali i Nino Kurbana Saida[1]. Ja Kamienia Dziewicy nie znajduję, ale przecież od czasów, które opisuje Kurban Said, mija sto lat i kamień mógł zostać przeniesiony na inne miejsce albo zarósł trawą.

Wszystkie teorie dotyczące nazwy wieży mają charakter legend, a określenie „dziewicza” rozpowszechniło się dopiero w XIX wieku. Nie wnikając w zawiłości językowe, warto wiedzieć, że słowo qiz w azerskej nazwie baszty Qiz Qalasi tłumaczone jako „dziewiczy” znaczy też „niedostępny” i raczej to znaczenie, jako mające związek z charakterem obronnym budowli, stało u zarania nazwy baszty.


Wspinając się kamiennymi schodami wyciosanymi w murze, zdobywam kolejne osiem poziomów wieży. Każdy poziom sklepiony jest płaską kopułą z okrągłym otworem pośrodku. Ten otwór zapewniał widok na całą niższą kondygnację. Kiedyś nie było schodów na poziom pierwszego piętra, na którym jest wejście do wnętrza – można było być do baszty wciągniętym za pomocą lin lub wejść po drewnianej drabinie wciąganej do środka. 

 









 



Grubość murów wynosi 5 metrów przy ziemi i 3,5 metra na górze. W ścianie, na kilku poziomach, odsłonięto wnękę, w której przebiegały rury z wypalonej gliny doprowadzające słodką wodę z wykutej w skale, wewnątrz baszty, studni o głębokości 21 metrów. Kilka takich rur, a także innych przedmiotów znalezionych w czasie badań archeologicznych wyeksponowano na poszczególnych poziomach. Wąskie okna, raczej okienka strzelnicze, są tak małe, że wątpliwa jest ich rola w ewentualnej obronie. Dlatego częściej czyta się teorie, że baszta była zaratusztriańską świątynią, obserwatorium astronomicznym czy też latarnią morską. Zresztą funkcję latarni morskiej baszta też pełniła już w czasach nam bliższych – od 1858 do 1964 roku, kiedy przekształcono ją w muzeum. Teraz ze szczytu wieży można sobie popatrzeć na Baku, na Morze Kaspijskie oraz na urządzenia wiertnicze na wodzie i lądzie.
















Kiedy w 1982 roku prowadzono zakrojone na szeroką skalę badania archeologiczne, odkryto tajemne przejście do Pałacu Szachów Szyrwanu we wschodniej części miasta. Nie ustalono jednak, gdzie dokładnie zaczynało się to przejście. Jedna z teorii utrzymuje, że na dnie studni.

Ja do pałacu pójdę ulicami starego miasta, bo sporo mam po drodze do zobaczenia.


[1] Ali i Nino, Kurban Said, Świat Książki, 2004








czwartek, 20 sierpnia 2020

Elefanta – za sprawą monolitycznego słonia. Indie



Elefanta (Elephanta) to nazwa wyspy leżącej w odległości około dziesięciu kilometrów na wschód od Mumbaju. Wyspa nie jest duża, ma powierzchnię zaledwie 16 kilometrów kwadratowych (2,4 kilometra długości) i dwa wzgórza o wysokości 150 i 175 metrów – Wzgórze Stupy (w północno-wschodniej części wyspy) i Armatnie Wzgórze (w części południowo-zachodniej). Znajdują się na niej trzy wioski zamieszkane przez 1200 mieszkańców, którzy zajmują się uprawą ryżu i rybołówstwem oraz obsługą turystów przypływających tutaj, aby zobaczyć groty wykute w skałach.

Zanim w XVI wieku na wyspę przybyli Portugalczycy, nosiła ona nazwę Gharapuri. Portugalczycy odkryli na niej świątynie w jaskiniach, przed jedną z nich znaleźli monolitycznego bazaltowego słonia, zatem nadali jej nazwę „Elephanta”. W 1864 roku Anglicy chcieli monolit wywieźć do swojego kraju, ale urwały się liny dźwigu i rzeźba roztrzaskała się na kawałki. Udało się ją posklejać i teraz stoi w ogrodzie koło Muzeum Miasta Mumbaj im. dr. Bhau Daji Lada. Sporo czasu mi zajęło, żeby muzeum, a przede wszystkim słonia znaleźć, a to dlatego, że muzeum funkcjonuje (w różnych źródłach) pod trzema nazwami. Wybudowane jako Muzeum Wiktorii i Alberta, w 1975 roku zostało nazwane imieniem lekarza, znawcy sanskrytu i antykwariusza zasłużonego przy tworzeniu tego najstarszego muzeum w Mumbaju, otwartego dla zwiedzających w 1857 roku. W niektórych źródłach funkcjonuje jako City Museum, w innych jako Dr Dhau Daji Jad Museum, a w innych jeszcze tradycyjnie, jak w XIX wieku.

A w ogóle to warto wejść na chwilę do tego muzeum ze względu na wiktoriańskie wnętrze i dlatego, że to pierwszy budynek kolonialny wybudowany w Mumbaju specjalnie na potrzeby muzeum. 


Tymczasem prom, którym płynę (godzinę), przybija do brzegu Elefanty, wysiadam i od razu zostaję obstąpiona przez ludzi chcących mi ułatwić życie, a w szczególności sprzedać bilet na kolejkę, która zawiezie mnie do kasy biletowej. A jak daleko jest ta kasa? Tutaj odpowiedzi się wahają od kilometra do półtora kilometra. No to idę sobie na piechotę, słusznie podejrzewając, że podawany dystans jest nieco zawyżony. I rzeczywiście, długość kolejki to tylko 600 metrów. Po płaskim terenie. Na łatwe pokonanie różnicy poziomów – wszak przyjechałam tutaj zwiedzać miejsce położone na wzgórzu – żadnego sposobu jeszcze nie ma, a przynajmniej nie ma taniego sposobu. Można sobie bowiem wynająć fotel – rodzaj lektyki – na którym zostanie się zaniesionym przez kilku panów. Podobno planowane jest połączenie wyspy ze stałym lądem kolejką linową – ciekawe, czy stacja na wyspie będzie usytuowana na wzniesieniu, przy wejściu do jaskiń, czy na poziomie morza.


Wzdłuż schodów szpaler straganów, a jakżeby inaczej. Niebieskie brezenty rozciągnięte między nimi tworzą tunel chroniący przed słońcem. I sprawiający, że każdy obiekt na zdjęciu tonie w nienaturalnie niebieskiej poświacie.


Naukowcy nie są zgodni (jak zwykle) co do czasu, kiedy w litej bazaltowej skale wykuto siedem jaskiń będących hinduistycznymi świątyniami (UNESCO). Najczęściej podawany jest przedział czasowy od V do IX wieku, chociaż niektórzy twierdzą, że kucie jaskiń trwało do około 550 roku. Pięć z nich znajduje się stosunkowo blisko siebie, na zboczu Wzgórza Armatniego, na ogrodzonym terenie udostępnionym do zwiedzania. Dwie pozostałe, a także dwie buddyjskie stupy (tylko częściowo zbadane i odkopane), na sąsiednim wzgórzu i nad brzegiem morza, na północnym brzegu wyspy, nie są dostępne dla zwiedzających. 











 
  


Najokazalsza jest pierwsza jaskinia, nazywana Wielką Jaskinią, poświęcona Śiwie. W skale wykuto grotę, kolumny, niewielkie świątynki wewnątrz, a ściany ozdobiono płaskorzeźbami ukazującymi różne aspekty boga Śiwy, sceny z mitologii hinduistycznej, a także obrazy zainspirowane Wedami i eposami hinduskimi. Trimurti, Śiwa i Parwati, Śiwa pomagający Gangesowi spłynąć na ziemię, Śiwa jako Jogi, Śiwa jako Nataradźa (Pan Tańca) – to najbardziej znane i najczęściej prezentowane w albumach rzeźby z Elefanty. Styl, w jakim zostały wyrzeźbione, określany jest jako poguptyjski (Guptowie to dynastia panująca w latach 320–720).

Pozostałe jaskinie nie są ani tak duże, ani tak ozdobne. Szczątkowe rzeźby rodzą pytania, czy te jaskinie były tak słabo ozdobione, czy tak bardzo zostały zniszczone. I przez kogo. Czy przez Portugalczyków, czy jeszcze wcześniej przez muzułmanów? 



Ponad trzy godziny krążę między świątyniami, chociaż zajmują niezbyt rozległy teren. I chociaż ideologia przedstawionych scen jest mi bardzo daleka, nie przeszkadza mi to zachwycać się maestrią twórców sprzed kilkunastu wieków.

Odprowadzana przez makaki (chyba) wchodzę jeszcze na szczyt wzgórza. Chętnych do zrobienia sobie zdjęcia z brytyjskimi działami armatnimi jest chyba tylu samo, ilu amatorów zdjęć z Śiwą w którejkolwiek ze scen w Wielkiej Jaskini.