Elefanta (Elephanta) to nazwa wyspy leżącej w
odległości około dziesięciu kilometrów na wschód od Mumbaju. Wyspa nie jest duża,
ma powierzchnię zaledwie 16 kilometrów kwadratowych (2,4 kilometra długości) i
dwa wzgórza o wysokości 150 i 175 metrów – Wzgórze Stupy (w północno-wschodniej
części wyspy) i Armatnie Wzgórze (w części południowo-zachodniej). Znajdują się
na niej trzy wioski zamieszkane przez 1200 mieszkańców, którzy zajmują się
uprawą ryżu i rybołówstwem oraz obsługą turystów przypływających tutaj, aby
zobaczyć groty wykute w skałach.
Zanim w XVI wieku na wyspę przybyli
Portugalczycy, nosiła ona nazwę Gharapuri. Portugalczycy odkryli na niej
świątynie w jaskiniach, przed jedną z nich znaleźli monolitycznego bazaltowego
słonia, zatem nadali jej nazwę „Elephanta”. W 1864 roku Anglicy chcieli monolit
wywieźć do swojego kraju, ale urwały się liny dźwigu i rzeźba roztrzaskała się
na kawałki. Udało się ją posklejać i teraz stoi w ogrodzie koło Muzeum Miasta
Mumbaj im. dr. Bhau Daji Lada. Sporo czasu mi zajęło, żeby muzeum, a przede
wszystkim słonia znaleźć, a to dlatego, że muzeum funkcjonuje (w różnych
źródłach) pod trzema nazwami. Wybudowane jako Muzeum Wiktorii i Alberta, w 1975
roku zostało nazwane imieniem lekarza, znawcy sanskrytu i antykwariusza zasłużonego
przy tworzeniu tego najstarszego muzeum w Mumbaju, otwartego dla zwiedzających
w 1857 roku. W niektórych źródłach funkcjonuje jako City Museum, w innych jako
Dr Dhau Daji Jad Museum, a w innych jeszcze tradycyjnie, jak w XIX wieku.
A w ogóle to warto wejść na chwilę do tego
muzeum ze względu na wiktoriańskie wnętrze i dlatego, że to pierwszy budynek
kolonialny wybudowany w Mumbaju specjalnie na potrzeby muzeum.
Tymczasem prom, którym płynę (godzinę),
przybija do brzegu Elefanty, wysiadam i od razu zostaję obstąpiona przez ludzi
chcących mi ułatwić życie, a w szczególności sprzedać bilet na kolejkę, która
zawiezie mnie do kasy biletowej. A jak daleko jest ta kasa? Tutaj odpowiedzi
się wahają od kilometra do półtora kilometra. No to idę sobie na piechotę,
słusznie podejrzewając, że podawany dystans jest nieco zawyżony. I
rzeczywiście, długość kolejki to tylko 600 metrów. Po płaskim terenie. Na łatwe
pokonanie różnicy poziomów – wszak przyjechałam tutaj zwiedzać miejsce położone
na wzgórzu – żadnego sposobu jeszcze nie ma, a przynajmniej nie ma taniego
sposobu. Można sobie bowiem wynająć fotel – rodzaj lektyki – na którym zostanie
się zaniesionym przez kilku panów. Podobno planowane jest połączenie wyspy ze
stałym lądem kolejką linową – ciekawe, czy stacja na wyspie będzie usytuowana
na wzniesieniu, przy wejściu do jaskiń, czy na poziomie morza.
Wzdłuż schodów szpaler straganów, a jakżeby
inaczej. Niebieskie brezenty rozciągnięte między nimi tworzą tunel chroniący przed
słońcem. I sprawiający, że każdy obiekt na zdjęciu tonie w nienaturalnie
niebieskiej poświacie.
Naukowcy nie są zgodni (jak zwykle) co do
czasu, kiedy w litej bazaltowej skale wykuto siedem jaskiń będących hinduistycznymi
świątyniami (UNESCO). Najczęściej podawany jest przedział czasowy od V do IX
wieku, chociaż niektórzy twierdzą, że kucie jaskiń trwało do około 550 roku. Pięć
z nich znajduje się stosunkowo blisko siebie, na zboczu Wzgórza Armatniego, na
ogrodzonym terenie udostępnionym do zwiedzania. Dwie pozostałe, a także dwie
buddyjskie stupy (tylko częściowo zbadane i odkopane), na sąsiednim wzgórzu i
nad brzegiem morza, na północnym brzegu wyspy, nie są dostępne dla
zwiedzających.
Najokazalsza jest pierwsza jaskinia, nazywana
Wielką Jaskinią, poświęcona Śiwie. W skale wykuto grotę, kolumny, niewielkie
świątynki wewnątrz, a ściany ozdobiono płaskorzeźbami ukazującymi różne aspekty
boga Śiwy, sceny z mitologii hinduistycznej, a także obrazy zainspirowane Wedami
i eposami hinduskimi. Trimurti, Śiwa i Parwati, Śiwa pomagający Gangesowi
spłynąć na ziemię, Śiwa jako Jogi, Śiwa jako Nataradźa (Pan Tańca) – to
najbardziej znane i najczęściej prezentowane w albumach rzeźby z Elefanty. Styl,
w jakim zostały wyrzeźbione, określany jest jako poguptyjski (Guptowie to dynastia
panująca w latach 320–720).
Pozostałe jaskinie nie są ani tak duże, ani
tak ozdobne. Szczątkowe rzeźby rodzą pytania, czy te jaskinie były tak słabo
ozdobione, czy tak bardzo zostały zniszczone. I przez kogo. Czy przez Portugalczyków,
czy jeszcze wcześniej przez muzułmanów?
Ponad trzy godziny krążę między świątyniami,
chociaż zajmują niezbyt rozległy teren. I chociaż ideologia przedstawionych scen
jest mi bardzo daleka, nie przeszkadza mi to zachwycać się maestrią twórców
sprzed kilkunastu wieków.
Odprowadzana przez makaki (chyba) wchodzę
jeszcze na szczyt wzgórza. Chętnych do zrobienia sobie zdjęcia z brytyjskimi
działami armatnimi jest chyba tylu samo, ilu amatorów zdjęć z Śiwą w
którejkolwiek ze scen w Wielkiej Jaskini.
No patrz, nie udało się Anglikom wywieźć słonia! Jacy biedni i jakie "biedne" ich muzea.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że świątynie są częścią skał wyspy, bo można je tu podziwiać. I nikt ich nie wywiezie!
Miejmy nadzieję, że nikt się nie pokusi.
Usuń