Nie ma chyba innego miasta, które tak często
jak Colonia del Sacramento (170 kilometrów na zachód od Montevideo) zmieniałoby
status przynależności państwowej. Miasto i twierdza założone w 1680 roku przez
Portugalczyków, w ciągu 150 lat kilkakrotnie – albo w wyniku walk, albo w
wyniku podpisywanych traktatów – przechodziło z rąk portugalskich w hiszpańskie
i odwrotnie. Było też przedmiotem sporu między nowo powstałymi państwami,
Argentyną i Brazylią. Dlatego Colonia del Sacramento jest często nazywana
„jabłkiem niezgody” lub „Gibraltarem La Platy”. Trudno się dziwić chęci
posiadania jej w swoich rękach, niełatwo bowiem byłoby znaleźć bardziej
strategiczne miejsce dla wybudowania twierdzy – na przeciwnym brzegu rzeki,
chociaż w całkiem sporej odległości pięćdziesięciu kilometrów, już od ponad stu
lat funkcjonowało Buenos Aires. Ostatecznie, od 1825 roku, Colonia del Sacramento
jest miastem urugwajskim.
Starówka w Colonia del Sacramento (UNESCO)
nie jest rozległa, bez problemu znajduję ruiny kościoła św. Franciszka z
wybudowaną na jego gruzach latarnią morską (1845–1850) i najstarszy kościół
katolicki w Urugwaju, bazylikę Najświętszego Sakramentu, i to, co pozostało z
domu gubernatora portugalskiego. A pozostało niewiele – w 1777 roku Hiszpanie o
to z wielką starannością zadbali. Promenada nad brzegiem rzeki prowadzi do
kolejnych bastionów – Carmen, Santa Rita, San Pedro i San Miguel. Z bastionu
Carmen zostały zaledwie fragmenty fundamentów i przyziemi. Więcej, w tym
fabryczny komin, zachowało się z fabryki kleju i mydła wybudowanej na ruinach
bastionu i zmienionej później na garbarnię. Teraz to prężnie działające centrum
kultury. Z bastionu San Miguel zachowało się najwięcej, a drewniany zwodzony
most prowadzący do dobrze zachowanej bramy miasta jest oblężony przez amatorów
fotografii i fotografowania.
Dlatego jestem zdziwiona, że druga z ikon
miasta, Calle de los Suspiros, jest prawie pusta. „Uliczka westchnień” (suspiro to po hiszpańsku „westchnienie”)
nie byłaby tak sławna, gdyby nie legendy. Jak ta, że było to miejsce kaźni dla
pensjonariuszy miejscowego więzienia. Wyrok wykonywano w oryginalny sposób.
Przywiązywano skazańca do muru i pozostawiano, aż przypływ rzeki La Plata
pozbawi go możliwości oddychania – co najwyżej mógł sobie przed śmiercią trochę
powzdychać. A ja wzdycham z zachwytu, oglądając abstrakcyjne portrety kobiet we
współczesnej galerii przy tejże ulicy, Galerii de Los Suspiros – jakżeby
inaczej.
Organizatorzy turystyki zadbali, aby nikt,
kto miał taki czy inny wkład w historię miasta, nie poczuł się pokrzywdzony – w
Muzeum Hiszpańskim, Muzeum Portugalskim, Muzeum Miejskim i Muzeum Indian Charrúa
można studiować różne aspekty dziejów tej części Urugwaju. Nawet dzisiaj, mimo
że to poniedziałek, niektóre z muzeów są czynne. Nie dla mnie. O 16:30 czeka na
mnie prom do Buenos Aires.
Ogrodzenie lokalnego stadionu sportowego |
Fajne miejsce i świetny spacer w dobie "niepodróżowania". Rzeczywiście, ogrodzenie stadionu jest niespotykane! I zachwycające zachody słońca:)))
OdpowiedzUsuń