niedziela, 11 lipca 2021

Między muzeum a galerią… Mumbaj. Indie




Z kolonialną pozostałością w Mumbaju jest tak jak na całym świecie – jedne budynki świecą dawnym – odrestaurowanym – blaskiem, inne straszą liszajami wilgoci i odpadającymi gzymsami. Kolejną metamorfozę przechodzi dworzec króla Śiwadźiego (Chhatrapati Shivaji), najznamienitsza, wpisana na listę UNESCO budowla wiktoriańska Mumbaju, opleciona właśnie pajęczynami rusztowań. Nawet teraz chyba bardziej znana jako Dworzec Wiktorii (Victoria Terminus), nazwana tak na cześć brytyjskiej królowej (budowa 1878–1887; architekt Frederick William Stevens). Nazwę zmieniono w 1996 roku, składając tym razem hołd założycielowi Imperium Marathów, królowi Śiwadźiemu (1627–1680), któremu udało się wyzwolić znaczne tereny Indii spod władzy Wielkich Mogołów. A Imperium Marathów to obecnie stan Maharasztra, którego stolicą jest Mumbaj.

Dworzec to nie jedyny obiekt, który upamiętniono, w 1998 roku, imieniem założyciela stanu. Muzeum Maharaja Chhatrapati Sivaji, w południowej części Mumbaju, zostało założone jako Muzeum Księcia Walii w Indiach Zachodnich dla uczczenia wizyty Jerzego V, który – jeszcze jako książę Walii, w 1905 roku – położył kamień węgielny muzeum. Architekt budynku, George Wittet (1878–1926), wybrany w konkursie ogłoszonym w 1909 roku, zaprojektował – oczywiście w stylu indosaraceńskim – budowlę, która do dzisiaj uważana jest za jeden z najlepszych przykładów tego stylu. Budynek został ukończony w 1914 roku, ale jako muzeum otwarto go dopiero w 1922 roku – do tego czasu służył jako szpital wojskowy.


Uwagę wszystkich wchodzących do ogrodu przed muzeum, którego zbiory liczą dzisiaj blisko pięćdziesiąt tysięcy artefaktów z różnych epok i ze wszystkich stron świata, przyciąga siedmiometrowej wysokości głowa Buddy leżąca przed budynkiem. Gdy patrzy się na nią od tyłu, ma wygląd jaskini, w której artysta umieścił 1500 figurek Buddy – pięćset dla przeszłości, pięćset dla teraźniejszości i pięćset dla przyszłości. Rzeźbę w miedzi zatytułowaną „Buddowie wewnątrz”, upamiętniającą ofiary tsunami z 2004 roku, podarował muzeum artysta Satish Gupta.















Muzeum niewątpliwie warte jest zwiedzenia. Podobnie jak znajdująca się niemal po drugiej stronie ulicy Narodowa Galeria Sztuk Pięknych, o długiej i skomplikowanej historii. Idea zorganizowania miejsca poświęconego sztuce zrodziła się tuż po odzyskaniu niepodległości, sprzyjali jej premier Neru i lokalna społeczność artystów. Utworzone w 1954 roku muzeum znalazło swoje lokum w budynku z 1911 roku znanym jako Sala Sir Cowasji Jehangira (1853–1934), przekazanym miastu przez fundatora. Była to wtedy część Instytutu Nauki. Później jednak, w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, prestiż tego miejsca podupadł, organizowano tam przypadkowe eventy, zebrania różnych ugrupowań, a nawet kiermasze odzieży. Pod wpływem opinii publicznej domagającej się przywrócenia tego miejsca sztuce, przystąpiono do odbudowy budynku zaprojektowanego również przez George’a Witteta. Było to wielkie wyzwanie. Całe wnętrze zostało przebudowane zgodnie z projektem Romiego Kholosa, tylko fasada – jako obiekt dziedzictwa narodowego – nie została zmieniona. Po dwunastu latach renowacji, w 1996 roku, oddano obiekt do użytku jako Narodową Galerię Sztuk Pięknych. Galeria godne obejrzenia nie tylko ze względu na zbiory, lecz także jako ciekawy przykład przekształcania wiekowych struktur w miejsca na miarę XXI wieku. 
 












 



Jak dobrze, że zaplanowałam sobie wizytę w tym muzeum pod koniec dnia. Dzięki temu mogę zobaczyć jeszcze kilka czasowych wystaw we współczesnej galerii Jehangira Nicholsona, po drugiej stronie ulicy Mahatmy Gandhiego (nie mylić z wydzieloną wystawą dzieł zebranych przez tego kolekcjonera w Muzeum Maharaja Chatrapati Sivaji). 

Jehangir Nicholson, z zawodu biegły księgowy, stał się kolekcjonerem, który zebrane 800 prac 250 artystów przekazał państwu. Tutaj, w oddzielnym budynku, organizowane są wystawy czasowe współczesnych twórców. I co ważne dla podróżników i turystów, dla których czas pracy muzeów, galerii i innych ciekawych miejsc jest zawsze za krótki, otwarte jest do 19:00. Na dodatek wstęp jest bezpłatny. 


W pełni usatysfakcjonowana, szczególnie kolorowymi abstrakcjami Smity Kinkale (ur. 1977), z którą nawet mam okazję zamienić kilka zdań, wracam do hotelu, oglądając – tym razem w świetle latarń – kolonialną zabudowę wokół Majdanu, a właściwie jego części zwanej Oval Maidan.











  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz