Kiedy jestem w jakimś obcym kraju,
kiedy odwiedzam muzea i galerie, kiedy przechodzę „marketami” i „mercadami” na
których nie brakuje obrazów i innych prac lokalnych artystów (i nie w znaczeniu pejoratywnym
używam tutaj słowa „lokalny”!), kiedy oglądam tkaniny artystyczne tworzone w różnych technikach, to zawsze sobie obiecuję, że po powrocie do
domu to i owo sobie namaluję, wyhaftuje, utkam, uszyję... Drugim źródłem prowokującym do stworzenia czegoś jest sama natura.
Tej zimy jednak postanowiłam zrealizować niektóre wcześniejsze fascynacje i tak oto – nie uzurpując sobie prawa do nazywania się artystką – namalowałam kilka obrazów.
Na Dominikanie urzekły mnie niezwykle kolorowe wyobrażenia targowisk
właśnie. Trafiła się możliwość wzięcia udziału w kilkugodzinnych warsztatach
malarskich ale na namalowanie wielopostaciowego obrazu czasu nie było. Namalowałam i
przywiozłam tylko trzy przekupki.
Zatłoczony bazar (zdjęcie na wstępie tego wpisu) powstał w ostatnich tygodniach.
Zatłoczony bazar (zdjęcie na wstępie tego wpisu) powstał w ostatnich tygodniach.
Ketmie spotykam we wszystkich niemal krajach o cieplejszym
klimacie. Najpiękniejsze widziałam w Panamie. Ketmie inspirują...
Ketmiom (lub chińskim różom, lub
hibiskusom) poświeciłam też album:
W Wietnamie podziwiałam obrazy z laki. Żeby przybliżyć zagadnienie,
cytuję to co napisałam na ten temat w Emerytce
w Wietnamie:
W kolejnych wystawowych salach Muzeum Sztuk Pięknych w Hanoi najdłużej
zatrzymuję się przy ekspozycjach tego, co typowe dla Wietnamu. No właśnie,
tylko nie wiem, jak tę technikę nazwać: obrazy w lace, obrazy z laki? Zwróciły
moją uwagę już w pierwszych dniach pobytu w Wietnamie, czy to w galeriach, czy
w sklepach z pamiątkami. Oczywiście wyroby z laki – puzderka, lusterka, biżuteria,
meble, elementy zbroi – były mi znane wcześniej, ale utożsamiałam je głównie z
Chinami i Japonią. Tutaj w Wietnamie laka odsłania mi jeszcze inne oblicze.
Znane od wieków metody wykorzystywania żywicy sumaka (istnieje około dwustu
gatunków tej rośliny) do zdobienia różnych przedmiotów, w Wietnamie są
wykorzystywane również do tworzenia obrazów. Artyści wietnamscy, malarze w
latach trzydziestych XX wieku zaczęli eksperymentować z laką, uzyskując
wspaniałe efekty.
Technika wykorzystywania laki do tworzenia obrazów, niekiedy bliższych płaskorzeźbom, jest niezwykle pracochłonna. Kolejne warstwy żywicy są nakładane na specjalnie dobraną, drewnianą deskę. Warstw takich może być nawet kilkanaście, każda suszona jest powoli, z dala od wiatru czy przeciągu. Każda jest polerowana, kiedyś drobnym piaskiem czy pumeksem, teraz przy użyciu mechanicznych polerek. W końcu nakładanie pigmentu. I ponowne lakierowanie, i ponowne gładzenie… Ewentualnie użycie dłut i rylców, aby uzyskać jak najbardziej plastyczną powierzchnię.
Intryguje mnie element powtarzający się w zdecydowanej większości obrazów – części krajobrazów, liście, płatki kwiatów, elementy ubiorów, czasem tło, to biały lub kremowy marmurek… chyba tak mogę nazwać to, co widzę. I chociaż różne techniki malarskie nie są mi obce – jeżeli nie z praktyki, to przynajmniej z teorii – to nie mam pojęcia, jak można uzyskać taki marmurkowy efekt.
Odpowiedź poznaję kilka dni później, kiedy jadąc nad zatokę Ha Long, wstępujemy do jednego z wielu ośrodków przysposabiających do zawodu niepełnosprawną młodzież, a i dorosłych. Jedna z uczennic pracowicie wklepuje skorupki ugotowanego jajka w ciekłą jeszcze żywicę rozprowadzoną na desce! Dowiaduję się również, że można w podobny sposób wykorzystać macicę perłową, muszle ślimaka czy metale szlachetne. Oczywiście tutaj, przy taśmowej nieomalże produkcji pamiątek dla turystów, skorupka jajka jest niezastąpiona, chociaż mimo tak taniego surowca obrazki z laki nie należą do tanich (skorupki jajka to chyba jedyny tani składnik!).
Moim obrazkom do obrazów z laki
daleko, ale i tak przypominają mi chwile spędzone w Wietnamie i wszystkie
obrazki z laki, i nie tylko z laki, jakie tam widziałam.
Tulipany zawsze mnie fascynowały, nie wiem nawet czy nie obsesyjnie... Najwięcej tych kwiatów, i najpiękniejsze, widziałam w rumuńskich
Jassach.
Kilka obrazów z tulipanami już wcześniej namalowałam, tulipany też haftowałam i tkałam. Tej zimy powstał kolejny obraz.
Kilka obrazów z tulipanami już wcześniej namalowałam, tulipany też haftowałam i tkałam. Tej zimy powstał kolejny obraz.
Prawie w każdym kościele w Meksyku widziałam figurkę św. Szarbela.
Postać tego świętego wtedy, kilka lat temu kiedy byłam w Meksyku, mało jeszcze była
znana w Polsce, jego kult znacznie rozszerzył się w ostatnich latach a ja na
chwilę wróciłam do ikonopisania.
Charbel Makhlouf, właściwie Jusuf Antun Machluf (1828–1898, w Libanie), duchowny maronicki i
pustelnik, kanonizowany w roku 1977.
A to taki sobie
melanż wszystkich pejzaży
jakie kiedykolwiek
przesuwały się za oknami
autobusów lub
pociągów, którymi podróżowałam…
|
Droga Podróżniczko! Jesteś bardzo utalentowana. Powinnaś wreszcie zorganizować wystawę własnych prac. Może w Willi Decjusza?
OdpowiedzUsuńDziękuję za ciepłe słowa!
UsuńA wystawka będzie - przecież po to jest TargArt. Do zobaczenia za cztery dni.
Azjatyckie rysy mi się najbardziej podobają ;] Masz piękną pasję.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Miło się czyta takie komentarze...
Usuń