Zbliżając się do głównej drogi, biję się z myślami. Jest godzina 16:00. Tak wcześnie, a ja mam już wracać do Bogoty? Przecież mniej więcej dziesięć kilometrów dalej jest miasteczko Guatavita, wypadałoby tam zaglądnąć. Ale jeżeli tam pojadę, to kiedy dojadę do Bogoty, będzie już ciemno. A z dworca północnego, do którego dojadę, jedzie się metrobusem do centrum prawie godzinę.
Ale ciemno
będzie i tak, nawet jak wsiądę do autobusu już teraz. Zmierzch zaczyna zapadać
po 18:00. Przecież jak będę chodziła po Guatavita, będzie jasno.
Wchodzę w
konwersację z chłopakiem, właściwie dzieckiem, które pląta się po przystanku.
Tak nawiasem mówiąc, to o tym, że tutaj zatrzymują się autobusy, dowiedziałam
się w pobliskim barze, bo żaden znak nie wskazuje, że to jest przystanek.
Chłopak mówi, że autobusy do Guatavita są co piętnaście minut. Zastanawiam się,
ile ma lat, jak bardzo jego informacja jest wiarygodna. Postanawiam zdać się na
los – wsiądę do tego autobusu, który przyjedzie pierwszy.
Los tak chciał.
Nie minęło dwadzieścia minut, a już jestem w Guatavita.
Mimo nazwy
nawiązującej do czasów przedkolumbijskich Guatavita, a właściwie Guatavita
Nueva (Nowa Guatavita), ma niecałe
pięćdziesiąt lat. Pod koniec lat sześćdziesiątych stara, historyczna Guatavita
została zalana wodami zbiornika retencyjnego, którego tafla pokryta jest
dzisiaj żaglówkami i łódkami. Założone w 1593 roku miasto przestało
istnieć. Nowe „pozuje” na miasteczko kolonialne i zupełnie nieźle mu to wychodzi.
Kościół,
kaplica, muzeum, budynek władz miejskich, restauracja, hotel, targ rzemiosła,
cudownie białe parterowe domki. I La fuente de la Cacica. Fontanna Kacykowej.
No właśnie. Mam problem, jak przetłumaczyć nazwę fontanny. Z wyrazem
„kacykowa”, prawdę powiedziawszy, jeszcze się nie spotkałam, ale edytor tekstu
nie sygnalizuje błędu, więc chyba taki wyraz istnieje. W każdym razie chodzi o
żonę kacyka, która zakochała się w jednym z wojowników męża. Mąż, kacyk
Guatavita, oczywiście zdradę odkrył, kazał zabić amanta, a jego serce
podstępnie podać żonie do zjedzenia podczas przyjęcia. Zhańbiona takim
postępkiem żona rzuciła się w odmęty jeziora. W poczuciu winy i z chęci
przebłagania duchów za swój czyn kacyk rzucił do jeziora złoto i cenne kamienie,
dając początek tradycji ofiarowywania jezioru kosztowności i modlitw. W
rzeczywistości chodziło o ofiarowanie kosztowności kobiecie. Przekupiona
Kacykowa miała odtąd sprawować opiekę nad swoim ludem jako bogini. Ot, jeszcze
jedna wersja legendy o skarbach znajdujących się w toni jeziora Guatavita.
A współcześni
uhonorowali Kacykową fontanną na centralnym placu powstałego setki lat później
miasteczka.
Chodząc
uliczkami miasteczka, odczytując napis na fontannie, oglądając wyroby
regionalnych artystów, jestem niezmiernie wdzięczna losowi, że najpierw
„przysłał” autobus jadący w kierunku Guatavita Nueva. Piękne miejsce.
Mało tego, los
też chce, żeby mój powrót do Bogoty i do hotelu odbył się szybko i bez stresów.
Po dotarciu do dworca północnego bardzo szybko znajduję właściwy metrobus i bez
przesiadki dojeżdżam na Candelarię (mimo że wcześniej ani jeden raz nie udało
mi się nigdzie dojechać, żebym się co najmniej dwa razy nie przesiadała).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz