W Granadzie podoba mi się wszystko.
Parterowa, co najwyżej jednopiętrowa zabudowa. Koegzystencja zadbanych,
odnowionych domów z tymi trochę zapomnianymi, zaniedbanymi. Wszystkie
przyciągają uwagę.
Polecana jest wspinaczka na wieżę kościoła
La Merced, bo stąd najlepiej podobno widać wulkan Mombacho. Widać. Ale równie
doskonale widać wulkan prawie z każdego miejsca w mieście. I prawie każdy, kto
do Granady przyjeżdża, płynie odwiedzić Las Isletas (Wysepki), czyli „dzieci Mombacho”.
Płynę i ja.
Podczas erupcji
około 20 000 lat temu wulkan „wypluł” 365 wysp. Archipelag tych wysp jest
łatwo dostępny, zatem z wybraniem i kupnem rejsu po zatoce nie ma problemu.
Wycieczka zaczyna się o 14:00, kończy wraz z zachodem słońca.
Ponieważ między
biurem turystycznym a przystanią jest jakieś dwa–trzy kilometry, jedziemy nad
jezioro rowerami. Jadę sobie spokojnie na końcu naszej dziewięcioosobowej
grupy, gdy w rowerze kolegi jadącemu przede mną spada łańcuch. Nie mogę go
wyminąć, bo jesteśmy na wąskiej ścieżce. Z jednej strony ławki, z drugiej dość
wysoki murek. Chcę mu powiedzieć, żeby mnie przepuścił, to poproszę naszego
przewodnika, żeby mu pomógł naprawić rower. Ale… jak mam się odezwać – po
angielsku czy po hiszpańsku? Przecież się nie znamy, nie wiem, kto zacz i „po
jakiemu” mówi. Ten ułamek sekundy zastanowienia sprawia, że tracę czujność i…
Równocześnie z „myśleniem” przyhamowałam. Tylko że jestem przyzwyczajona do
hamowania kontrą, a nie hamulcami ręcznymi. Skutek oczywisty – jestem na
najlepszej drodze do „władowania się” w tylne koło pechowca z awarią łańcucha.
Nie pozostaje mi nic innego, jak pojechać „po bandzie”, czyli w sposób
kontrolowany wpaść na kamienny murek. Efekt? Starty naskórek na całej
zewnętrznej stronie łydki. Rana powierzchowna, ale krew leci dość obficie… Nie
czas jednak na rozczulanie się. W końcu to nie pierwsza kontuzja w trakcie tej
wyprawy. Przeżyję! Udaje mi się dogadać z kolegą, przepuszcza mnie i jadę
szukać grupy, która już skutecznie się ulotniła.
Siedzący na
jednej z ławek mężczyźni machnięciem odpowiadają na moje pytanie, czy
przejeżdżała tędy grupa osób. Tak, pojechali w tamtym kierunku. Powiedzieli,
właściwie pokazali, co chciałam wiedzieć. Ale równocześnie słyszę głos
przewodnika. Za mną. Już na miejscu, gdzie mieliśmy rowery zostawić, pan się
zorientował, że stracił dwóch delikwentów i ruszył na poszukiwania. Wiedział,
gdzie mogliśmy się zgubić i gdzie nas szukać.
Już całą grupą idziemy na przystań. Bardzo prowizoryczna ta przystań. Zanim się zacznie drewniany pomost, idziemy po workach z piaskiem. Łódka niewielka. Płyniemy.
Victor, młody
chłopak, nasz przewodnik, dopiero stawia pierwsze kroki w swoim zawodzie, ale
jest bardzo sumienny. Na wszelki wypadek ma na kolanach zeszyt z notatkami, ale
jednak mówi głównie „z głowy”. Przekazuje sporo informacji na temat mijanych
wysp i wysepek.
Mury widoczne na tej wyspie to fort św. Pawła strzegący mieszkańców przed piratami (tak, tak, bo jezioro jest połączone z Morzem Karaibskim). Na tej wyspie mieszka ten milioner, na tamtej inny. Ta jest wystawiona na sprzedaż. Na tej jest luksusowy hotel – z podpływającej właśnie równie luksusowej łodzi wysiada rezydent, który tutaj spędzi kilka dni urlopu. Urlop? Raczej więzienie! Całą wyspę można obejść dokoła w ciągu dziesięciu minut!

Mury widoczne na tej wyspie to fort św. Pawła strzegący mieszkańców przed piratami (tak, tak, bo jezioro jest połączone z Morzem Karaibskim). Na tej wyspie mieszka ten milioner, na tamtej inny. Ta jest wystawiona na sprzedaż. Na tej jest luksusowy hotel – z podpływającej właśnie równie luksusowej łodzi wysiada rezydent, który tutaj spędzi kilka dni urlopu. Urlop? Raczej więzienie! Całą wyspę można obejść dokoła w ciągu dziesięciu minut!
Zaledwie kilka wysp zamieszkanych jest przez biedotę. Większość to własność prywatna, właścicielami są głównie obcokrajowcy. Dlatego na niewielu z nich mogą postawić stopę przypadkowi podróżnicy. Na tej, na której wysiadamy z łodzi, zostajemy poczęstowani mlekiem kokosowym, takim prosto z owocu, pitym przez słomkę. Na brzegu innej, niezamieszkanej, można popływać, ale chętnych do tej kąpieli niewielu. Do innych podpływamy, aby przyjrzeć się kapucynkom i rudowłosym czepiakom skaczącym po ogromnych blokach bazaltu tworzących wyspę. Te ostatnie (małpy, nie bazaltowe głazy!) Victor częstuje bananami! W tym przypadku jest to dozwolone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz