piątek, 11 września 2015

Opera w Sydney


Po piętnastogodzinnej podróży, bo tyle czasu potrzebuje autobus na pokonanie tysiąca kilometrów dzielących Sydney od Brisbane, budzę się po ósmej rano. Kiedy otwieram oczy, widzę, że właśnie wjeżdżamy na jeden z najsłynniejszych mostów świata – Harbour Bridge. Jestem w Sydney.


Nie muszę tracić czasu na dojazd do hotelu, ten znajduje się przy głównej ulicy George Street, blisko dworca, na którym wysiadam. Mimo wczesnej pory – to jeszcze nie czas chek-in – zostaję zakwaterowana, zostawiam rzeczy i wychodzę. Kierunek, jakżeby inaczej – Opera.


I wreszcie, po ponad trzydziestu latach od chwili, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam zdjęcie Opery, stoję oko w oko z tą jedną z najbardziej charakterystycznych budowli świata. Nie tylko stoję, oglądam ją z wszystkich możliwych stron. Zwiedzanie wewnątrz, a może i koncert, zostawiam sobie na później. Dzisiaj, po nocy spędzonej w autobusie, nie byłby to dobry pomysł.

(...) Nie mogę wyjechać z Sydney, nie dokończywszy swojego spotkania z Operą. Można ją zwiedzać z przewodnikiem. Wrażenie robią nie tylko sale koncertowe, teatralne, operowe, ale też, a może przede wszystkim, oglądana od wewnątrz konstrukcja dachu. Charakterystyczne człony dachu opery przypominają… no właśnie. Ilość porównań jest nieskończona. A to skórki pomarańczy, a to muszle, a to skrzydła łabędzia, a to żagle… 





Konkurs na projekt opery wygrał, w 1957 roku, architekt duński Jørn Utzon. Budowa miała trwać pięć lat i kosztować siedem milionów dolarów. Trwała lat piętnaście i kosztowała sto milionów dolarów. W 1966 roku skonfliktowany ze wszystkimi Utzon opuścił Australię, by już nigdy do niej nie wrócić. Budowę kończono bez udziału autora jej projektu, jego następcy poprawiali i modyfikowali plany.
Została oddana do użytku w 1973 roku.






Kiedy jednak opera stała się sławna i została uznana za jeden z symboli Australii, uhonorowano Utzona Orderem Australii (1985) i przyznano mu doktorat honoris causa Uniwersytetu w Sydney (2003). W 2004 roku zwrócono się do niego o zaprojektowanie jednego z pomieszczeń Opery, które chciano nazwać jego imieniem. Zaprojektował. I samo pomieszczenie – Utzon Room – i olbrzymi gobelin (14 m x 2,7 m) pokrywający całkowicie jedną ze ścian.

„Znalazłem sposób, jak wyrazić muzykę w obrazie” – stwierdził Utzen zainspirowany dwoma dziełami: symfonią Carla Philipa Emanuela Bacha (syna Jana Sebastiana) i obrazem Rafaela „Droga Krzyżowa”. Abstrakcyjne dzieło było tkane dziewięć miesięcy w warsztacie tkackim, którego dyrektorem była Grażyna Bleja, Polka od ponad dwudziestu lat mieszkająca w Australii.


Na spacer po łuku mostu Harbour Bridge nie decyduję się. Nie to, żebym się bała, ale… ponad sto dolarów, nawet jeżeli są to dolary australijskie, to trochę za dużo nawet jak na taką przyjemność! Pozostaje mi „normalny” spacer mostem – tego sobie nie odmawiam.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz