środa, 16 lipca 2014

Wulkan Poás – Kostaryka



Przede mną jeszcze jedna wyprawa na wulkan. Wulkan Poás ma drugi pod względem szerokości krater na świecie (1,5 km). I jest wulkanem najbardziej aktywnym. Ostatni raz dał znać o sobie w 1996 roku.
Dojazd do wulkanu jest zorganizowany podobnie jak w przypadku wyjazdów na wulkan Irazú. Autobus dowozi chętnych spotkania z potęgą żywiołów, czeka i zabiera ich z powrotem do Alejuela. Tyle że tutaj czasu mamy więcej. Bo i teren jest trochę większy, a i zaplecze bardziej zorganizowane. Niewielkie muzeum jest ciekawe, podziwiam eksponaty świadczące, jak wielki wpływ, jeszcze przed konkwistą, miała fauna i flora na… biżuterię! A wystawiane w sklepiku obrazy doskonale oddają klimat tropikalnych lasów, w których właśnie kwitną storczyki i helikonie. Ale nie widzę wyrobów inspirowanych uszami słonia. Nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Tak popularnie nazywana jest kolokazja – rośliny jednego z gatunków porastają pobocza ścieżki prowadzącej do krateru.
Docieram do brzegu krateru. Niestety nie jest zbyt dobrze widoczny – wydobywająca się ze szczelin krateru para wodna (a może wulkaniczne gazy?) tworzy obłoki, które przemykają nad kalderą, co chwilę ją zasłaniając. Ale nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszystkie odpływają, odsłaniając popielato-beżowo-ceglane brzegi krateru. I tylko wierzyć się nie chce, że krater, który widzę, ma tak dużą średnicę! 

Jeszcze tylko zdjęcie z tablicą pokazującą, że jestem na wysokości 2574 metrów, i już można iść do następnego krateru. Ten jest znacznie mniejszy – ma średnicę 400 metrów i głębokość 14 metrów. Lśni w nim szmaragdowe lustro wody, a brzegi porasta bujna roślinność. Lśni w nim szmaragdowe lustro wody, a brzegi porasta bujna roślinność. Ale już kilkanaście metrów dalej całe fragmenty lasu to kikuty drzew z połamanymi gałęziami, pozbawione liści, sprawiające wrażenie, jak gdyby były przysypane popiołem i jeszcze nie zdołały odrodzić się po kataklizmie. 


Jeszcze raz wracam do głównego krateru – bo do odjazdu autobusu mam jeszcze sporo czasu. I znów krater jest zasłonięty. Tym razem opary nad nim są jakby gęstsze i dokładnie zasnuwają i krater, i całą dolinę. Ci, którzy przybyli później, odchodzą zawiedzeni. Przypomina mi się, że czytałam, iż rzeczywiście jeżeli chce się zobaczyć krater, należy przyjechać wcześniej.
Przyjechałam wcześnie, zobaczyłam…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz