Dobrze czuję się w Kuala Lumpur. Nie
przeszkadzają mi tłumy, nie doskwiera mi upał, a może już się przyzwyczaiłam. I
to chyba za sprawą upałów zupełnie nie czuję atmosfery świąt, mimo pełnej
gotowości handlowców, mimo kapiących od bożonarodzeniowych ozdób sklepów i
centrów handlowych.
Żar leje się z
nieba, temperatura przekracza 35°C,
styropianowe bałwany, renifery z pozłacanego drutu i wszechobecne dźwięki O
Tannenbaum. Nie wiem
dlaczego właśnie O Tannenbaum,
u nas bardziej popularne są angielskie bożonarodzeniowe szlagiery. Tutaj
króluje właśnie ten niemiecki utwór, znany mi głównie dlatego, że od nauki tej
pieśni rozpoczęłam lekcje języka niemieckiego w szkole średniej.
A co do
świątecznych ozdób, to i w Kambodży, i w Tajlandii, w końcu krajach
buddyjskich, już od połowy listopada widać było, że zbliżają się święta Bożego
Narodzenia. Biznes jest biznes! Co z tego, że kraj buddyjski lub muzułmański,
skoro nadarza się okazja, by zarobić na święcie upamiętniającym narodzenie
Chrystusa.
Na pasterce w
kościele pw. św. Antoniego, o godz. 20:00 ludzi całkiem sporo. Wiele kobiet,
Hindusek z pochodzenia, w odświętnych sari, z eleganckimi fryzurami – jak na
ważne święto przystało. Widać, że to dzień, właściwie wieczór, szczególny. Po
mszy przed bożonarodzeniowym żłóbkiem ustawia się długa kolejka, aby dotknąć
figurki Dzieciątka i zrobić sobie zdjęcie ze Świętą Rodziną w tle. W drodze
powrotnej do hotelu zaglądam jeszcze do katedry, gdzie pasterka zaczyna się o
22:00. I tutaj kościół wypełniają tłumy.
Tylko w ciągu
tych kilku godzin czuję świąteczny nastrój. Na drugi dzień wszystko wraca do
normy: pośpiech, pośpiech i jeszcze raz pośpiech. Ludzie na ulicy ubrani jak co
dzień. O tym, że są święta, przypomina mi „Merry Christmas” rzucane mi z uśmiechem przez
mijających mnie przechodniów rozpoznających we mnie osobę z innej
części świata.
Ciekawie tak spotkać tradycje świąteczne w innym kraju
OdpowiedzUsuńO tak, i jeszcze porównać z tym, co znamy od dziecka.
Usuń