Niedaleko za kopalnią, w prawo od naszej trasy, odgałęzia się szlak
Strzeleckiego. Przy skrzyżowaniu dróg odwiedzamy niewątpliwego oryginała,
filozofa buszu. Holender z pochodzenia, Cornelius Alferink, znany jako Talc
Alf, poeta, artysta, swój sposób na życie zalazł w rzeźbieniu w talku, minerale
z gromady krzemianów. W 1960 roku wyemigrował do Australii i jako asystent
geologów miał swój udział w odkryciu pokładów talku. Wtedy też „odkrył” talk
dla siebie – jako materiał rzeźbiarski. Kiedy dowiaduje się, skąd jestem,
przywołuje całą swoją wiedzę na temat Strzeleckiego i jego udziale w nadaniu
nazwy najwyższemu szczytowi Australii.
Czasy pierwszych poganiaczy wielbłądów przypomina Marree, kiedyś punkt zaopatrzenia dla właścicieli wielbłądów sprowadzonych tutaj dla celów budowy linii kolejowej przecinającej Australię z południa na północ. Marree to także początek starego szlaku Oodnadatta, którym jedziemy dalej w kierunku Coober Pedy.
Jeziora Eyre, jednego ze słonych, depresyjnych jezior wnętrza Australii,
nie udaje nam się oglądnąć, gdyż jest ono jeziorem w pełni tego słowa znaczeniu
zaledwie raz na kilkanaście lub więcej lat. Całymi latami utrzymują się
zaledwie niewielkie kałuże w najniżej położonych miejscach. W pełni wypełnione
wodą było zaledwie trzy razy od czasu osiedlenia się tutaj Europejczyków! Ale
na zdjęciach udaje się uchwycić biały pasek soli na horyzoncie.
Pijemy piwo w William Creek, miejscowości, w której zameldowane jest
zaledwie siedem „dusz”, znanej z filmu „Priscilla, królowa pustyni”. Autobus,
rekwizyt filmowy, nadal stoi w wiosce i służy do fotografowania.
Chwilę zadumy przeżywamy, stojąc przed najdłuższym, mierzącym 9600 kilometrów i 1,8 metra wysokości,
płotem świata. Wybudowany w latach 1880–1885 miał ograniczyć straty hodowców
owiec na południu Australii powodowane przez psy dingo żyjące na północy. Płot
„zagrał” też w filmie Polowanie na króliki, kiedy to jego bohaterki, trzy
aborygeńskie dziewczyny „skradzionego pokolenia” wracały do domu wzdłuż płotu
będącego dla nich drogowskazem w wędrówce do wioski, w której mieszkali
członkowie ich rodzin i plemienia. Nasza zaduma dotyczy właśnie tego
„skradzionego pokolenia”. W okresie 1900–1970 prowadzona była polityka
odseparowywania dzieci Aborygenów od ich rodzin, umieszczania ich w internatach
czy białych rodzinach zastępczych. Dopiero w roku 2008 premier Australii
przeprosił rdzennych mieszkańców za praktyki dyskryminacji i prześladowania
stosowane wobec nich.
W Coober Pedy łapiemy zasięg i skupieni na wysyłanych SMS-ach w milczeniu
czekamy na pizze. No i oczywiście schodzimy w głąb ziemi, zwiedzając
niegdysiejszą kopalnię opali zamienioną w muzeum. Na poszukiwanie opali czasu
nie starcza. Poza tym musimy się jeszcze domyć – korzystając z publicznej łaźni
– na dalszą część podróży. Nie wiadomo, kiedy nadarzy się następna okazja.
Wschód słońca na Malowanej Pustyni zapamiętam na zawsze. Malowane
promieniami wschodzącego słońca piaskowe skały zmieniają kolory z minuty na
minutę. Inna feeria barw zaskakuje nas parę dni później w Ochre Pits, miejscu,
w którym Aborygeni pozyskiwali, i pozyskują, barwniki do ceremonialnego
zdobienia ciał. A teraz również do malowania kropkowanych obrazów – o ile nie
wykorzystują w tym celu tańszych i wygodniejszych akryli.
W Oodnadatta, kiedyś kwitnącym ośrodku, końcowej stacji linii kolejowej
zwanej Ghan, zanim ta została poprowadzona dalej do Alice Springs, pracująca w
barze Niemka bierze mnie za swoją rodaczkę. Żałuję, ale jestem tylko sąsiadką,
za to chętnie przyprowadzam jej Sabine. Mają o czym pogadać. Niemka przyjechała
tu przed dwoma laty i tak sobie pozostała. Można i tak. W budynku nieczynnej
już stacji kolejowej mieści się teraz muzeum, a przed stacją benzynową stoi
kilka pociągów drogowych, olbrzymich ciężarówek liczących po kilka przyczep.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz