Około 480
roku przed naszą erą odbyło się pierwsze spotkanie uczniów Buddy. Jego celem
była recytacja nauk, które Budda wygłosił w ciągu czterdziestu pięciu lat
nauczania. Potem były kolejne zgromadzenia/sobory, dokonywały się rozłamy, aż
około roku 250 przed naszą erą odbyło się czwarte spotkanie, w czasie którego
pięciuset recytatorów i skrybów spisało na liściach palmowych, w języku pali,
nauki buddyjskie w odmianie theravada. Potrzebne były trzy (ti) kosze (pitaka), aby pomieścić wszystkie zapisane liście palmowe – a
używając bardziej współczesnego „miernika”, można powiedzieć, że treść ta
odpowiadała mniej więcej dwunastu tysiącom stron. W pierwszym koszu były
„wskazania/święte pisma”, w drugim – „nauki/prawo”, w trzecim –
„traktaty/rozprawy”. Tak narodziła się Tipitaka (w języku pali), Tripitaka (w
sanskrycie), Trójkosz – po polsku.
Przez wieki powstawały różne kopie świętych
ksiąg, różne szkoły buddyjskie dokonywały wyboru tekstów, zawsze jednak nosi on
nazwę Tipitaka. Jadę do położonego w górach klasztoru Haeinsa, gdzie
przechowywany jest zbiór 80 350 drewnianych płyt, na których wyryto tekst
świętych ksiąg. Płyt będących matrycami drzeworytów.
Obecnie przechowywany zbiór jest już drugą
wersją koreańskiej Tipitaki. Pierwszą, którą wycięto w drewnie w 1011 roku,
zniszczyli Mongołowie (podobno niedawno znaleziono część tych płyt). Wkrótce po
dokonaniu tego aktu wandalizmu rozpoczęto odtwarzanie Tipitaki. Kolekcja
została ukończona w 1251 roku, po szesnastu latach prac. Wchodzące w jej skład
płyty uważane są za wzorcowe dla wszystkich wydań Tipitaki na świecie. Zatem
podróż do miejsca, gdzie spoczywają, jest jak najbardziej uzasadniona. Podróż
autobusowa jest niedługa, trwa zaledwie trochę ponad godzinę, i jeszcze kilometrowy
spacer.
Haeinsa lub Haein
sa znaczy „Klasztor pieczęci oceanu” (Hae
– ocean, in – odbicie, pieczęć, sa – klasztor). Historia klasztoru
zaczęła się w 802 roku, kiedy po skończeniu nauk w Chinach wróciło do Korei
dwóch mnichów, Suneung i Ijeong,
którzy uzdrowili żonę króla Aejanga. Aby się odwdzięczyć, król ufundował tę
świątynię. Trochę zmodyfikowana wersja tego przekazu mówi, że to królowa, będąc
już wdową, nawróciła się na buddyzm i wspomogła finansowo budowę świątyni.
Miejsce wybrano doskonałe – na górze Gaya,
która charakteryzuje się podobno najlepszą energią (znów ta geomancja!) w tej
części Półwyspu Koreańskiego. I w najlepszym z możliwych otoczeniu – na
zalesionym zboczu góry. Wejście do kompleksu znajduje się na wysokości
czterystu metrów nad poziomem morza.
Wraz z biletem dostaję plan klasztoru i
krótki opis poszczególnych pawilonów. Mijam Bramę Feniksa, Bramę Nirwanę,
dłużej zatrzymuję się przed Daejeokgwangjeon, głównym pawilonem spalonym po raz
pierwszy przez Japończyków w 1592 roku i ponownie w 1818 roku w wyniku
zaprószenia ognia, ostatecznie odrestaurowanym w 1971 roku. Na dziedzińcu przed
nim zwracają uwagę pochodzące z IX wieku trzypiętrowa kamienna pagoda i
kamienna latarnia. Podziwiam detale świątynnych zabudowań – kolorowe podpory
okapów, subtelne obrazy zdobiące zewnętrzne i wewnętrzne ściany pawilonów… Nie
mogę nie ulec urokowi tego miejsca, które zwiedzam przy wtórze recytacji
mnichów, raz głośniejszych, to znów ledwie słyszalnych.
Dalej o klasztorze Haeinsa czytaj: http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2016/07/klasztor-haeinsa-korea-poudniowa-czii.html
Inne posty o Korei Południowej - w zakładce "Indeks wpisów"
Dalej o klasztorze Haeinsa czytaj: http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2016/07/klasztor-haeinsa-korea-poudniowa-czii.html
Inne posty o Korei Południowej - w zakładce "Indeks wpisów"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz