niedziela, 7 stycznia 2018

Najpierw klasztor Achtala. Armenia


Do Armenii jadę z Gruzji – Erywań dzieli od Tbilisi zaledwie trzysta kilometrów. Postanawiam skorzystać z zorganizowanego przez agencję Envoy Tours transferu między obydwoma miastami. Zamiast 5–6 godzin moja podróż między stolicami Gruzji i Armenii będzie trwała godzin 11. Za to po drodze zwiedzę trzy klasztory – Achtala, Hachpat i Sanahin – w kanionie rzeki Debed. Dwa ostatnie zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Wszystkie trzy klasztory powstały w okresie największego rozkwitu panowania dynastii Bagratydów (861–1045). Stanowią przykład połączenia elementów architektury sakralnej z Bizancjum oraz budownictwa rodzimego, charakterystycznego dla tej części Kaukazu.

 












 
Najmniejszy i najbardziej zniszczony jest klasztor Achtala, z daleka już widoczny na skalistym wzgórzu. Jedyne wejście na teren klasztoru wiodło przez bramę w trzypiętrowej wieży, z której zachował się zaledwie jednokondygnacyjny kikut. Niewielki kościół określany jako „jednonawowy” jest niedostępny – wejście do niego znajduje się od strony murów, nad rowem/uskokiem terenu.

Główny kościół z XI–XIII wieku, pod wezwaniem Matki Boskiej (Surp Astwacacin), kiedyś zwieńczony był kopułą, która nie przetrwała. Jest otwarty, można go zwiedzać, chociaż przylegająca do niego kaplica grobowa rodziny Zakarian, właścicieli wioski Achtala i donatorów świątyni, jest zamknięta. Można jednak zobaczyć to, co w tym kościele najcenniejsze – oryginalne freski z XI wieku. Bardzo zniszczone, ale i tak w najlepszym stanie spośród zachowanych w innych świątyniach Armenii. W absydzie Matka Boska z Dzieciątkiem, Ostatnia Wieczerza i Sąd Ostateczny, na ścianach święci, sceny z Biblii i brodaci Persowie – gdyby bowiem ich wojska pokonały klasztorne fortyfikacje, być może, widząc podobne do siebie wizerunki, oszczędziłyby świątynię.























Ze wspólnych pomieszczeń mnichów, zabudowań gospodarczych oraz tych, w których wytapiano miedź – bo w klasztorze, podobnie jak w całej dolinie, wytwarzano ten metal – niewiele pozostało, a to, co przetrwało, pokrywa bujna zieleń.

Współczesny pomnik na klasztornym dziedzińcu – dwa pierścienie w pionowym położeniu, złączone jednym oczkiem, owocem granatu – to pomnik braterstwa Gruzji i Armenii. Pomnik nawiązuje do legendy o wizycie w klasztorze gruzińskiego króla Herakliusza II (1720–1798). Odwiedził on również należącą do klasztoru hutę miedzi. Jeden z robotników, widząc na ręce króla złoty pierścień, postanowił zrobić jego kopię z miedzi. Królowi bardzo spodobał się miedziany pierścień, przyjął go i w zamian oddał temu hutnikowi swój złoty klejnot. Pomnik postawiono w miejscu, w którym, zgodnie z tradycją, nastąpiła wymiana pierścieni.

Owoc granatu łączący pierścienie też nie znalazł się tutaj bez powodu. Owoc granatu to bowiem nie tylko uniwersalny symbol życia wiecznego, lecz także jeden z symboli narodowych Armenii, obok Araratu i kamiennych krzyży – chaczkarów. Charakterystyczna pozostałość kielicha kwiatu przypomina kształtem korony królewskie. Drzewo i owoce granatu to często spotykany motyw na ornamentach miniatur, malowidłach kościelnych i szatach liturgicznych. Z granatów wytwarza się też unikalne w smaku wina, w czym specjalizują się właśnie Ormianie.

Na postumencie pomnika wyryte są skorpion i wąż, na których powinny stąpnąć pary młode, i nie tylko pary młode, przechodząc przez pierścienie – ma to zapewnić wszelką pomyślność. W pogoni za uśmiechem losu przekraczamy kolejno okrągłą bramę do szczęścia, starając się nadepnąć na wykute w kamieniu te niezbyt przyjazne człowiekowi stworzenia.
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz