Kamakura była
siedzibą siogunów z rodu Minamoto w latach 1192–1333. I chociaż nigdy nie była
oficjalną stolicą Japonii, to faktycznie miastem stołecznym w okresie tego
siogunatu Kamakura była. Poważnie ucierpiała w czasie trzęsienia ziemi w roku
1923, ale zniszczenia II wojny światowej zostały jej oszczędzone. Obecnie jest
luksusową „sypialnią” Tokio. I miejscem, gdzie można zobaczyć dziewiętnaście
chramów i sześćdziesiąt pięć świątyń. A i tak najważniejsza jest świątynia Kōtoku-in
ze względu na swojego „lokatora” – Daibutsu, Wielkiego Buddę.
Niestety moje
nadzieje względem pogody okazują się płonne. Po półtoragodzinnej podróży
pociągiem jestem w Kamakurze. Pada jeszcze bardziej niż w Tokio. Preferuję
zwiedzanie na piechotę, jednak wobec niesprzyjającej aury decyduję się dojechać
do Wielkiego Buddy autobusem. Ale po dwudziestominutowym, bezowocnym czekaniu
na autobus podejmuję spacer w deszczu i nie mogę przeżałować straconego na
czekanie czasu. Przecież to tylko niecałe dwa kilometry…
Wielki Budda,
jeden z dwóch najstarszych i największych posągów Buddy z brązu w Japonii,
rzeczywiście robi wrażenie. Powstał w 1252 roku. Od 1495 roku ta wysoka na 13,5 metra figura
siedzącego Buddy, ważąca 93 tony, stoi pod gołym niebem. Świątynia, w której
pierwotnie umieszczona była figura, nie oparła się tajfunom i falom tsunami w
XV wieku. Figura jest wewnątrz pusta i można do niej wejść. Tutaj doskonale
widać, z jakich płatów odlewu została wykonana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz