wtorek, 6 grudnia 2016

Stopover w Limie (Peru)



Zwiedzanie Limy nie zostało zaplanowane przeze mnie. Agentka sprzedająca mi bilet lotniczy wymusiła dodatkowy stopover (przerwę w podróży w ramach biletu dookoła świata) – sądzę, że w trosce o swoją prowizję. Ale skoro już tutaj jestem, postaram się wykorzystać ten dzień jak najlepiej. 

Niedaleko mojego hotelu jest Muzeum Sztuki. Największe zainteresowanie budzi we mnie makieta Linii z Nazca. Tych realnych nie zobaczę – przynajmniej nie tym razem. Obok muzeum – japoński ogród. Kamienie, nieodłączny element takich ogrodów, pokryte graffiti. Nie wiem, czy jest to zgodne z zasadami tworzenia japońskich ogrodów, ale wygląda ciekawie.

Pierwszy zbudowany w Limie kościół i klasztor – La Merced – zamknięty, bo sjesta. Ale fasada robi wrażenie. Na Plaza Mayor, przed budynkami rządowymi, przed katedrą, opancerzone samochody, chociaż o żadnych rozruchach nie słyszałam. 


Nie mogę nie zwiedzić klasztoru św. Franciszka, sławnego z powodu bogatej biblioteki i katakumb – pierwszego cmentarza Limy. 

Spore wrażenie robi na mnie sanktuarium św. Róży, patronki miasta. Mimo że jest dzień powszedni, sporo rozmodlonych, nawet płaczących wiernych. Niektórzy wrzucają karteczki z prośbami do studni stojącej przed kaplicą postawioną na miejscu domu, w którym się urodziła. Tuż obok pustelnia, niewielka kamienna budowla, którą św. Róża sama podobno wzniosła i w której medytowała. 




Nieco dalej Las Nazarenas, chyba najsławniejszy z kościołów Limy. Pierwszy stojący w tym miejscu kościół został zniszczony w wyniku trzęsienia ziemi w 1655 roku. Ocalała tylko jedna ze ścian, na której było malowidło przedstawiające Chrystusa Ukrzyżowanego. Do tej ocalałej ściany dobudowano mury i powstał kościół, przed którym właśnie stoję. Zachowany wizerunek został wkomponowany w ołtarz główny nowego kościoła.

Na ulicy którą wracam do hotelu jestem jedyną obcą. Wpakowałam się w jakąś handlową dzielnicę, gdzie, jak widzę, są tylko miejscowi. Przyspieszam kroku starając się nie zwracać uwagi, że jestem nietutejsza i bez problemu wracam do hotelu.


W nocy i rano dochodzi do dwóch słabych wstrząsów tektonicznych. Jakkolwiek nie jest to miłe uczucie, nie są dla mnie nowością. Kiedyś, przed laty zdarzyło mi się w Bułgarii przeżyć dwa dużo poważniejsze drgania ziemi. 


Plaza San Martín i pomnik José de San Martína, 
argentyńskiego wyzwoliciela Peru




Plaza Mayor – fontanna z brązu z XVII wieku




2 komentarze:

  1. No proszę, nieplanowany, ale jakże pożyteczny i pracowity krótki pobyt w Limie. Bardzo ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. emerytkawpodrozy8 grudnia 2016 08:57

      …i bardzo drogo. Bo opłata lotniskowa-wyjazdowa wynosiła wtedy 25 usd. Jak na jeden dzień pobytu to w ogóle nieopłacalna impreza. No ale nazywa się „byłam w Limie”. Pracowicie i owszem – bo wyszłam z hostelu o 8:00 a wróciłam o 19:00.

      Usuń