Zwiedzanie Limy nie
zostało zaplanowane przeze mnie. Agentka sprzedająca mi bilet lotniczy wymusiła
dodatkowy stopover (przerwę w podróży
w ramach biletu dookoła świata) – sądzę, że w trosce o swoją prowizję. Ale skoro
już tutaj jestem, postaram się wykorzystać ten dzień jak najlepiej.
Niedaleko mojego
hotelu jest Muzeum Sztuki. Największe zainteresowanie budzi we mnie makieta
Linii z Nazca. Tych realnych nie zobaczę – przynajmniej nie tym razem. Obok
muzeum – japoński ogród. Kamienie, nieodłączny element takich ogrodów, pokryte
graffiti. Nie wiem, czy jest to zgodne z zasadami tworzenia japońskich ogrodów,
ale wygląda ciekawie.
Pierwszy zbudowany
w Limie kościół i klasztor – La Merced – zamknięty, bo sjesta. Ale fasada robi
wrażenie. Na Plaza Mayor, przed budynkami rządowymi, przed katedrą, opancerzone
samochody, chociaż o żadnych rozruchach nie słyszałam.
Nie mogę nie
zwiedzić klasztoru św. Franciszka, sławnego z powodu bogatej biblioteki i
katakumb – pierwszego cmentarza Limy.
Spore wrażenie robi na mnie sanktuarium
św. Róży, patronki miasta. Mimo że jest dzień powszedni, sporo rozmodlonych, nawet
płaczących wiernych. Niektórzy wrzucają karteczki z prośbami do studni stojącej
przed kaplicą postawioną na miejscu domu, w którym się urodziła. Tuż obok
pustelnia, niewielka kamienna budowla, którą św. Róża sama podobno wzniosła i w
której medytowała.
Nieco dalej Las
Nazarenas, chyba najsławniejszy z kościołów Limy. Pierwszy stojący w tym
miejscu kościół został zniszczony w wyniku trzęsienia ziemi w 1655 roku.
Ocalała tylko jedna ze ścian, na której było malowidło przedstawiające
Chrystusa Ukrzyżowanego. Do tej ocalałej ściany dobudowano mury i powstał
kościół, przed którym właśnie stoję. Zachowany wizerunek został wkomponowany w
ołtarz główny nowego kościoła.
Na ulicy którą
wracam do hotelu jestem jedyną obcą. Wpakowałam się w jakąś handlową dzielnicę,
gdzie, jak widzę, są tylko miejscowi. Przyspieszam kroku starając się nie
zwracać uwagi, że jestem nietutejsza i bez problemu wracam do hotelu.
W nocy i rano dochodzi
do dwóch słabych wstrząsów tektonicznych. Jakkolwiek nie jest to miłe uczucie,
nie są dla mnie nowością. Kiedyś, przed laty zdarzyło mi się w Bułgarii przeżyć
dwa dużo poważniejsze drgania ziemi.
Plaza San Martín
i pomnik José de San Martína,
argentyńskiego wyzwoliciela Peru
|
Plaza Mayor – fontanna
z brązu z XVII wieku
|
No proszę, nieplanowany, ale jakże pożyteczny i pracowity krótki pobyt w Limie. Bardzo ciekawie.
OdpowiedzUsuń…i bardzo drogo. Bo opłata lotniskowa-wyjazdowa wynosiła wtedy 25 usd. Jak na jeden dzień pobytu to w ogóle nieopłacalna impreza. No ale nazywa się „byłam w Limie”. Pracowicie i owszem – bo wyszłam z hostelu o 8:00 a wróciłam o 19:00.
Usuń