Biała Wyspa z jednej strony, z drugiej – trzy stożki wulkanu Tongariro, który mijałam dwa dni temu, wyznaczają krańce blisko 200-kilometrowej rozpadliny tektonicznej, najbardziej chyba znane miejsce aktywności geotermicznej naszej planety, w którego centrum króluje Rotorua. Cel 99,9% podróżników z całego świata, zarówno tych zorganizowanych, jak i tych niezorganizowanych, którzy przyjeżdżają do Nowej Zelandii. Można nie pojechać do Auckland, można nie pojechać do Wellington, ale nie można nie przyjechać do Rotorua, kolebki nowozelandzkiej turystyki.
A możliwości wycieczek – nieograniczone!
White Island. Biała Wyspa. Aktywny wulkan w Zatoce Obfitości odległej mniej więcej 90 kilometrów od Rotorua. Wyspa jest własnością prywatną, ale z zastrzeżonym dostępem dla zwiedzających. I w tym przypadku autorem nazwy był Kapitan Cook, który widział wyspę permanentnie zasłoniętą chmurami białej pary wydobywającej się z krateru wulkanu. Cook co prawda nie odnotował, że wyspa jest wulkanem, ale Maorysi to wiedzieli, nadając jej nazwę Te Puia o Whakaari, czyli „dramatyczny wulkan” w dosłownym tłumaczeniu.
Zatokę, z której
wód wyrasta Biała Wyspa, nazwał Cook Zatoką Obfitości. Według jednych w ten
sposób docenił obfitość zasobów naturalnych zatoki i okolic, według innych
dlatego, że w trakcie rejsu w latach 1769–70 Maorysi obdarowali go obfitymi
zapasami żywności, co zresztą nie stoi w sprzeczności z obfitością zasobów
naturalnych. Maorysi nazywali zatokę Te Moana ā Toi, czyli „morze Toi”,
upamiętniając w ten sposób imię przodka Toi-te-huatahi.
Podróż na wyspę,
odległą o czterdzieści osiem kilometrów od lądu, ma trwać ponad godzinę. Przy
wejściu do portu wielka skała zwaną Głową, na której wspinając się na palcach,
w geście rzucania się w fale oceanu, stoi szczupła, wysoka dziewczyna. Nie, to
nie Wanda, chociaż skojarzenie nasuwa się mimo woli. To Wairaka, córka wodza
Toroa.
Kiedy w okresie
wielkich migracji (lata 800–1200 naszej ery) do brzegu zatoki przypłynęła łódź
z grupą ludzi pod wodzą Toroa, mężczyźni wyszli z łodzi spenetrować brzeg.
Tymczasem fale zaczęły niebezpiecznie odsuwać łódź od brzegu. Kobiety były
bezradne, gdyż zgodnie z ich zwyczajami prowadzenie łodzi było zajęciem zarezerwowanym
dla mężczyzn. Jednak wobec zbliżającego się nieszczęścia jedna z dziewczyn,
Wairaka, córka wodza, chwyciła wiosło i ze słowami „zrobię to, co należy do mężczyzny”
zaczęła wiosłować. Pozostałe kobiety zrobiły to samo i uratowały łódź i siebie.
Dzielny czyn został upamiętniony wiele wieków później brązową statuą strzegącą
wejścia do portu. Tylko dlaczego artysta przedstawił bohaterkę właśnie w ten
sposób, jakby miała zamiar rzucić się w odmęty?
Płyniemy. Pogoda
przecudna, błękitne niebo. Jeżeli na tym bezmiarze błękitu pojawi się jakaś
chmurka, bardzo szybko zostaje przegoniona przez wiatr. Prawdę powiedziawszy,
ten mógłby być nieco mniejszy, bo niewielka łódka marnie opiera się jego sile,
przechylając się to na jeden, to na drugi bok. Wczoraj, właśnie z powodu
wiatru, łódka została zawrócona już po wypłynięciu z portu. Niemiec, który był
na tym statku, jest uczestnikiem dzisiejszej eskapady.
No to fajnie, co
nas czeka dzisiaj? Na razie nie wracamy, wyspa coraz bliżej, przymykam oczy,
chyba przysypiam, rozbudza mnie krzyk. Rany, toniemy – to pierwsza myśl, jaka
przebiega przez moją głowę, i równocześnie inna: przecież to nie jest okrzyk
przestrachu, wręcz przeciwnie.
Nieprawdopodobne,
jak wiele umysł człowieka może zarejestrować w ułamku sekundy! Bo rzeczywiście
to nie są okrzyki przerażenia, ale entuzjazmu. Jak wszyscy, rzucam się do
relingu i zamieram z zachwytu. Dookoła naszego stateczku dziesiątki, a może
nawet setki delfinów. To cała armada delfinów! Popisują się skokami, skrętami,
pływaniem w jednym, jak „spod igły” rzędzie, rozpryskiwaniem fal. Jeżeli skaczą,
to po kilka równocześnie, jakby na komendę niewidzialnego przywódcy. Trzaskają
migawki aparatów, mojego też, chociaż najlepsze zdjęcia nie oddadzą tego, co
widzę. Fascynujący spektakl trwa kilkanaście minut i kończy się tak samo
niespodziewanie, jak się zaczął. Dopływamy do wyspy.
O wizycie na Białej Wyspie: http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2015/05/te-puia-o-whakaari-dla-maorysow-biaa_30.html
O wizycie na Białej Wyspie: http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2015/05/te-puia-o-whakaari-dla-maorysow-biaa_30.html
Wiele ciekawych wiadomości! A spektakl w wykonaniu delfinów lepszy niż w każdym parku rozrywki, bo stworzony przez naturę. Zachwycające:)
OdpowiedzUsuńDużo, dużo lepszy. Szczególnie dla delfinów!
Usuń