Klasztor Chor Wirap. W tle jeden ze szczytów Araratu |
Pociągi
Przyjaźni. W latach mojej młodości symbol polsko-radzieckiej przyjaźni i
współpracy. Nie dane mi było pojechać takim pociągiem do „bratniego” wówczas
kraju, ale szczerze zazdrościłam tym, którzy odwiedzili którąkolwiek z republik
Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Oczywiście zazdrościłam nie z
powodów ideologicznych ale z powodu samej możliwości podróżowania.
Nie wiem, czy
Pociągi Przyjaźni jeździły też do republik kaukaskich, ale pamiętam, że z republik
byłego ZSRR to one właśnie wzbudzały moje największe zainteresowanie i
sympatię. Wreszcie nadszedł czas, kiedy mogę odwiedzić ten rejon świata. I
cieszę się, że mogę pojechać do suwerennych już krajów.
Trasa całej
podróży to: Azerbejdżan–Gruzja (część wschodnia)–Armenia–Górski Karabach–Gruzja
(część zachodnia). Tę relację poświęcam Armenii.
Wyżyna Araracka
była zamieszkana od zamierzchłych czasów historii ludzkości. Zorganizowane
formy związku plemion – jako Urartu – pojawiają się w XIII wieku p.n.e. Mała
Armenia, Wielka Armenia, Królestwo Anijskie, Armenia Cylicyjska to tylko
niektóre nazwy jakie przybierało państwo istniejące na terenie Wyżyny
Ararackiej. Państwo, którego przebieg
granic zmieniały inwazje Persów, Greków, Rzymian, Arabów, Mongołów, Turków i
Rosjan. Długie, zawiłe i tragiczne były losy tego kraju, które ogłosiło
niepodległość 21 września 1991 roku (rzeczywistą niepodległość uzyskała Armenia
25 grudnia 1991, wraz z rozwiązaniem Związku Radzieckiego). Obszar historycznej
Armenii był sześć razy większy od powierzchni obecnej Republiki Armenii. Z
krainy rozciągającej się od Morza Czarnego do Kaspijskiego, sięgającej
zachodnimi rubieżami do Morza Śródziemnego, pozostało 29 800 kilometrów
kwadratowych – tyle ile wynosi powierzchnia województwa wielkopolskiego.
[…]
Łatwo się
podróżuje po Armenii, głównie ze względu na niewielkie odległości. Ogromną
zaletą, przynajmniej dla mnie, było też to, że większość miejsc mogłam
zwiedzić, nie ruszając się – w sensie zmiany hotelu – z Erywania.
Sewanawank – klasztor Sewan nad jeziorem o tej samej
nazwie |
Mówią, że jazdy na rowerze się nie zapomina. Teraz widzę, że podobnie jest ze znajomością języka rosyjskiego. Należę do pokolenia, które obowiązkowo uczyło się tego języka i w szkole, i na studiach. Od zakończenia tej językowej edukacji, czyli od 42 lat, nie miałam jednak okazji, ale i serca, aby tego niecieszącego się estymą języka używać. Teraz, podróżując po krajach, w których rosyjski był kiedyś językiem urzędowym, okazało się, że gdy zawodziły inne sposoby porozumienia, byłam w stanie wygrzebać z zakamarków umysłu jakieś słówka, jakieś zdania, które skutecznie pomogły przekroczyć barierę komunikacyjną. Czyli prawdą jest, że wszystko, czego się uczymy, kiedyś może się przydać.
Gawit (narteks) w klasztorze Geghart |
Tak sobie myślę,
że każde z miast, każde z miejsc, które odwiedziłam w Armenii, odwiedziłam z
powodu świątyni. Z powodu ważnej ormiańskiej świątyni. Ważnej nie tylko ze
względu na sakralny charakter budowli, lecz także ze względów historycznych, ze
względu na architekturę i sztukę oraz godne odwiedzenia z powodu naturalnego
otoczenia – gór, wąwozów, jezior.
Czyż może jednak
być inaczej w kraju, które jako pierwsze na świecie przyjęło chrześcijaństwo
jako religię państwową?
Spis treści eBooka, z którego pochodzą powyższe fragmenty: http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/p/e-booki.html
Niektóre księgarnie internetowe, w których można już nabyć
eEmerytkę w Armenii i Górskim Karabachu
Na dziedzińcu klasztoru Tatew |
Zespół klasztoru Hachpat (UNESCO) w kanionie rzeki
Debed |
Kościół św. Gajany (Eczmiadzyn) |
Krzyż ormiański (2004) – chaczkar – na dziedzińcu kościoła św. Mikołaja w Krakowie. Poświęcony pamięci ludobójstwa Ormian w XX wieku. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz