Zwiedziłam Centrum Le Corbusiera (http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2021/06/czandigarh-indie-miasto-le-corbusiera.html), czas zobaczyć to, co zaprojektował Le Corbusier, czas zobaczyć Capitol Complex (w polskich źródłach najczęściej określany jako Kompleks/Zespół Stołeczny) w północno-wschodniej części miasta oznaczony jako sektor pierwszy. Dzieli mnie od niego jakieś pięć kilometrów. Biorę tuk-tuka, wierząc, że jego kierowca, zapewne mieszkaniec miasta, wie, gdzie jest Capitol Complex.
Chyba jednak się
mylę. Pan krąży między sektorami, ostatecznie wysiadam gdzieś na tyłach
Sekretariatu. Dość szybko orientuję się, że z tej strony idąc, nie zobaczę nic
więcej niż tylko „tyły” budynku rządowego, noszącego szumną nazwę
„Sekretariat”. Kolejna
przecznica chyba powinna doprowadzić mnie do celu.
I rzeczywiście,
niewielki budynek stojący sto metrów za skrzyżowaniem to informacja turystyczna
kompleksu (o której istnieniu mój pan tuk-tukowiec chyba nie miał pojęcia!).
Tutaj muszą trafić ci wszyscy, którzy chcą zobaczyć coś więcej niż tylko
najwyższe piętra rządowego wieżowca widoczne zza wierzchołków drzew. Zostaję
wylegitymowana i wpisana na listę.
I znów muszę przyznać: ja to mam szczęście!
Zwiedzanie, jedyne w tym dniu, rozpocznie się za pięć minut, o 15:00! Czeka już
kilka osób, dołączam do grupy i chwilę później wychodzimy wraz z przewodnikiem
z budynku. A jeszcze chwilę później pojawia się za nami dwóch ochroniarzy, mężczyzna
i kobieta, którzy eskortują nas w bezpiecznej (dla kogo?) odległości.
Le Corbusier zaprojektował
dla Kompleksu Stołecznego:
– budynek Sekretariatu
(Secretariat),
– budynek Sądu Najwyższego Pendżabu
i Harijany (High Court of Punjab and Haryana),
– budynek Zgromadzenia (Assembly) – Parlament,
– pomnik Otwarta Dłoń,
– Wieżę Cienia,
– Pomnik Męczenników,
– Mur Geometryczny,
a także Pałac Rządowy i Muzeum Nauki, które
to projekty nie zostały zrealizowane.
Najpierw zwiedzamy – chociaż to trochę za
dużo powiedziane – budynek sądu. Oglądamy z bliska żółtego, czerwonego i
szmaragdowego koloru fragmenty konstrukcyjne, owalne i okrągłe otwory przełamujące
monotonię ścian i ażurową część fasady. Płytkie baseny, w których powinien się
odbijać front budynku, są puste. To z powodu oszczędności – wody i pieniędzy.
Na koniec zewnętrzną klatką schodową, z pochylniami zamiast schodów, wchodzimy
na taras na dachu.
Mimo silnej obstawy – bo pan przewodnik niewiele
mówi, jest raczej jeszcze jednym pilnującym – rozpierzchamy się po całym
terenie, każdy chce zrobić jak najlepsze zdjęcie, każdy ma swoją wizję takiego
„najlepszego zdjęcia” dzieł Le Corbusiera.
Budynek Zgromadzenia, po przeciwnej stronie
placu, w wodzie otaczającego go basenu – tym razem wypełnionego – się odbija,
ale sprawia wrażenie od dawna nieużywanego. Nieuprzątnięte śmieci, tu stos
cegieł i resztka zaprawy, tam sterta zgniecionych plastikowych butelek. Wszyscy
skupiają się na tym odbiciu (ten obraz – Assembly odbijające się w wodzie – to
najczęstsza ilustracja tekstów o Czandigarhu), nie zwracając uwagi na elementy
zdobienia elewacji i drzwi pokryte abstrakcyjno-symbolicznymi wzorami, w kolorach
ozdabiających elewację budynku sądu. Pan przewodnik nawet się nie fatyguje, aby
podejść bliżej i wytłumaczyć symbolikę malowidła na drzwiach, również autorstwa
Le Corbusiera.
Do Sekretariatu mieszczącego biura rządowe podejść
nie można, oglądamy go z dalszej odległości, aniżeli ja wdziałam budynek z przeciwnej
strony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz