W zwiedzaniu Makau towarzyszy mi deszcz.
Dodatkowe utrudnienie to odbywający się właśnie wyścig jakiejś tam formuły czy Grand Prix. Tor wyścigu wiedzie
ulicami miasta, skutecznie utrudniając dotarcie do zabytków, a ryk silników
porusza wnętrzności. Oj, zły dzień wybrałam na zwiedzanie Makau!
Jednak mimo
płaczącego nieba i zawalidrogi w postaci toru wyścigowego docieram do
największych atrakcji miasta założonego przez Portugalczyków w 1557 roku. Fasada kościoła św. Pawła (1637), zniszczonego
w pożarze, do którego doszło 1 stycznia 1835 roku na skutek tajfunu, mimo że to
tylko fasada, robi wrażenie. Wizyta w kościele św. Dominika, w siedzibie
portugalskiego senatu, w fortecy Monte Fort, grocie i ogrodzie Camoesa – to
tylko niektóre punkty programu wypełniającego mi cały dzień.
Nie zachwycam
się jednak górującym nad miastem potworkiem o nazwie Grand Lisboa, sto
osiemnastym na liście najwyższych budynków świata, kasynem i hotelem
wybudowanym na kształt lotosu. Na kształt lotosu, bo lotos to kwiat szczególny. Symbol czystości i
drogi duchowego rozwoju. Był czczony już w starożytnym Egipcie. W hinduizmie i
buddyzmie jest uważany za kwiat święty, w Makau znalazł swe miejsce na fladze i
w godle.
Stylizowany lotos – niewielki pomnik w
pobliżu portu – prezentujący się zresztą dużo lepiej niż lotosowy kolos, to
jeszcze nie ostatni kwiat, jaki dzisiaj spotykam na mojej drodze. Z płatków
lotosu, a ściślej mówiąc z wybudowanej na kształt lotosu kopuły Centrum
Ekumenicznego, wyłania się olbrzymia statua bogini Kun Iam. Samo centrum
zbudowane zostało na sztucznie usypanej wyspie w wodach zamglonej dzisiaj
zatoki portowej, do której prowadzi – również sztuczna – sześćdziesięciometrowa
grobla.
Na jednej z ulic wita mnie stadko kolorowych
królików, zawieszonych ponad głowami przechodniów. Oczywiście – nie
żywych. To latarnie wykonane w
kształcie tego sympatycznego zwierzaka, będącego w kulturze chińskiej symbolem
pomyślności i przychylności losu. Kiedyś sporządzane z bambusowych prętów i
jedwabiu lub papieru według tradycyjnych wzorów, dzisiaj – pozwalając na upust
fantazji twórców co do kształtów – tworzone z wykorzystaniem plastiku, drutu i
wszystkiego, co jest dostępne. Jeszcze większą kolekcję świecących wewnętrznym,
acz elektrycznym światłem królików oglądam wewnątrz budynku. Dostaję też
broszurkę z instrukcją, jak taki lampion wykonać samodzielnie.
Nie, nie będę próbowała tworzyć chińskich
lampionów!
I znów zbliża się noc. Czeka mnie jeszcze
godzinna podróż wodolotem do Hongkongu. Na odwiedzenie któregokolwiek z kasyn
Makau nie starczyło czasu. I pomyśleć, że są tacy, którzy przybywają do Makau
właśnie – i tylko – z powodu hazardu
|
Jaskinia hazardu - wejście do jednego z kasyn |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz