Do Santiago de
Chile przylatuję o drugiej w nocy. Czeka na mnie umówiony wcześniej przez
Internet kierowca, jak się okazuje, właściciel hotelu. Pan jest bardzo
towarzyski, dużo mówi, chociaż jego angielski jest jeszcze gorszy niż mój
hiszpański. Udaje mi się zrozumieć, że prowadzi hotel razem z synem. Chcąc
podtrzymać rozmowę, chociaż oczy same się zamykają, pytam:
– Ile lat
ma syn?
– Trzy
piętra, a na parterze mieszkamy.
No to sobie
porozmawialiśmy…
Ta noc jest
baaardzo krótka. Jeżeli chcę zjeść śniadanie, a chcę, muszę się na nim stawić
do godziny dziewiątej.
Zjadłam,
spakowałam rzeczy, które w hotelu zaczekają na mnie do wieczora. No i
niespodzianka! Kiedy chcę wymienić kartę w aparacie fotograficznym, okazuje
się, że tej zapasowej, która była w bocznej kieszeni torby, nie ma. Mogła
zostać ukradziona tylko przez obsługę lotniska lub hotelu w Quito. Ale prawdy
już się nigdy nie dowiem, a zresztą do czego mi ta wiedza teraz potrzebna!
Ważne jest, że nie wymieniłam karty wczoraj – pozbyłabym się wszystkich
dotychczas zrobionych zdjęć, w tym tych z Galapagos! Chociaż może tę zapełnioną
schowałabym do środka torby, a nie zostawiła tak, żeby był do niej łatwy
dostęp. No, to dzisiaj czeka mnie jeszcze kupno karty.
Stolica Chile
nie jest mi zupełnie nieznana. Dwa lata temu spędziłam tutaj dwa dni z ostatnią
zorganizowaną wycieczką, w jakiej brałam udział. Nie znaczy to jednak, że nie
ma tu już nic więcej do zobaczenia ponad to, co widziałam.
Cerro Santa Lucía
to kolebka Santiago i chyba najbardziej znane i rozpoznawalne miejsce w
stolicy. Tutaj, na wzgórzu zwanym przez rdzennych mieszkańców Huelén, 12 lutego
1541 roku konkwistador hiszpański Pedro de Valdivia rozłożył obóz i postanowił
założyć nowe miasto. Ponieważ był to dzień poświęcony św. Łucji, wzgórze
zostało mianowane jej imieniem. Wieńczy je wybudowany w 1820 roku Fort Hidalgo.
Pod koniec XIX wieku wzgórze otrzymało barokową oprawę. Wytyczono ścieżki,
założono ogrody, fontanny, wiele z nich przyozdobiono, na hiszpańską modłę, płytkami
azulejos.
Odwiedzam i
Plaza de Armas, i Palacio de Moneda, i nawet nie odpuszczam sobie uznawanego za
najlepsze i najbardziej interesujące w Santiago Muzeum Sztuki
Przedkolumbijskiej. Rzeczywiście, zbiory imponujące, a pani kasjerka daje mi
grzecznościowo bezpłatny bilet na legitymację przewodnika turystycznego.
Zgodnie z tym,
jak się umówiłam z właścicielem hotelu i kierowcą w jednej osobie, o 18:00
stawiam się w hotelu i niecałą godzinę później jestem na lotnisku.
Palacio de La Moneda – siedziba
prezydenta Chile (1784–1805)
|
Catedral
Metropolitana de Santiago (1748–1800)
|
Mercado Central de Santiago (1872)
|
Pomnik poświęcony
bohaterom poległym
w czasie bitwy
morskiej pod Iquique (1879),
jednej z bitew
w tzw. wojnie saletrzanej między Peru a Chile |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz