Terminal
autobusowy w Managui, do którego dojeżdżam późnym popołudniem, położony jest na
skraju placu targowego – Mercado Roberto Huembes. Wysiadam w samym środku
handlowego piekła. Do dzielnicy Martha Quezada, w której znajdują się tanie
hotele dla globtroterów, jest kilka kilometrów, musiałabym wziąć taksówkę. Ale
za kilka dni będę opuszczała stolicę Nikaragui też z tego dworca. Zatem celowe
jest znalezienie jakiegoś lokum jak najbliżej miejsca, w którym jestem. Hotel,
którego adres mam z Internetu, jest co prawda gdzieś w pobliżu, ale nie mam
dokładnego planu tej części miasta. Poza tym za chwilę zacznie się ściemniać.
Wstępuję zasięgnąć języka do jakiegoś biura wyglądającego trochę lepiej niż
wszechobecne kramy i rzeczywiście panie mówią mi o hotelu tuż obok targu. Miejsca
są, decyduję się zapłacić od razu za trzy noce, co skutkuje sporym rabatem.
Fajnie!
Po emocjach
podróży poprzedniego dnia, wypoczęta i nastawiona na „odkrywanie” Managui zaczynam
dzień wcześnie. Wypada, wszak to Niedziela Wielkanocna, znaleźć jakiś kościół,
znajduję katedrę. (…)
Zbliża się
godzina 9:00. Ludzie dopiero zaczynają się gromadzić. Rezurekcja, i jedyna msza
dzisiaj w Wielkanoc, zaczyna się o godzinie 11:00. Nie pozostaje mi nic innego
jak zobaczyć to, co można zobaczyć w pobliżu, a przede wszystkim spróbować
znaleźć terminal, z którego odjeżdżają autobusy do León. Według planu to gdzieś
blisko.
Niewiele mam do
oglądania. Naprzeciwko katedry nowoczesne centrum handlowe, trochę dalej
Hilton. Rondo Rubena Darío (1867–1916), poety, dziennikarza i dyplomaty, ojca
modernizmu w literaturze iberoamerykańskiej. Co prawda konstrukcja na rondzie
bardziej przypomina estradę niż pomnik, ale na jednym z jej elementów widać
stylizowany autograf poety. To chyba jednak to jest pomnik. Ale tym, co przede
wszystkim rzuca się w oczy, jest olbrzymia reklama. Zapamiętam ją jako
charakterystyczny element krajobrazu stolicy Nikaragui. W ciągu najbliższych
godzin i dni takie reklamy będę oglądała wielokrotnie. Olbrzymi
prostopadłościan, na ścianach którego widnieją reklamy, umieszczony jest na
szczycie swego rodzaju „choinki” – wysokiego słupa, z którego spływają przewody
elektryczne z żarówkami, sprawiając wrażenie bożonarodzeniowego drzewka.
W jednej z ulic
odchodzących od ronda, Universidad Centro-Americana (Uniwersytet Ameryki Środkowej), kawałek dalej
terminal autobusowy, którego szukam. Tak, autobusy do León są, jeżdżą co parę
minut. Kolejny odjeżdża, jak tylko wszystkie siedzenia są zajęte.
Zanim doszłam do
dworca, spotkałam się i z Boliwarem, i z Che (Ernesto „Che” Guevarą). Ich pamięć potwierdzona licznymi
pomnikami jest żywa we wszystkich chyba krajach Ameryki Łacińskiej.
Zauważam, jak
bardzo różni się to miasto od innych, które na różnych kontynentach widziałam.
Jestem w jednej z centralnie położonych dzielnic ponad dwumilionowego,
największego miasta w Ameryce Środkowej (chociaż niektóre źródła mówią, że
najludniejsza jest Gwatemala City), tymczasem budowle, które widzę, nie wchodzą
w skład jakiejś jednolitej zabudowy. Są enklawami na nieużytkach, jakie
pozostały po trzęsieniu ziemi z 1972 roku, w którym straciło życie ponad
dziesięć tysięcy ludzi. Katedra, ta historyczna z 1920 roku, została uszkodzona
tak bardzo, że groziła zawaleniem (chociaż w ostatnich latach, po serii
dodatkowych badań i analiz budowlanych, podjęto decyzję o jej odbudowie). W
roku 1993 oddano do użytku nową katedrę, do której właśnie się zbliżam –
wielki, betonowy bunkier, który od samego początku wzbudzał kontrowersje i
użytkowników, i obserwatorów. Sześćdziesiąt trzy kopuły na dachu budowli mają
wzmocnić konstrukcję i zapobiec jej zawaleniu się podczas ewentualnego trzęsienia
ziemi, a z drugiej strony mają symbolizować taką samą liczbę kościołów w
diecezji Managua.
Ja mam trochę inne skojarzenia. Kiedy dwie godziny później patrzę na Managuę i na nową katedrę ze wzgórza Tiscapa, mam wrażenie, że w otoczeniu spalonych słońcem krzaków i traw wylądował obiekt UFO.
Tiscapa. Taką nazwę nosi zarówno jezioro, jak i wzgórze (a ściślej mówiąc, szczyt wulkanu, w którego bocznym kraterze utworzyło się jezioro) w południowej części historycznego centrum Managui, które było zamieszkane jeszcze przed przybyciem Hiszpanów. W narzeczu miejscowych Indian nazwa Managua oznacza „miejsce, gdzie jest duża woda”. Czy było to odniesienie do jeziora Tiscapa, czy jeziora Managua? Nie wiem. Obecnie brzeg jeziora Tiscapa zagospodarowano na potrzeby kulturalno-rekreacyjne. Amfiteatr, fontanna bijąca z wód jeziora i możliwość zjazdu na jego brzeg na linie ze wzgórza wznoszącego się nad jeziorem. Ale dzisiaj wszystko pozamykane.
Figura Sandino
wieńczy wzgórze. To najbardziej niekonwencjonalny pomnik, jaki kiedykolwiek
widziałam. Płaską statuę tworzą dwie wycięte z blachy sylwetki bohatera
umieszczone w odległości około pięćdziesięciu centymetrów. Tuż obok Pomnik
Powstania upamiętniający pierwszych powstańców, którzy wystąpili przeciwko
dyktaturze Somozy w 1954 roku. Choinkowa reklama w tym miejscu bardzo mi
przeszkadza!
Już znacznie
niżej, ale też na zboczu wzgórza, inny pomnik. Pomnik Roosevelta, chociaż
niektóre źródła mówią, że to „dawny” pomnik Roosevelta, który przemianowano na
pomnik poświęcony męczennikom rewolucji. W tym miejscu zaczyna się aleja
Boliwara, blisko dwukilometrowa ulica prowadząca do historycznego centrum
miasta, placu Rewolucji i dalej aż do brzegu jeziora Managua.
Bardzo fajnie zostało to napisane.
OdpowiedzUsuńDziękuję!
Usuń