Galapagos! O ile Australia i Nowa Zelandia
od dawna zajmowały miejsce w moich podróżniczych planach, o tyle wyspy
Galapagos były czymś nierealnym, czymś, co gdzieś tam jest, ale… jak tam
dojechać?!
Po przestudiowaniu licznych ofert wybrałam rejs ośmiodniowy na niewielkiej łódce. Oprócz mnie troje Brytyjczyków, dwóch Niemców, dwoje Szwajcarów, Duńczyk i Kanadyjka. Tylko Niemcy i dwoje z Brytyjczyków podróżują „w parach”, pozostali to podróżnicy indywidualni, a zbieżność narodowości jest przypadkowa. Dla większości z nas ten rejs to tylko część podróży. Ot, chociażby brytyjska para, dziewczyna i chłopak, są właśnie w półrocznej podróży po Ameryce Południowej.
Kajuty mikroskopijnej wielkości, łazienki przynależące do kajut jeszcze mniejsze. Urządzenie klimatyzacyjne w kajucie pracuje bardziej niż głośno, aż się dziwię, że w ogóle śpię. Ale z drugiej strony bez klimatyzacji nie dałoby się nawet zdrzemnąć. Przecież jesteśmy na równiku, słupek rtęci wysoko. Zapewnione trzy posiłki dziennie są bardzo smaczne i urozmaicone, widać, że kucharz się stara. Oprócz tego zawsze gdy wracamy ze zwiedzania, czeka na nas jakaś przekąska – ciastko, owoce, popcorn, mikropizza.
Organizacja zwiedzania wysp wygląda tak, że każdego dnia mamy dwa zejścia na ląd, jedno przed południem, drugie po. Niektóre zejścia są „suche”, wtedy gdy przy brzegu jest jakiś zaimprowizowany pomost, inne „mokre”, gdy musimy zeskoczyć wprost do wody. Każda wycieczka trwa nie dłużej niż dwie, trzy godziny – to wymóg związany z ochroną przyrody. Idziemy tylko z przewodnikiem, tylko po wytyczonych ścieżkach. Tylko dwa razy uzyskujemy pozwolenie na krótki spacer na własną rękę – gdy i tak nie bardzo jest się gdzie oddalić.
Oprócz tego ci,
którzy nurkują, są zabierani na podglądanie podwodnego królestwa. Umiejętności
pływackie moje i Duńczyka nie są wystarczające, niestety, żeby podziwiać podwodny
świat. Ale raz przewodnik zostawił nas samych na plaży i jakież było moje
zdziwienie, kiedy taplając się w wodzie, tuż przy brzegu, zauważyłam koło mnie
dwie uchatki przejawiające wyraźną chęć do zabawy!
Nie da się opisać wszystkich „ochów”
i „achów” wydawanych przez nas na widok licznych legwanów, żółwi, uchatek, albatrosów, flamingów, czapli, fregat, głuptaków błękitnonogich, pelikanów brunatnych, mew o jaskółczych ogonach, zięb Darwina i innych nienazwanych przedstawicieli galapagoskiej fauny, niezwracających najmniejszej uwagi na plączących się między nimi osobnikami na dwóch nogach.
A wszystko to w księżycowej scenerii powstałej z zastygłej lawy, słabo lub w ogóle nieporośniętej roślinnością. Najpopularniejszą przedstawicielką flory są chyba opuncje, których kwiaty to podstawowe menu legwanów.
Część II artykułu: http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2017/07/zowie-legwany-guptaki-wyspy-zowie-czyli_12.html
Więcej zdjęć: https://goo.gl/photos/6iXh5dhBX7i3wZEc6
Niesamowita ilość i różnorodność fauny. Pięknie! Nie znam tylko tego gatunku żółwia z długimi nogami!?
OdpowiedzUsuńNo popatrz, a staram się odpowiadać na wszystkie komentarze - czasem jednak coś ucieka. Nadrabiając zatem zaległości odpowiadam - ten osobnik z długimi nogami to europejski gatunek typu: homo wszędobylikus. Kiedyś to zdjęcie zainspirowało mnie do napisania pewnego tekstu (w ramach warsztatów literackich): http://www.saga.villa.org.pl/?q=teksty/2014-09-01/galapagoskie-refleksje-0
UsuńChyba „zrobię” na ten temat odrębny post!
No, i znalazłaś nowy, niesamowity gatunek 😉💓
UsuńŚwietna relacja i niesamowite zdjęcia - można naprawdę poczuć klimat wysp Galapagos! Fascynujące jest, jak bliski kontakt mieliście z dziką przyrodą, a te spotkania z żółwiami, legwanami i głuptakami błękitnonogimi to chyba spełnienie marzeń każdego miłośnika przyrody. Piękno Galapagos w połączeniu z surowym, wulkanicznym krajobrazem i wyjątkową fauną sprawia, że trudno oderwać wzrok!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. Tak, faktycznie, trudno było oderwać wzrok. Pozostały zdjęcia (dalekie od realu) i wspomnienia.
Usuń