Zza muru Kong Miao (Świątyni Konfucjusza) widać szczyty dachów zabudowań Kong Fu, okazałej posiadłości rodu Kong. Nie bez przyczyny jest najokazalsza. Już w czasach dynastii Han (lata 206 p.n.e.–220 n.e.) Kongowie zostali nobilitowani. Potomkom Konfucjusza, tym z głównej linii, nadano tytuł Książę Yansheng, co znaczy „Książę przepełniony roztropnością”.
Ciesząc się cesarskimi łaskami – i hojnymi
nadaniami – Kongowie bogacili się, rezydencja się powiększała, aż miasto,
zarządzane przez członków rodu, stało się autonomiczną jednostką
administracyjną z własnym systemem podatkowym i sądowniczym. Rezydencja w tym
miejscu powstała w roku 1038, najstarsze obecnie istniejące budowle pochodzą z
XVI wieku.
Nie zawsze
jednak bywało wesoło. Budowlą, która cieszy się chyba największym
zainteresowaniem, jest Wieża Schronienia. Tam kryli się członkowie rodu, gdy
lud buntował się przeciw nim. Samo życie…
W 1935 roku
ówczesne władze zniosły tytuł Księcia Yansheng – wraz z przywilejami, jakie ten
tytuł dawał. Ustanowiono nowy tytuł: Sacrificial
Official to Confucius – nie wdając się w niuanse tłumaczenia – coś w
rodzaju urzędnika do spraw ceremonii ku czci Konfucjusza. Jedynym przywilejem
potomków Mistrza Konga jest prawo składania ofiar w czasie uroczystości ku jego
czci. Obecnie tytuł ten nosi Kung Tsui-chang, przedstawiciel 79. pokolenia
Konfucjusza.
Kong Te-ch’eng,
potomek Konfucjusza w 77. pokoleniu, ostatni potomek z linii mającej prawo
używać tytułu Książę Yansheng, mieszkał w tej rezydencji do roku 1948, kiedy to
w wyniku niesprzyjającej sytuacji społeczno-politycznej uciekł na Tajwan, gdzie
zmarł w 2008 roku.
Odpoczywam w
najdalszej, północnej części rezydencji. To typowy chiński ogród – z ogródkami
skalnymi, sadzawką, bambusami. I pięknie właśnie teraz kwitnącymi hortensjami.
Przede mną ostatni etap zwiedzania Qufu – Las Konfucjański.
Pierwsza część wpisu o Qufu i Konfucjuszu:
Pierwsza część wpisu o Qufu i Konfucjuszu:
i do znudzenia piszę - Wielka jesteś. Jak lubię podróżować z tobą. Wiem, że lubisz sama przemierzać egzotyczne krainy, ale ja nie przeszkadzam. Przeglądam strony twojego bloga i próbuję marzyć, że też tam jestem, nic nie mówię, z tej odległości nawet krzyk by nie dotarł.
OdpowiedzUsuń