sobota, 4 listopada 2017

Gdyby nie stacja telegraficzna… Alice Springs. Australia


Większość współuczestników wyprawy po Outbacku[1] Australii potraktowała Alice Springs jako krótki, na jedną noc tylko, przystanek na swojej trasie i nie zaplanowała żadnego zwiedzania. Chyba trochę szkoda, ja mam co robić całe dwa dni. I żałuję, że tylko dwa dni…

 
Sam fakt, że zamieszkane przez zaledwie dwadzieścia pięć tysięcy mieszkańców miasto jest największym skupiskiem ludności w promieniu 1500 kilometrów, jest godny uwagi. Godna uwagi jest też stacja telegraficzna, która dała początek miastu. Teraz od centrum nieco odległa, ale trzykilometrowy spacer do niej brzegiem koryta rzeki Todd to prawdziwa przyjemność.

Todd to dziwna rzeka, bez wody. Woda pojawia się sporadycznie, po obfitych opadach, co nie przeszkadza w odbywaniu dorocznych regat w łódkach poruszanych siłą nóg. Ale to dopiero za jakieś dwa miesiące. Jeżeli przez przypadek w rzece znajduje się wtedy woda, impreza zostaje odwołana.  

 


Zza krzakami zastygł w bezruchu kangur, w każdej chwili gotowy do skoku, do ucieczki. Żerujące na spalonej słońcem trawie stadko kakadu różowych wcale nie przejmuje się moją obecnością. Ptaki nie mają czubków, tylko poniżej głowy ciemnoróżowy kołnierzyk i taki sam brzuszek.



Niskie, parterowe budynki, stare słupy telegraficzne. I tablice wielokrotnie przypominające, że to miejsce narodzin miasta. Pamiątki i repliki wnętrz – tak wyglądało to miejsce na samym początku, gdy w 1871 musiano wybudować stację przekaźnikową na trasie linii telegraficznej między Adelajdą a Darwin. Wybudowano ją w pobliżu naturalnych, niewysychających źródeł – springs.

W 1888 roku, kilka kilometrów na południe od stacji telegraficznej, założono nową osadę o nazwie Stuart. Miała towarzyszyć stacji kolejowej, ale budowa kolei żelaznej przedłużała się, zastój w rozwoju miasta trwał do 1933 roku. W tymże roku miasto zyskało swoją obecną nazwę – Alice Springs. Liczyło wtedy zaledwie dwustu mieszkańców. Do końca II wojny światowej do miasta nie prowadziła żadna asfaltowa droga. Teraz drogi asfaltowe dookoła miasta już są, łączą Alice Springs z innymi częściami kontynentu. A ja już nie mam czasu na ponowny spacer brzegiem rzeki, wychodzę na asfaltówkę i muszę się zabawić w autostop, jeżeli chcę szybko wrócić do miasta.

Pierwszy mijany samochód, solidna terenówka, zabiera mnie do centrum. Dużo starsze ode mnie małżeństwo z okolic Melbourne zlikwidowało swoje mieszkanie. Zatrzymane meble i rzeczy zostawili w garażu u dzieci i od sześciu miesięcy podróżują dookoła swojego kraju. Nowe, mniejsze już mieszkanie kupią, jak zwiedzą cały kraj!

– Wiesz, całe życie pracowaliśmy i nigdy nie było czasu, żeby zobaczyć inne miejsca niż nasze miasto. Aż nam było szkoda, kiedy spotykaliśmy ludzi z innych kontynentów, którzy mówili, ile w Australii widzieli. A my nie!

Jakże ich rozumiem. Ja też wielu ciekawych miejsc w Polsce jeszcze nie odwiedziłam!


2 komentarze:

  1. Witaj. Australia na razie wydaje mi się taka odległa. No cóż jako, że ciągle poruszam się pomiędzy dwoma krajami na razie nie myślę o podróżach. Choć tak w głębi moich myśli podobnie jak opisane przez Ciebie małżeństwo, kiedyś chciałabym wsiąść w auto,zapakować moje psy i wyruszyć w drogę.Ach życie, zobaczmy, co pokaże. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno chcieć to móc… Ja do Australii „jechałam” 32 lata – bo decyzję, żeby zobaczyć ten kraj podjęłam w 1976 roku. Ale dojechałam!
      Życzę wytrwałości.

      Usuń