piątek, 1 grudnia 2017

Rekreacja w Medellín – park Arvi i Santa Elena. Kolumbia


Górujące nad Medellín góry zostały zagospodarowane dla potrzeb rekreacji. Zatem wspólnie z mieszkańcami miasta jadę zażywać niedzielnego wypoczynku w parku Arvi. Aby dojechać do parku, trzeba się przesiąść z metra do kolejki linowej. Trudno się dziwić, miasto wspina się coraz wyżej na zbocza Andów. 

Kolejka linowa wiedzie nad slumsami Medellin

Park Arvi dzieli się na siedem tematycznych „jąder” – to w dosłownym tłumaczeniu. My chyba byśmy podzielili taki park na rejony lub… Nieważne, jak zwał, tak zwał, liczy się sedno. 

W ciągu jednego dnia nie ma możliwości zobaczenia wszystkich atrakcji, przejścia wszystkich turystycznych ścieżek. Wybieram „jądro” Białe Kamienie. Luksusowy hotel, sporych rozmiarów zalew przy sztucznej zaporze Białe Kamienie (stąd nazwa całego terenu), liczne bary i grille i wreszcie Muzeum Entomologiczne oraz Dom Motyli na wyspie zalewu. Muzeum niewielkie, ale mieści aż jedenaście tysięcy okazów. Podobno, ja tego nie stwierdzę, bo nie mam zamiaru zwiedzać muzeum. Wolę spróbować zobaczyć chociaż parę z siedmiuset gatunków roślin, ssaków, ptaków i gadów, jakie egzystują w parku Arvi. W ich naturalnym środowisku, przemierzając las turystycznym szlakiem, który wypatrzyłam na mapce jednego z folderów i który przyciągnął mnie właśnie do tego, a nie innego „jądra”. 


Niestety, próby zidentyfikowania miejsca, gdzie zaczyna się szlak, kończą się porażką. Na mapce szlak jest, „w realu” nie ma! A przynajmniej nikt o nim nie wie, nawet policjanci, których spotykam przy brzegu. Muszę wracać asfaltem. Chociaż nie powiem, żeby to było tak całkiem nieprzyjemne doświadczenie. Słońce świeci, temperatura „w sam raz”, bo jestem na wysokości porównywalnej do naszego Kasprowego, zatem prawie równikowe słońce nie takie straszne, ptaki śpiewają, samochodów niewiele. Jakieś pół kilometra dalej „natykam się” na początek szlaku. Zadrutowany, z tablicą informującą, że szlak nieczynny z powodu osunięcia się ziemi! Porównując to, co widzę, z wcześniejszymi rozmowami, głównie z policjantami, myślę, że to raczej wybieg – po co mieć do kontrolowania jeszcze jedną trasę!


W drodze powrotnej do Medellín, już autobusem, nie kolejką linową, na chwilę wysiadam w Santa Elena, tak zwanej wiosce zaanektowanej. W centrum niewielki kościółek pw. św. Heleny (a pod jakim też innym wezwaniem mógłby być kościół w miejscowości noszącej również imię św. Heleny!). Przed kościołem pomnik tragarzy/nosicieli, bo chyba tak można przetłumaczyć nazwę: Monumento a los silleteros. Noszenie kwiatów na plecach, w specjalnie przystosowanym do tego celu nosidełku o kształcie krzesła, to tradycja tego regionu. A zaczęło się od przenoszenia w ten sposób towarów i ludzi – na krzesełkach jak gdyby zawieszonych na plecach (krzesło/siodło – la silla – stąd silleteros). 

W czasach kolonialnych był to jedyny sposób przemieszczania płodów rolnych – trudnymi, czasem wręcz niemożliwymi do przebycia, nawet dla osłów czy wołów, górskimi ścieżkami. Dla niektórych wieśniaków, dźwigających nawet siedemdziesiąt pięć kilogramów, noszenie w ten sposób ciężarów stało się zawodem. Zajęcie silleteros funkcjonowało jeszcze w XX wieku.

Dzisiaj tradycja silleteros jest dumą Antioquii i symbolem Medellín. Defilada tragarzy niosących kwiaty w ten właśnie odwieczny sposób jest główną częścią corocznego, sierpniowego święta kwiatów w Medellín.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz