wtorek, 15 września 2020

Grito de Dolores – Meksyk. Cz. I

Był ranek 16 września 1810 roku kiedy Miguel Hidalgo y Costilla (1753–1811), proboszcz w meksykańskiej wiosce Dolores (ok. 50 kilometrów na wschód od Guanajuato) uderzył w kościelne dzwony, po czym, stojąc na schodach kościoła Nuestra Señora de los Dolores wezwał mieszkańców  – Indian, Kreoli i Metysów – do walki przeciwko hiszpańskim kolonizatorom. Jego słowa: „Niech żyje Najświętsza Panna  z Guadalupe! Śmierć złym rządom! Niech żyje niepodległość” weszły do historii pod nazwą „Grito de Dolores” – „zawołanie z Dolores” (hiszp. grito – dosł. krzyk).

Jedni twierdzą, że swoją przemowę skończył słowami: „Śmierć gachupines[1]” inni, że słowa te były odpowiedzią ludu na jego wezwanie do walki o niepodległość. Jakkolwiek było, to wydarzenie stało się początkiem ruchu niepodległościowego – walki o wyzwolenie kraju od Korony hiszpańskiej.

Ten pierwszy zryw zakończył się porażką, mimo zajęcia przez oddziały powstańcze dużej części zachodniego Meksyku. Niemniej jednak był to początek końca hiszpańskiego panoszenia się na meksykańskiej ziemi. Po jedenastu latach walk, wojska hiszpańskie zostały pokonane przez oddziały kreolskie dowodzone przez Agustína de Iturbide. 24 sierpnia 1821 roku przedstawiciele Korony hiszpańskiej i Iturbide podpisali traktat, w którym Meksyk został uznany niepodległym państwem.  

Ale to właśnie dzień 16 września, na pamiątkę wydarzeń z 1810 roku, został ustanowiony Dniem Niepodległości. Byłam w Meksyku kiedy świętowano dwóchsetletnią rocznicę pamiętnego „Grito de Dolores”. Przyleciałam kilka dni wcześniej do Mexico City i zastałam całe miasto wręcz tonące w zielono-biało-czerwonych barwach (kolory meksykańskiej flagi).








 

 

Uroczystości zaczęły się już w wigilię Dnia Niepodległości. O godzinie 21:00 na głównym balkonie Palacio Nacional (Pałac Narodowy, siedziba władz Meksyku) w mieście Meksyk pojawił się prezydent aby uderzyć w dzwon przeniesiony tutaj z kościoła w Dolores. 

Niezależnie od tych głównych uroczystości „Grito de Dolores” rozbrzmiewało w kilku miejscach stolicy i oczywiście we wszystkich miastach kraju. Dwóchsetlecie uzyskania niepodległości świętowano nie tylko w te dni, ale cały miesiąc. Niemal w każdym mieście, które odwiedziłam, byłam świadkiem parad odbywanych pod tym właśnie hasłem, czy nawet amatorskich inscenizacji scen z powstania. I niemal w każdym mieście widziałam pomnik Miguela Hidalgo, bohatera narodowego Meksyku. Wydarzeniom tym poświęcono też wiele murali i obrazów.  

 

 

 










Nie miejsce to na przedstawianie tła wydarzeń z 16 września 1810 roku (tych w Hiszpanii, i w całej Europie, i tych w Nowej Hiszpanii – Meksyku), warto jednak wspomnieć, że to co zrobił Miguel Hidalgo nie było działaniem podjętym bez jakiegoś kontekstu. Pomysł odebrania władzy wicekrólowi hiszpańskiemu dojrzewał na tajnych zgromadzeniach (pod przykrywką spotkań klubów literackich) w różnych miastach górniczo-rolniczych terenów środkowego Meksyku. Spiskowcy wyznaczyli dzień 8 grudnia 1810 na początek akcji prowadzącej do oderwania się od Hiszpanii. Niestety, wiadomość ta dotarła do uszu policji, która rozpoczęła aresztowania spiskowców. Jeden z nich, Juan Almada, wymknął się z rąk policji i nocą z 15 na 16 września przybył do Dolores, do księdza Hidalgo. Aby zapobiec dalszym aresztowaniom, podjęto decyzję o natychmiastowym wszczęciu powstania. Nastał ranek 16 września. Po wezwaniu do walki, prowadzony przez Miguela Hidalgo rozentuzjazmowany tłum skierował swoje kroki ku innym miastom, najpierw do San Miguel el Grande, do majątków Hiszpanów, a nawet i Kreoli.  Nie do końca przygotowana rewolta, nieumiejętność zapanowania nad tłumem, konflikty Hidalgo z innymi przywódcami powstania, w tym z utalentowanym oficerem Ignacio Allende, doprowadziły do upadku tego ruchu. Druzgocąca klęska powstańców w bitwie stoczonej w styczniu 1811 roku (bitwa o most Calderón) była ostatnim epizodem bojowym tego etapu wojny o niepodległość. Przywódcy powstania, w tym  Hidalgo i Allende zostali przewiezieni na północ, poza obszar objęty rozruchami i uwięzieni w Chihuahua. Stracili życie, a ich odcięte głowy zostały wystawione – na dziesięć lat – na widok publiczny w Guanajuato.

Więcej o tym w następnym poście.


[1] Treść tego zawołania różni się nieco w różnych źródłach. Gachupines to pogardliwe określenie – w krajach Ameryki Łacińskiej, głównie w Meksyku – rodowitych Hiszpanów traktowanych jako obcych na tych ziemiach.




4 komentarze:

  1. Miałaś wielką przyjemność i frajdę obchodzić z Meksykanami ich święto. Chyba czynią to radośniej od nas!

    OdpowiedzUsuń