Dzisiejszy program poznawania Kolombo zaczynam spacerem wzdłuż
jeziora Beira, chociaż celem moim nie jest samo jezioro ale świątynia Seema
Malaka zaprojektowana przez najwybitniejszego lankijskiego architekta, Geoffreya
Bawę
Najpierw kilka zdań o jeziorze, bo ciekawa jest jego
historia. Zostało utworzone przez Portugalczyków, aby zapewnić ochronę
ówczesnego Kolombo przed… lokalnymi władcami królestw Lanki, którzy nie chcieli
tak łatwo poddać się obcemu panowaniu. Zaczęto budować fosę, która miała otoczyć
fort. Nadmorskie bagna nie zapewniały jednak wystarczającej ilości wody do wypełnienia
fosy. Odkrycie nowego strumienia, połączenie fosy najpierw z tym strumieniem,
potem z morzem doprowadziło do powstania jeziora. Jego kształt trudno sobie
teraz wyobrazić, ponieważ część przekopanych z wielkim trudem kanałów w ciągu
następnych wieków zasypywano, chcąc pozyskać nowe tereny pod budowy. Był jednak
taki czas, że odnogi jeziora i kanały wyodrębniły spory obszar nazywany Wyspą Niewolników,
teraz jest to nazwa dzielnicy. Nie bez powodu takie miano, właśnie tutaj
Holendrzy przetrzymywali niewolników. Rozmnożone w wodach jeziora krokodyle miały
zniechęcić zniewolonych ludzi do ucieczki.
Na wyspę, która wyspą nie jest, jdę, aby zobaczyć jeden
obiekt, który bardzo mnie interesuje. Na południowej resztce jeziora Beira znajduje
się świątynia Seema Malaka.
Pierwsza świątynia nad jeziorem, wybudowana pod koniec
XIX wieku, pomału podtapiana, zniknęła w jego wodach w latach siedemdziesiątych
XX wieku. Do rekonstrukcji świątyni zaproszono w 1976 roku Geoffreya Bawę
(1919–2003), wtedy już uznanego architekta. Jego nazwisko przewijało mi się w
różnych tekstach podczas całej podróży po Sri Lance, nie miałam jednak dotąd
okazji popatrzeć z bliska na realizację jego projektów.

Dzisiaj jego nazwisko jest znane na całym świecie dużo
bardziej aniżeli nazwiska architektów, u których się uczył. Projektował budynki
rządowe, komercyjne i mieszkalne. Świątynie, instytucje kulturalne i
edukacyjne. Dla każdego typu budowli wyznaczył sobie swój własny kanon, który
modyfikując, powtarzał. Tworzył pod wpływem architektury kolonialnej, łącząc ją
z tradycyjnymi lankijskimi formami budowlanymi. Jego projekty były mieszanką
architektury tradycyjnej i nowoczesnej, wschodniej i zachodniej, formalnej i ekspresyjnej.
Z niezbyt wyraźnie wyodrębnionymi granicami między budynkiem a krajobrazem.
Idealne do funkcjonowania w tropikalnym kraju. Działalność Bawy i współpraca z
podobnie myślącymi ludźmi szeroko rozumianej sztuki przyczyniły się do postkolonialnego
odrodzenia lankijskiej kultury. Jego styl nazywany modernizmem tropikalnym (lub
modernizmem lokalnym) – chociaż on sam tego określenia nie lubił – inspirował
wielu architektów, nie tylko na Sri Lance, lecz także w Azji i na całym
świecie.
Niebywałą rolę w projektach Bawy odgrywała woda. Trudno
się zatem dziwić, że do zaprojektowania świątyni na wodzie zaproszono właśnie jego.
Najpierw z pewnego dystansu oglądam trzy pawilony
wzniesione na odrębnych, ale połączonych ze sobą pomostami platformach, jakieś dwadzieścia
metrów od brzegu. Potem po poprowadzonym tuż nad wodą mostku wkraczam do głównego
i najbardziej eleganckiego pawilonu. Pokryty ciemnoniebieskimi dachówkami czterospadowy
dach oparty jest na drewnianej więźbie z rzeźbionych elementów, które sięgają
podstawy, tworząc ażurowe ściany. Taka konstrukcja zapewnia ochronę wnętrza
przed tropikalnymi ulewami, z drugiej strony umożliwia przewiew wiatru, dając
ochłodę przed skwarem. Tak, niewątpliwie widać wpływ architektury Kandy.
Znalazło się również miejsce na księżycowy kamień i posągi strażników rodem z
Anuradhapury.
Szkoda tylko, że cała budowla opleciona jest lampkami choinkowymi
dla lepszego efektu w nocy. Z bliska bardzo mi to psuje wizerunek pawilonu.
W całym kompleksie znajdują się wszystkie elementy świątyni
buddyjskiej – i nie tylko buddyjskiej – jest drzewo Bodhi i biała stupa, i
liczne figury Buddy medytującego, i wyobrażenie odcisku stopy Oświeconego, i
kapliczki poświęcone bóstwom hinduskim, i posąg Kataragamy. Z założenia świątynia
jest ośrodkiem medytacyjnym, ma skłaniać do zatrzymania się w pędzie
codziennego życia. Budowla z lewej strony wygląda trochę inaczej niż zazwyczaj
nawiedzane świątynie. To prosty, otwarty pawilon, z płaskim dachem opartym na
drewnianych filarach, z podłogą wyłożoną drewnianymi panelami. Tutaj można
medytować, podobnie zresztą jak i we wnętrzu głównej świątyni czy obok stupy,
czy pod drzewem Bodhi. W tej chwili akurat medytujących jak na lekarstwo,
zwiedzający spieszą się, aby zobaczyć jak najwięcej, jak najwięcej zdjęć
zrobić, bo zbliża się godzina 17:00 i za chwilę będzie można oglądać świątynię tylko
z brzegu.
Żeby zobaczyć najbardziej chyba znaczącą realizację Bawy,
muszę pojechać do Sri Dźajawardanapury Kotte, stolicy Sri Lanki. Ale o tym już
w następnym poście.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz