Oczywiście
przyjechałam do Szuszy nie tylko, żeby zobaczyć katedrę Ghazanchetsots (http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2020/05/katedra-ghazanchetsots-szusza-gorski.html). Chce zobaczyć wąwóz Hunot, zanim jednak tam dojdę
robię sobie dłuższy spacer po mieście.
Widać
zniszczenia, ale widać też nowe lub wyremontowane domy. Włodarze miasta dbają o
wizerunek miasta – płytkie nisze ściany okazałego budynku przy głównej ulicy,
teraz bez dachu, zostały wypełnione muralami. Czasami trudno rozpoznać, czy
budynek jest wyremontowany, czy wybudowany od nowa – tak jest zarówno w
przypadku Muzeum Dywanów, jak i w przypadku Muzeum Sztuk Pięknych. Muzeum
Historii Szuszy jest urządzone w budynku z XIX wieku, ale go nie zwiedzę, bo
nie bardzo wiem, gdzie jest, wiem tylko, że poza centrum. Muzeum Dywanów też
nie zwiedzę, mimo że jest czynne, bo obsługa gdzieś się ulotniła, zostawiając
otwarte drzwi. Za to Muzeum Sztuk Pięknych jest i czynne, i otwarte, i godne
odwiedzin – zarówno galeria, jak i ogród sztuki koło budynku muzeum.
Ogrom zniszczeń miasta
mogę ocenić dopiero po południu, kiedy oddalam się z centrum, zdążając do
wąwozu Hunot. Dwa zrujnowane meczety, domy bez dachów, zarośnięte podwórka, na
których trudno wypatrzeć zarys murów zburzonych budynków. Największe jednak
wrażenie robią na mnie ruiny bloków mieszkalnych, bezdusznych bloków o kilku
klatkach, takich samych jak w blokowiskach polskich miast. O ile w jakimś
stopniu oswoiliśmy się ze znanym ze zdjęć czy filmów widokiem ruin pozostałych
po II wojnie światowej, ruin budownictwa przedwojennego, to widok
zbombardowanego bloku mieszkalnego z drugiej połowy XX wieku jest większości
Polaków raczej obcy. Mnie też. Tym większe emocje wzbudza. I niedowierzanie, że
stało się to tu i teraz. „Tu”, bo cóż dzisiaj, w XX i XXI wieku, znaczy
odległość 3 tysięcy kilometrów. „Teraz”, bo zaledwie 25 lat temu, za mojego
dorosłego już życia.
Popołudnie spędzam w wąwozie Hunot, a właściwie na jego krawędzi. To tylko niecałe dwa kilometry na południowy wschód od centrum. Potem wracam do centrum wzdłuż murów, a raczej fragmentów murów twierdzy
wybudowanej w 1751 roku, których zachowało się dokoła miasta całkiem sporo. W najlepszym
stanie, zarówno same mury, jak i brama, i baszty, i resztki fortecznej
zabudowy, jest część przy drodze wyjazdowej w kierunku Stepanakertu.
Też mnie zdumiewa fakt, że po tylu minionych wojnach, zniszczeniach i tragediach ludzkich - nikt nie wyciągnął z tego żadnej nauki, żadnego wniosku. Ale gdzie w rachubę wchodzą pieniądze, władza i wpływy zwyczajny człowiek jest nikim. I tam nawet odbudowywać nie ma sensu, bo znowu się zaczyna...
OdpowiedzUsuńTo takie smutne...
Nic dodać, nic ująć...
UsuńA ja na początku roku nieśmiało planowałam wyjazd w tamte okolice.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że się nie udało. Może kiedyś.
Usuń