Medellín to nie tylko historyczne miejsca i
współczesne drapacze chmur. Górujące nad miastem góry zostały zagospodarowane
dla potrzeb rekreacji. Zatem wspólnie z mieszkańcami miasta jadę zażywać
niedzielnego wypoczynku. Aby dojechać do parku Arvi (http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2017/12/rekreacja-w-medellin-park-arvi-i-santa.html),
trzeba się przesiąść z metra do kolejki linowej. Trzy linie kolejki linowej są
w Medellín skoordynowane z
systemem metra. Trudno się dziwić, miasto wspina się coraz wyżej na zbocza
Andów.
Zanim jednak dojadę do parku, wysiadam na
przedostatniej stacji kolejki, aby z bliska zobaczyć jeden z pięciu obiektów
będących wyrazem strategii politycznej Sergio Fajardo, burmistrza Medellín w latach 2004–2007. Z jego inicjatywy
wybudowano w Medellín pięć
bibliotek-parków. Usytuowano je w dzielnicach z problemami socjalno-politycznymi,
w dzielnicach slumsów, dzielnicach najbardziej niebezpiecznych. Autorami
projektów byli prestiżowi architekci. Według Fajardo: „nasze najpiękniejsze
budynki muszą być w najbiedniejszych dzielnicach”. Cała strategia opierała się
na przekonaniu, że lepiej inwestować w społeczne zaangażowanie, w edukację,
aniżeli w bezpieczeństwo publiczne. Instytucja bibliotek doskonale wpisuje się
w życie miast i osiedli właśnie jako ośrodek edukacyjny lokalnej społeczności.
I chyba ta strategia się sprawdza. Medellín nie
jest już traktowany jako jedno z najniebezpieczniejszych miast świata. Budowa Parque
Biblioteca España w dużej mierze została sfinansowana przez Hiszpanię –
stąd taka nazwa. Trzy potężne, czarne wielościany o nieregularnych kształtach
wiszą na zboczu górskim niczym gniazdo uczepione skały. Widoczne z daleka – z
bardzo daleka! – oferują też rozległy widok na miasto. Z okien wagoników
kolejki linowej nie widać zapewne całej biedy liczącej sto siedemdziesiąt
tysięcy mieszkańców dzielnicy Santo Domingo Savio, niektóre zaułki to slumsy. Dopadają
mnie zatem wątpliwości. Czy rzeczywiście nie można było „zogniskować” kultury i
edukacji w trochę mniej imponujących, a tym samym tańszych budowlach, skoro
duża część ich użytkowników nie ma pieniędzy na bilet do metra/kolejki, a do
swojego schronienia w slumsach wspina się na piechotę?
Mimo moich wątpliwości, idea upowszechniania
kultury, czy w ogóle uspołeczniania młodzieży poprzez pracę tego typu centrów chyba
jest z powodzeniem realizowana. Dzisiaj, w niedzielny poranek całkiem spora
grupa młodych ludzi czeka na wejście do wnętrza.
Rzeczywiście wygląda dość dziwnie na tym biednym tle, ale pomysł jest całkiem fajny. I pomyśleć, że w Kolumbii znajdziemy takie nowinki!
OdpowiedzUsuńA ja szczególnie lubię wyszukiwać takie miejsca.
Usuń