wtorek, 16 maja 2023

Parque Biblioteca España. Medellín, Kolumbia

 


Medellín to nie tylko historyczne miejsca i współczesne drapacze chmur. Górujące nad miastem góry zostały zagospodarowane dla potrzeb rekreacji. Zatem wspólnie z mieszkańcami miasta jadę zażywać niedzielnego wypoczynku. Aby dojechać do parku Arvi (http://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2017/12/rekreacja-w-medellin-park-arvi-i-santa.html), trzeba się przesiąść z metra do kolejki linowej. Trzy linie kolejki linowej są w Medellín skoordynowane z systemem metra. Trudno się dziwić, miasto wspina się coraz wyżej na zbocza Andów.
Zanim jednak dojadę do parku, wysiadam na przedostatniej stacji kolejki, aby z bliska zobaczyć jeden z pięciu obiektów będących wyrazem strategii politycznej Sergio Fajardo, burmistrza Medellín w latach 2004–2007. Z jego inicjatywy wybudowano w Medellín pięć bibliotek-parków. Usytuowano je w dzielnicach z problemami socjalno-politycznymi, w dzielnicach slumsów, dzielnicach najbardziej niebezpiecznych. Autorami projektów byli prestiżowi architekci. Według Fajardo: „nasze najpiękniejsze budynki muszą być w najbiedniejszych dzielnicach”. Cała strategia opierała się na przekonaniu, że lepiej inwestować w społeczne zaangażowanie, w edukację, aniżeli w bezpieczeństwo publiczne. Instytucja bibliotek doskonale wpisuje się w życie miast i osiedli właśnie jako ośrodek edukacyjny lokalnej społeczności.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
I chyba ta strategia się sprawdza. Medellín nie jest już traktowany jako jedno z najniebezpieczniejszych miast świata. Budowa Parque Biblioteca España w dużej mierze została sfinansowana przez Hiszpanię – stąd taka nazwa. Trzy potężne, czarne wielościany o nieregularnych kształtach wiszą na zboczu górskim niczym gniazdo uczepione skały. Widoczne z daleka – z bardzo daleka! – oferują też rozległy widok na miasto. Z okien wagoników kolejki linowej nie widać zapewne całej biedy liczącej sto siedemdziesiąt tysięcy mieszkańców dzielnicy Santo Domingo Savio, niektóre zaułki to slumsy. Dopadają mnie zatem wątpliwości. Czy rzeczywiście nie można było „zogniskować” kultury i edukacji w trochę mniej imponujących, a tym samym tańszych budowlach, skoro duża część ich użytkowników nie ma pieniędzy na bilet do metra/kolejki, a do swojego schronienia w slumsach wspina się na piechotę?
 

Mimo moich wątpliwości, idea upowszechniania kultury, czy w ogóle uspołeczniania młodzieży poprzez pracę tego typu centrów chyba jest z powodzeniem realizowana. Dzisiaj, w niedzielny poranek całkiem spora grupa młodych ludzi czeka na wejście do wnętrza.
 
 


 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 





2 komentarze:

  1. Rzeczywiście wygląda dość dziwnie na tym biednym tle, ale pomysł jest całkiem fajny. I pomyśleć, że w Kolumbii znajdziemy takie nowinki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja szczególnie lubię wyszukiwać takie miejsca.

      Usuń