Wyspy Szczęśliwe to w mitologii greckiej część Hadesu, w której zaznawali wieczystego spokoju ci, którzy na to zasłużyli. Na przestrzeni wieków różnie interpretowano ich położenie, scalając mitologię z geografią znanego w starożytności świata, zgadzając się jednak co do jednego – leżą gdzieś na Atlantyku, za słupami Heraklesa. Flawiusz Filostrat (II/III wiek), grecki sofista, jako pierwszy odniósł tę nazwę do wysp określanych Makaronezja[1], w skład których wchodzi archipelag Wysp Kanaryjskich. Swoje spotkanie z Wyspami Szczęśliwymi, a ściślej mówiąc z Wyspami Kanaryjskimi, zaczynam od Lanzarote.
Lanzarote, podobnie jak
wszystkie wyspy archipelagu Makaronezji, jest pochodzenia wulkanicznego a jej geologiczny
wiek ocenia się na dziesięć-dwadzieścia milionów lat. Dla Europejczyków odkrył ją
w 1312 roku genueński żeglarz i kupiec Lancelotto Malocello (1270–1336; od jego imienia pochodzi
nazwa wyspy[2].
Zanim jednak Malocello, w czasie rejsu u wybrzeży Afryki, przybił do jej brzegu,
Lanzarote była już zamieszkana w wyniku dwóch wielkich fal migracji z Afryki –
pierwszej w 3000 roku p.n.e., drugiej w okresie 500-200 p.n.e. „Po drodze”, około 1100 roku p.n.e. odwiedzili wyspę
Fenicjanie, prawdopodobnie w celach handlowych.
Lancelotto Malocello pozostał na wyspie
dwadzieścia lat handlując z jej mieszkańcami. Wyglądała ona jednak zupełnie
inaczej aniżeli teraz. Obecną topografię zawdzięcza Lanzarote serii erupcji w
latach 1730–1736. Prastare wulkany obudziły się w okolicy wioski Timanfaya w
południowo zachodniej części wyspy. Z dziesiątek, lub nawet setek kraterów najpierw
buchnęły płomienie, potem zaczęły wypływać rzeki lawy, która pokryła prawie
jedną trzecią wyspy, również żyzne pola uważane za spichlerz Lanzarote. Czarny,
wulkaniczny dym dusił ludzi i zwierzęta. Kilkanaście wsi przestało istnieć. Ostatni
wybuch odnotowano w 1824 roku.
W 1974 roku objęto
parkiem narodowym powierzchnię 51 kilometrów kwadratowych zalaną trzy wieki
temu lawą, a siedmiokilometrowy spacer do Parku Narodowego Timanfaya drogą przecinającą
pole zastygłej w fantazyjne kształty lawy to niezapomniane doświadczenie „turystyki
pieszej”. Jeszcze dziś magmowe skały na głębokości kilku centymetrów pod
powierzchnią mają temperaturę do 100°C, na głębokości dziesięciu metrów nawet
do 600°C. Dlatego odwiedzający park narodowy chętnie oglądają pokazy niemal
natychmiastowego zapalenia się suchych gałęzi wrzuconych do przygotowanego wcześniej
zagłębienia w ziemi, wybuchu – w formie
gejzeru – momentalnie zagotowanej wody wlanej do rur wpuszczonych w szczeliny
między zwałami powulkanicznych kamieni czy pieczenia kurczaka na ruszcie ogrzewanym
ciepłem wulkanicznym.
Nie można po centralnej części PN Timanfaya – Górach Ognia (Montañas del Fuego) – spacerować. Tę część parku zwiedza się autokarem (opłata w cenie biletu do PN) robiącym półgodzinne rundki „drogą wulkanów” (Ruta de los Volcanes). Nie można z niego wysiadać. Z głośnika płyną informacje o tym co widać za oknami lub muzyka potęgująca nastrój chwili. Od czasu do czasu kierowca zatrzymuje się, żeby można było nasycić wzrok księżycowymi, a może piekielnymi obrazami i próbować uwiecznić to co się widzi na stosownym nośniku. „Piekielnymi” – nie bez powodu. Symbolem parku jest zaprojektowana przez Césara Manrique diabełek, a restauracja (projekt tego samego artysty) na Wzgórzu Hilarego – początek i koniec Ruta de los Volcanes – nosi nazwę „El Diablo”.
Hilary to mnich,
który żył tutaj przed wiekami prawie pięćdziesiąt lat. Towarzyszył mu dromader,
a cień dawało drzewo figowe, które nigdy nie wydało owoców.
César Manrique (1919–1992) to malarz i rzeźbiarz, ale
też działacz ekologiczny, pochodzący z Arrecife, największego miasta Lanzarote.
I gdyby nie César Manrique, Lanzarote wyglądałoby zupełnie inaczej. O czym w
kilku kolejnych postach.
[1] Makaronezja (z gr. Μακάροι Νήσοι, Makároi Nēsoi, Wyspy Szczęśliwe, lub Μακάρων Νήσοι, Makárōn Nēsoi, Wyspy Szczęśliwych) – wulkaniczne wyspy na północno-wschodnim Atlantyku przy wybrzeżach Europy i Afryki, w tym cztery duże archipelagi: Wyspy Kanaryjskie, Wyspy Zielonego Przylądka, Azory, Archipelag Madera
[2] Według innej wersji nazwa wyspy pochodzi od słów lanza rotta (wł. „złamać dzidy”), których użył Jean de Béthencourt, piętnastowieczny kolonizator wyspy, na widok tubylców, chcąc pokazać, że nie ma wobec nich złych zamiarów
Niesamowite widoki w tym parku wulkanów. Byłam kilka lat temu i wyspa pomimo że bardzo turystyczna, zrobiła na mnie duże wrażenie.
OdpowiedzUsuńNa mnie też - zrobiła wrażenie. Każde miejsce było inne, każde ciekawe. To jedno z takich miejsc, do którego chętnie bym wróciła.
Usuń