W 1893 roku francuski
bakteriolog Aleksander Yersin, protegowany Ludwika Pasteura, odkrył w Górach
Annamskich kotlinę zamieszkaną przez górali Degar. Uznał to miejsce, położone
na wysokości 1500 metrów
nad poziomem morza, za doskonale nadające się na uzdrowisko. Miasto Da Lat
założone w dolinie kilka dekad później, w 1920 roku, stało się ulubionym
miejscem wypoczynkowym Francuzów, którzy zmęczeni upałami w Sajgonie chętnie
spędzali tutaj swoje urlopy.
Lotnisko odległe jest około trzydziestu kilometrów od centrum. Jestem mile zaskoczona, gdy po wylądowaniu i odebraniu bagażu nie zostaję napadnięta przez chmarę taksówkarzy. Panie sprzedają bilety do shuttle bus, który niebawem zapełnia się i godzinę później wysiadam przed jakimś hotelem nad jeziorem. Aha, nad jeziorem, czyli jestem jeżeli nie w centrum, to blisko centrum, bo przecież wiem, że miasto rozłożyło się nad jeziorem. Panowie rikszarze oczywiście usiłują mi wmówić, że do miasta są trzy kilometry, ale im nie wierzę.
Jakieś czterysta metrów dalej mijam niewielką uliczkę z kilkoma hotelikami – wyglądają na moją kieszeń. I rzeczywiście, instaluję się w pierwszym z brzegu. Hotelik Thanh Loan jest bardzo czysty, obsługa przemiła, chociaż tylko jeden pan recepcjonista mówi po angielsku, a ja jestem chyba pierwszym gościem tej kategorii – podróżującą na własną rękę Europejką. Jak obserwuję w ciągu następnych dni, w hotelu zatrzymują się głównie Wietnamczycy z rodzinami. Większość obieżyświatów wybiera nieco wyżej położone centrum, ale to był dobry wybór.
Da Lat w języku
plemion zamieszkujących te ziemie znaczy „strumień plemienia Lat”. Niewielki
strumień stał się jeziorem, gdy w 1922 roku wybudowano tamę. Francuzi nazywali
je Wielkim Jeziorem Lac. Wietnamczycy w 1953 roku zmienili nazwę na Xuan Houng.
Xuan Huong znaczy dosłownie „esencja wiosny”, ale tak też nazywał się sławny
wietnamski poeta żyjący w latach 1772–1822. Rozległe jezioro ma kształt
półksiężyca i długość pięciu kilometrów. Jego brzegi są doskonale
zagospodarowane, można przysiąść w jednej z licznych kawiarni, można popływać
różowymi łabądkami, można biegać czy tylko spacerować wzdłuż brzegu.
A w okolicy niezliczone szlaki górskie, zagubione w dolinach wioski, a przede wszystkim wodospady. Ale o wodospadach, jak i więcej o Małym Paryżu, będzie w następnych wpisach…
I jeszcze kilka zdjęć z ulic Da Lat.
Nowo powstające centrum handlowe |
jak zwykle pod wrażeniem. Myślę sobie z pokorą, że chociaż sama nie mogę tak podróżować, to cudowne jest, że mogę poczytać relacje, które tu zamieszczasz i że twoją podróżniczą pasją dzielisz się z innymi
OdpowiedzUsuńDzięki za ciepłe słowa. Tym bardziej, że przy okazji Da Lat - miejsca, które najbardziej mi się podobało w Wietnamie. I boję się czy nie zanudzę czytelników bo mam co najmniej pięć wpisów tego miasta dotyczących...
UsuńBardzo dziwne te centrum handlowe. Architekt płakał jak rysował :D
OdpowiedzUsuńŚliczną zieleń tam mają :>
Tego - czy płakał - nie wiem. Ja widzę raczej inspiracje budynkiem Esplanade w Singapurze (dla którego z kolei inspiracją był owoc duriana). A zieleń rzeczywiście piękna.
UsuńSuper blog! Szczerze podziwiam i zazdroszczę . Czytam z ciekawością o miejscach w których byłam , widzianych Pani oczami i o tych gdzie warto jeszcze, za Pani podpowiedzią pojechać . Jeszcze nie jestem emerytką ☹ kilka razy w byłam w Azji po 3 tyg. Jak tak się czyta Pani relacje to ma się ochotę dłużej tam pobyć , tak na luzie. Pozdrawiam serdecznie. Liza
OdpowiedzUsuńDziękuję za zainteresowanie i ciepłe słowa. Cieszę się, że inspiruję. Tylko dlaczego ta buźka smutna? Chyba powinna być uśmiechnięta, bo ileż więcej możliwości…
UsuńŻyczę dalszych udanych podróży!