W tym wpisie mało będzie na temat „co” i
„gdzie”. Ten post to raczej odpowiedź na często zadawane mi pytanie: jak to się
tak na własną rękę podróżuje? Jak? Oto opis jak jechałam z Moni do Maumere, po
spotkaniu z jeziorami na wulkanie Kelimutu.
Zbliża się 10:00.
Gdybym rzeczywiście wyjechała nad jeziora o piątej rano, mogłabym zdążyć na
autobus do Maumere o 9:00. Ale minęła już 10:00, podobno będą następne,
„podobno” o 11:00 i później też, ale tak na pewno nikt tego nie wie.
To chyba jednak
pójdę na śniadanie.
Siedząca przy
sąsiednim stoliku Rosjanka, która też dopiero co wróciła z Kelimutu, dobija
mnie do końca. Ona też chce i musi dostać się jak najprędzej na Bali, do
Denpasaru. Ale gdy dowiedziała się, że z Labuanbajo jest więcej połączeń
lotniczych niż z Maumere, wynajęła samochód z kierowcą i jedzie do Labuanbajo.
Przez moment świta mi w głowie myśl, że może by tak wejść z nią w układ,
zaproponować podział kosztów i pojechać razem z powrotem do Labuanbajo. Kiedy
jednak dowiaduję się, ile kosztowało ją wynajęcie samochodu (dwa tysiące dolarów),
jestem szczęśliwa, że nie wyartykułowałam swojej myśli.
– Kiedy będzie
jechał autobus, zatrzymam go i zawołam cię. Nie musisz się martwić.
Martwię się. Skąd
on będzie wiedział, że autobus jedzie, jeżeli truchcikiem – ubrany w czerwone
bokserki w białe hibiskusy – biega po wewnętrznym patio?
Staję na
rozstaju dróg, naprzeciwko wjazdu do hotelu, i zaczynam czekać.
U Gabriela praktykuje młody chłopak, absolwent jakiejś szkoły turystycznej. Mam poważne wątpliwości co do umiejętności przyszłych hotelarzy na Flores po odbyciu praktyki w tym właśnie hotelu, ale co mi tam…
U Gabriela praktykuje młody chłopak, absolwent jakiejś szkoły turystycznej. Mam poważne wątpliwości co do umiejętności przyszłych hotelarzy na Flores po odbyciu praktyki w tym właśnie hotelu, ale co mi tam…
Jeżeli tylko jest okazja, stara się rozmawiać po angielsku, dlatego mi towarzyszy. Zapał – chwalebny, tyle że mnie w tej chwili nie bardzo chce się z kimkolwiek rozmawiać. Jestem niewyspana, czekają mnie co najmniej cztery godziny jazdy, podobnej do tej wczorajszej (w górę, w dół, w prawo, w lewo) i jeszcze nie wiem, o jakiej porze te cztery godziny się zaczną.
Niespodziewanie Gabriel objawia mi się niczym prawdziwy archanioł. Wybiega z budynku z propozycją, żebym zabrała się samochodem z jego przyjacielem, który właśnie wraca z Ende do swojego domu w Maumere.
To nie pierwszy
kontakt Harry’ego z osobą pochodzącą z Polski. Jednym z jego nauczycieli był
ksiądz Kozlowski, jak na całym świecie wypowiada się to popularne polskie
nazwisko (i wszystkie inne z „ł”: Walesa, Wojtyla). A gdy dowiaduje się, że jestem
z Krakowa, miasta, w którym mieszkał JP II, to już w ogóle zaniósłby mnie do
Maumere na skrzydłach! Po drodze zatrzymuje się, żebym mogła zrobić zdjęcia
chałup z tymi charakterystycznymi dla Flores dachami, tym razem rzeczywiście
wykonanymi z liści palmowych, a nie z blachy. Pokazuje seminarium, w którym
zatrzymał się JP II w trakcie swojej pielgrzymki w 1989 roku, oraz stadion, na
którym odprawił mszę.
Kościół katolicki w Moni - wybudowany według wzorów tradycyjnej architektury |
I nie minęły trzy godziny od chwili wyjazdu z Moni, jak, nie wierząc własnym oczom, trzymam w garści bilet do Denpasaru na jutro na godzinę 7:40 rano! I to za zupełnie przyzwoitą cenę. Jako człowiek pracujący w turystyce, Harry wiedział, gdzie mogę w niedzielne popołudnie kupić bilet i gdzie na dodatek będą mieli przegląd ofert wszystkich linii lotniczych. I jeszcze mnie tam zawiózł!
Po porządnym śniadaniu i niemęczącym locie ląduję znów na Bali. Nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny od chwili, gdy rozdzierana wątpliwościami i niepewna najbliższych godzin stanęłam na rozstaju dróg przed hotelem w Moni.
Dwie godziny później jestem u celu, w Ubud, trzydzieści kilometrów na północ od Denpasaru, nieomalże w samym środku Bali. Poznana wczoraj Rosjanka jest gdzieś w połowie drogi między Ende a Labuanbajo.
Znów spadłam na cztery łapy!
Ubud poświęciłam
dwa posty przed rokiem:
Domek przy plaży w Maumere - mój ostatni nocleg na Flores |
Plaża w Maumere |
Gdzieś tam w dole jest Ubud... |
Naki napad wrażeń na gały oczne, że aż cieżko ogarnąć. Bardzo ciekawy rozkład zdjęć - tani nietypowy :)
OdpowiedzUsuńNo taki unikalny bym powiedział, albo autorski :)
UsuńJa tutaj widzę ustawienia piłkarskie, 4-4-2, 3-4-1-1 itp. :) Fajne zdjęcia!
Usuń