Apollonia to drugi co do wielkości i
znaczenia kompleks archeologiczny pozostałości po czasach greckich i rzymskich
na terenie Albanii (za ten pierwszy i najważniejszy uważany jest Butrint). Aby zwiedzić
Apollonię zatrzymuję się w Fier, skąd dojeżdżam do wioski Pojan (10 kilometrów). Od ruin
z czasów antycznych dzieli mnie zaledwie kilometr.
Był rok 588
p.n.e., gdy przybyli tutaj koloniści greccy z wyspy Korkyra, znanej dzisiaj
jako Korfu. Na prawym brzegu rzeki Aous, na niewysokim wzgórzu (56 metrów n.p.m.)
założyli osadę, którą nazwali Apollonia na cześć greckiego boga Apollona,
przewodnika muz, patrona sztuki i poezji, życia, piękna i wielu innych
przymiotów. Osada, w której w czasach największego rozkwitu mieszkało 60
tysięcy ludzi, prężnie się rozwijała dzięki dogodnemu położeniu na szlaku
handlowym. Tutaj zaczynała się południowa nitka Via Egnatia, o której więcej
będzie przy okazji Durrës. Miasto nie straciło swojego znaczenia nawet w
czasach Imperium Romanum (od 229 roku p.n.e.), co więcej, funkcjonowała tutaj
sławna w antycznym świecie Szkoła Sztuk Pięknych Apolloniates, a jednym z jej
uczniów był Oktawian August.
Trzęsienie
ziemi, które nawiedziło ten rejon w 345 roku n.e., zmieniło bieg historii. A
ściślej mówiąc, zmieniło bieg rzeki Aous oraz morską linię brzegową, co nie
pozostało bez wpływu na dalsze dzieje Apollonii. Ujście rzeki zostało zamulone,
miasto straciło dostęp do morza, zniszczone zostały pastwiska. Zapanowała malaria,
która doprowadziła do znacznego wyludnienia miasta. Dzieła dokończyły kolejne
najazdy Macedonii oraz wzrost znaczenia portów we Wlorze i Durrës. Apollonia
opustoszała i na wieki całe słuch o niej zaginął. Została odkryta w XVIII
wieku, ale archeolodzy rozpoczęli prace badawcze dopiero w latach 1916–1918.
Kiedy mijam
ostatnie zabudowania wioski, na pastwiskach po obu stronach drogi zaczynają się
pojawiać wystające z ziemi murki, efekt rekonstrukcyjnej pracy archeologów.
Tutaj kiedyś stały wille mieszkańców Apollonii, teraz po kamieniach spacerują
żółwie. Całkiem spore, o prawie dwudziestocentymetrowej długości pancerzach.
Dalej ścieżka prowadzi na wzgórze, do centrum tej antycznej metropolii.
Wieść niesie, że bilety wstępu są tutaj dla obcokrajowców droższe niż dla Albańczyków, tymczasem nawet nie ma stanowiska kas. Ciekawe, nie będę jednak szukała i pytała. Szkoda tylko, że kierownictwo miejscowej szkoły urządziło swoim uczniom, właśnie dzisiaj, właśnie tutaj, piknik z puszczaniem latawców. Wkraczam zatem na teren wykopalisk w atmosferze jazgotu wydobywającego się z dziesiątek młodych, zdrowych płuc, co nie jest najlepszym akompaniamentem do kontemplowania miejsc o ponad dwutysiącletniej historii. Cóż mogę jednak zrobić…
Najbardziej
charakterystyczną budowlą jest tutaj Dom Agonothetów z II wieku, a właściwie
portyk tej budowli pieczołowicie zestawiony z odnalezionych fragmentów frontonu
i kolumn. Kiedyś, jak wskazują na to inskrypcje na kamiennych elementach,
odbywały się tutaj walki gladiatorów. Agonotheta to uczestnik takich walk.
Za Domem
Agonothetów widać odeon, antyczny teatr, na którym jakaś grupa młodzieży,
znacznie mniej hałaśliwa aniżeli ich młodsi koledzy, ustawia się do zdjęcia. Na
pewno wszyscy się zmieszczą, wszak ten również z II wieku pochodzący teatr mógł
pomieścić nawet 300 widzów. Prowadzi do niego handlowa uliczka, wzdłuż niej
pozostałości dawnych sklepów… I można by dalej wymieniać: łuk triumfalny,
świątynia Artemidy, obelisk Apollona, forum, jedna willa, druga, fragmenty
cystern i magazynów, pozostałości murów obronnych. A tutaj na kamieniach muru
wyryte, chociaż mało już czytelne, litery greckie alfa i delta oznaczające
sługę. Czy to odniesienie do posługi kamieniarza układającego ten mur?
Każde stanowisko
tych ruin zostało dokładnie opisane, po albańsku i po angielsku. Opisowi
towarzyszy plan budowli i wizualizacja, jak ta budowla mogła kiedyś, przed
wiekami wyglądać. Takie ruinki, tak dobrze przygotowane do zwiedzania, to ja
mogę w nieskończoność oglądać. Wypada jednak zaglądnąć też na akropol. Wiem, że
jeszcze nie został odkopany, ale za to prowadzi do niego autentyczna, licząca
2500 lat, brukowana kamieniami droga.
Akropol odkopany
nie został, za to pokryto go tonami betonu uformowanego w dziwne kształty, w
czasach kiedy kraj zalewały tysiące bunkrów mających chronić mieszkańców
Albanii przed wyimaginowanym wrogiem. Archeologom przybyło pracy – żeby kiedyś
dokopać się do antycznych pozostałości, najpierw będą musieli usunąć betonowe
konstrukcje, przy których tworzeniu zapewne część murów z czasów
grecko-rzymskich bezpowrotnie uległa zniszczeniu.
(…)
No, to chyba
zobaczyłam już wszystko, pamiętam, że po drodze mam jeszcze zerknąć na
Nimfetum, tymczasem tuż po wyjściu z klasztoru widzę jeszcze jedną odkrywkę. To
kolejna willa, wydobyto już na światło dzienne rozległą mozaikę stanowiącą
podłogę. Niestety jest mało widoczna przez przykrywającą ją matową folię. Czy
kiedyś powstanie jakaś wiata chroniąca ją przed wpływem czynników
atmosferycznych?
Nimfetum (lub
nimfeum – w tradycji rzymskiej fontanna, w tradycji greckiej źródło wody
pitnej) jest w tym przypadku określane jako zespół studni i fontann z IV wieku
p.n.e. będących elementami dawnej sieci wodociągowo-kanalizacyjnej. Widać go
daleko od drogi, za pastwiskiem, na zboczu wzgórza będącego przedłużeniem
akropolu. Nie będę bliżej podchodziła, nie będę też szukała willi z portykiem,
która znajduje się gdzieś tutaj w okolicy, poza ścisłym terenem wykopalisk.
Jest już późno, a wypada jeszcze przejść się ulicami Fier.
Nimfetum |
Apollonii nie zwiedzałam, ale Butrint tak. Jest piękny! Są nawet przewodniki w "prawie" czystym polskim języku.
OdpowiedzUsuńJa mimo tej "czystości" wróciłam się po prospekt w języku angielskim - musiałam się upewnić, czy dobrze rozumiem mój język ojczysty. Ale starania organizatorów turystyki doceniam.
UsuńCiekawy temat. Albania jest coraz częściej odwiedzana, jednak wciąż jest to mało znane państwo.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy kraj i bardzo polecam, tym bardziej, że to nie tak daleko od Polski. I chyba jednak coraz częsciej odwiedzany, bo tylu Polaków nie spotkałam w żadnym innym państwie.
UsuńZwiedzaliśmy tylko Butrint, tam nasz "chór" zaśpiewał w amfiteatrze / na szczęście byliśmy sami/.
OdpowiedzUsuńApollonia jest znacznie bogatsza,co prezentują /bez upału!!/ zdjęcia i profesjonalne opisy.
Może szkoda, że byliście sami? Miło wspominam takie spontaniczne występy, których byłam świadkiem w różnych miejscach na świecie.
UsuńA Butrint jest jednak uważany za ważniejszy i cenniejszy ośrodek antyczny - Apollonia jest zazwyczaj wymieniana na drugim miejscu.
Pozdrawiam...