Od
Atlantyku po Pacyfik, od Amazonki do Cieśniny Magellana...
Taki mniej więcej obszar zajmuje siedem krajów –
Urugwaj, Paragwaj, Argentyna, Chile, Boliwia, Peru i Brazylia – które znalazły
się w harmonogramie mojej czteromiesięcznej wyprawy do Ameryki Południowej. Była
to moja dziewiąta, najdłuższa „emerycka”
podróż. W trzech z tych krajów – Chile, Argentynie i Peru – już byłam
wcześniej. Po kilka godzin zaledwie, w ramach przerw w podróżach, wymuszanych
przez połączenia lotnicze.
Moja podróż trwała 113 dni, w czasie których
pokonałam:
– samolotami –
|
40.368
|
kilometrów (9 przelotów obejmujących 16
odcinków); to trochę więcej niż długość równika,
|
– autobusami –
|
12.377
|
kilometrów,
|
– promami i łódkami –
|
112
|
kilometrów,
|
– rowerem –
|
37
|
kilometrów,
|
– motocyklem (moto-taxi) –
|
30
|
kilometrów,
|
– autostopem –
|
103
|
kilometry,
|
– na piechotę –
|
1.448
| kilometrów (to tak w przybliżeniu jak z Krakowa do Paryża; średnio przypada prawie 13 kilometrów na jeden dzień) |
112 nocy spędziłam:
– 91 nocy – w 42 hotelach, hostelach i
pensjonatach; tylko jakieś 25% z nich miałam wcześniej zarezerwowane, pozostałe
znajdowałam już po przyjeździe do danej miejscowości, zwykle jak najbliżej
dworca autobusowego,– 5 nocy w mieszkaniach prywatnych (rezerwowanych w ramach serwisu Airbnb),
– 3 noce w schroniskach/pensjonatach w ramach zorganizowanych wycieczek,
– 7 nocy w samolotach i na lotniskach,
– 6 nocy w autobusach.
W 39 postach na FB podzieliłam się
spostrzeżeniami z podróży, chociaż zamieszczane posty nie zawsze mnie
zadowalały. Załączając bowiem zdjęcia bezpośrednio z aparatu w komórce, widzę
tylko środkowy ich fragment, dlatego nie zawsze były to te fotografie, które
akurat chciałam zaprezentować.
Największą popularnością cieszyły się wpisy:
– o Kanionie Colca, – wpis o Brasilii, w którym wspominam moje pierwsze, telewizyjne „spotkanie” z tym miastem przed czterdziestu laty,
– post o Rio de Janeiro, w którym zamieściłam zdjęcia fragmentów muralu namalowanego przez Eduarda Kobrę.
Najwięcej polubień uzyskały posty:
– ostatni – podsumowujący podróż, – wspomniany wyżej post o muralu w Rio,
– wpis o górze Vinicunca (Tęczowa Góra) w Peru.
Co widziałam?
Wodospady, lodowce, pustynie, słone jeziora i solniska,
gejzery, niebosiężne szczyty i niedosiężne kaniony. Ślady kultur przedinkaskich,
pozostałości potęgi Inków, mroki konkwisty, kolonialną spuściznę i ruiny tam,
gdzie zabrakło gospodarza i wizji. Zagubione na peryferiach wioski i
wielomilionowe metropolie z architekturą ze stali, szkła i betonu. Długo by
wymieniać…

Nie potrafię odpowiedzieć na często zadawane mi
teraz po powrocie pytanie: co ci się najbardziej podobało w czasie tej podróży?
Kiedy słyszałam trzask lodowej bryły odpadającej
od białoniebieskiego lądolodu i odgłos jej topienia się w wodach jeziora
Argentino, myślałam, że to jest to, co będę wymieniała jako mój „numer 1”. Ale
przecież wcześniej byłam pod urokiem potęgi wody wodospadów Iguazu. I mam o
nich zapomnieć? Kilka dni potem padłam na kolana (niemal dosłownie – po pokonaniu
rowerem siedemnastu kilometrów w palącym słońcu na wysokości ponad 2.500 metrów
n.p.m) przed urodą jeziora Cejar na pustyni Atacama.
Brodząc w solance pokrywającej kilkukilometrową
warstwę solnej skorupy na salarze Uyuni myślałam, że to najbardziej unikalne
miejsce na ziemi, ale kilka dni później równie niepowtarzalnym widokiem była
góra Vinicunca w Andach, bardziej znana jako Tęczowa Góra.

Jeszcze innych emocji dostarczyły mi zwierzęta – ostronosy, lamy, wikunie, kapibary, kondory, tukany, mewy czy sępniki – oraz drzewa i kwiaty i dziwnych czasem kształtach, których nie zobaczyłabym, gdybym nie wybrała się w tę podróż.
Siedząc już w samolocie w drodze powrotnej do
domu, tak sobie myślałam, jak ta podróż różniła się od tej pierwszej, odbytej z
biletem Round the World w 2008 roku. Jak
kolejne podróże różniły się między sobą. Jak zmieniło się podróżowanie w ciągu
tych dziesięciu lat, jakie upłynęły od mojej pierwszej wyprawy.
Teraz jeżdżę z walutą plastikową. Z Internetu
korzystam w pokoju hotelowym wykorzystując własny smartfon, mimo że jakość połączenia wi-fi nie zawsze jest taka,
jakiej bym sobie życzyła. Kiedy dwa czy trzy razy chciałam skorzystać z komputera
stacjonarnego w kawiarence internetowej, sporo musiałam się natrudzić, żeby
taką kafejkę znaleźć. A bywało i tak, że nie znalazłam i dopiero w kolejnej
miejscowości rozpoczynałam poszukiwania od początku.
Mapy działające w ramach
znanej przeglądarki internetowej sprawdziły się już w czasie poprzednich
wyjazdów, w Albanii, na Kaukazie i w Chinach, chociaż nie zawsze działały wobec
braku bezpośredniego połączenia sieciowego. W czasie tego wyjazdu, w jadalni
jednego z hosteli w Buenos Aires, kończący swoją trzymiesięczną podróż po
Ameryce Południowej emeryt ze Szwajcarii zarekomendował mi aplikację maps.me,
która okazała się rewelacyjna. Prowadziła mnie nie tylko ulicami miast ale
również szlakami turystycznymi w górach i w parkach narodowych. Zastanawiam się
tylko, czy nadal aktualny jest tytuł, jaki pewien czas temu nadałam krótkiemu
tekstowi: „O wyższości mapy papierowej nad smartfonem” http://saga.villa.org.pl/?q=teksty/2018-08-03/o-wy%C5%BCszo%C5%9Bci-mapy-papierowej-nad-smartfonem
![]() |
Góry na pustyni Atacama |
![]() |
Księżycowa Dolina na peryferiach La Paz |
Często słyszę pytanie czy w czasie moich podróży
korzystam z couchingu (couchsurfing), co znacznie obniża koszty podróżowania
(zasadą couchingu jest darmowe udostępnienie rzeczonej sofy przybyszowi z
innego miasta czy kraju). Dotychczas nie korzystałam bo krępuje mnie przebywanie
w mieszkaniach nieznanych mi osób. Mieszkaniach, które często znajdują się daleko
od centrum miasta czy dworca autobusowego. Poza tym zwykle łączy się to z
poświeceniem pewnej uwagi również gospodarzowi – nie zawsze jednak w czasie tak
długiego wyjazdu ma się czas i siły na rozmowę oraz opowieści o swojej
ojczyźnie, o podróży, o sobie. W czasie tej wyprawy po raz pierwszy zostałam
zmuszona do skorzystania z podobnej formy noclegu – też w prywatnym mieszkaniu,
ale odpłatnie (co w jakimś stopniu zwalnia mnie z aktywności towarzyskiej) – w
ramach serwisu Airbnb. „Zostałam zmuszona”, bowiem w przeddzień mojego
przybycia do Colonia del Sacramento, ceny hoteli poszybowały trzykrotnie w
górę. W mieszkaniu prywatnym znalazłam nocleg, którego cena była do przyjęcia. Potem
jeszcze kilkakrotnie wykorzystałam tę możliwość – głównym powodem były ceny w
hotelach.
![]() | |
Muzeum Sztuki Współczesnej - Niteroi (projekt Niemeyera) |
![]() |
Katedra w Brasilii (projekt Niemeyera) |
Patrzę na mapy, foldery, przewodniki, karty z
aparatu fotograficznego, leżące obok na biurku. Trzeba to wszystko przeglądnąć,
posortować, zdjęcia skopiować do komputera. Zrobię to już sukcesywnie, w miarę
jak będzie powstawała eEmerytka w podróży
do Ameryki Południowej. To takie przedłużenie podróży, może nawet powtórna wyprawa…
To lubię.
Aneks:
eEmerytka w podróży do Ameryki Południowej została opublikowana we wrześniu 2018 roku. Więcej: https://emerytkawpodrozy.blogspot.com/2018/09/czy-juz-na-dobre-wrociam-ebook-emerytka.html
Casa Pueblo w Punta Ballenas - dom artysty Carlosa Paeza Vilary |
"El Aguila" - dom włoskiego milionera w miejscowości Atlantida |
![]() |
La Paz |
Wybrzeże Pacyfiku - dzielnica Miraflores w Limie |
Port w Mnaus |
Przygotowania do rejsu |
Mury inkaskiej twierdzy Sacsaywaman - Cuzco |
Ruiny misji jezuickiej San Ignacio Mini - Argentyna |
![]() |
La Portada - Antofagasta, Chile |
Park Narodowy Torres del Paine, Patagonia, Chile |
Dziękuję za tę piękną podróż! Może kiedyś dane mi będzie, choć trochę, podeptać Twoimi śladami. Dopiero raczkuję w tym kierunku. Zasyłam pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńDziękuję za wyrazy uznania - to motywujące. Z tym "raczkowaniem" to się nie bardzo zgadzam - "dorobek" masz całkiem spory i ciekawy. To tyko kwestia czasu, kiedy wyruszysz w jeszcze bardziej egzotycznym kierunku niż ja. Pozdrawiam!
UsuńWielkie dzięki! To najlepsza dla mnie motywacja! Jestem szczęśliwa!!!
UsuńPodziwiam i "zazdraszczam" kondycji, zapału . Dobrze , że szczęśliwie wróciłaś. Do zobaczenia.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Ja też się cieszę z powrotu, cieszę się, że niebezpieczne przygody mnie omijały (chociaż może trochę szkoda?!), że pogoda mnie rozpieszczała a zdrowie i kondycja stanęły na wysokości zadania. Pozdrawiam i do zobaczenia.
UsuńMariolu,
OdpowiedzUsuńjesteś dzielna!!!!! Niesamowita!!! To zaszczyt dla mnie, że znam CIę osobiście. Jesteś moją inspiracją na dalsze podróże. Powinnaś organizować wykłady dla emerytów, i nie tylko, i przekonywać ich, że świat jest piękny i przyjazny, Marzena
O matko kochana! I cóż ja mogę powiedzieć w obliczu tylu komplementów. Przede wszystkim dziękuję i cieszę się, że to co robię, może być inspirujące dla innych. Wykłady?! Myślę, że lektura eBooków i wpisów na blogu spełnia podobne zadanie – i zawsze można wrócić do tego co się już przeczytało. Każda „mowa” jest ulotna. Ale kto wie…
UsuńJak zobaczyłam mapę z zarysem trasy przebytej - niemal zdębiałam /choć wydawało mi się, że nie tylko myślami byłam z Tobą w drodze/. A podsumowanie km drogi - pomysłowe i przemawiające!
OdpowiedzUsuńTo, że podziwiam, jest oczywiste. Dzięki obrazowym, barwnym, choć z przymusu -zwięzłym opisom, możemy pobyć w tym dla nas egzotycznym świecie. Na pewno sięgnę do e-boku. Co do tego, że opracujesz go pięknie, nie wątpię.
Muszę się przyznać, że tym razem, czytając relację z podróży, uświadomiłam sobie małość swoich wyjazdów, a to już jest chyba wyraz zazdrości????
Szkoda, ze nie wiem, kto jest takim fanem moich eBooków...
UsuńTwoja relacja z podróży jest naprawdę inspirująca i pełna fascynujących szczegółów! Z twojego opisu widać, jak różnorodna i pełna kontrastów jest Ameryka Południowa – od majestatycznych wodospadów Iguazu po unikalne pejzaże soli w Salar de Uyuni. Miło się czytało.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, cieszy mnie, że to co piszę spotyka się z zainteresowaniem czytających.
UsuńO tak, Ameryka Południowa jest bardzo różnorodna, a to co mogłam w czasie tej czteromiesięcznej podróży zobaczyć, i czego doświadczyć, to zaledwie jakiś fragment całości. Ale i tak się cieszę, że było mi to dane.