niedziela, 10 czerwca 2018

DMZ. Między Koreą Południową a Koreą Północną. Cz. I.



Ustanowiona w 1953 roku strefa demarkacyjna (demilitarized zone – DMZ) dzieląca obydwa państwa koreańskie to przebiegający w przybliżeniu wzdłuż trzydziestego ósmego równoleżnika pas ziemi o szerokości czterech i długości dwustu trzydziestu ośmiu kilometrów. Wycieczka do strefy jest popularnym celem odwiedzających Seul, tym bardziej że to zaledwie około pięćdziesięciu pięciu kilometrów na północ od miasta.

Oczywiście oferta biur turystycznych jest przebogata, ale „trochę” mi nie odpowiada cenowo. Poza tym żadna z wycieczek nie obejmuje wszystkiego, co chciałabym, czy raczej co pozwolono by uczestnikom oglądnąć. Przeglądając jednak oferty, znajduję informację, że do strefy jeździ specjalny pociąg. Bilet kosztuje jedną trzecią lub nawet jedną czwartą ceny wycieczki oferowanej przez biura podróży. Szybka decyzja – tym bardziej że pociąg odjeżdża ze stacji Seoul, niedaleko której mieszkam.
Falstart. Szybka decyzja – nie do końca przemyślana decyzja, lub raczej nie do końca „doinformowana” decyzja. Dzisiaj DMZ train nie jeździ. Dlaczego? Bo jest święto. Święto języka koreańskiego hangul!

Mój czas pobytu w Korei zbliża się jednak do końca. Kolejna szybka decyzja. Żeby nie tracić czasu, wsiadam do metra. O tym, że metro dojeżdża „prawie” do granicy, wiedziałam wcześniej, wiedziałam też, że ze stacji metra Munsan do granicy, a ściślej mówiąc do parku Imjingak, trzeba jeszcze dojechać autobusem. Wszystkiego nie zobaczę, ale jednak „coś” zobaczę – gdybym nie wygospodarowała już kolejnego dnia na wycieczkę pociągiem DMZ. Półtorej godziny później jestem na miejscu. 


Imjingak to „miejsce wyryte bólem wypływającym z konfliktu narodowego”. To park, który powstał w 1972 roku, po podpisaniu przez obydwa państwa deklaracji połączeniowej. Powstał na terenach, na których sześćdziesiąt lat temu toczyły się ciężkie walki wojny koreańskiej (1950–1953), wojny, która była też początkiem podziału narodu koreańskiego. Jak na razie dostęp do parku ma tylko społeczeństwo Korei Południowej i turyści. Dzisiaj, chyba z racji święta, są tłumy. Bo miejsce to, obok obiektów będących świadkami historii, jest olbrzymim terenem rekreacyjnym, który odwiedza rocznie około pięciu milionów ludzi. 


Platforma widokowa na dachu budynku-monumentu wybudowanego jako symbol obopólnych dążeń do zjednoczenia kraju to doskonałe miejsce na popatrzenie na cały teren, na wypatrzenie miejsc, które uzna się za warte zobaczenia z bliska.

Przedmiotem największego zainteresowania, nie tylko mojego, jest most. Tyle że patrząc na białą konstrukcję przerzuconą przez rzekę, czuję się całkowicie zdezorientowana. W folderach powtarza się nazwa Most Wolności i przypiski, że to jedyny most na rzece Imingang, że to most drogowy przerobiony z dawnego mostu kolejowego, że wzniesiony był jako tymczasowy w 1953 roku, by uwolnić z obozów na terenie Korei Północnej 12 773 więźniów, żołnierzy południowokoreańskich, aby mogli wrócić do domów. Tymczasem most, na który patrzę, zbudowany z białych stalowych ram tworzących ażurowy tunel opasujący jeden tor, jest bez wątpienia mostem kolejowym.

Dopiero po chwili, wpatrując się w otoczenie mostu, uzmysławiam sobie, że drewniana konstrukcja poprowadzona niemal prostopadle do przyczółka stalowego mostu kolejowego to ten historyczny most nazwany Mostem Wolności. Jego usytuowanie jednak zupełnie nie pasuje mi do funkcji, dla jakiej został wzniesiony! I rzeczywiście, doczytuję, że w to miejsce został przeniesiony już później. Otoczony tradycyjnym koreańskim ogrodem jest jeszcze jednym pomnikiem-symbolem tragicznej historii.


Na resztkach torów starej linii kolejowej stoi parowa lokomotywa, przerdzewiała i pokiereszowana pociskami – świadek, jeden z wielu, bratobójczej wojny. Siatka wokół, zakończona zasiekami z kolczastego drutu, pokryta jest kolorowymi wstążkami wieszanymi na znak pamięci i modlitw.

Obok wejście do nieczynnego już bunkra. Przejście kilkunastometrowego podziemnego chodnika, oglądnięcie na ekranach kilku migawek z czasów, kiedy bunkier wykorzystywany był zgodnie ze swoim przeznaczeniem, na pewno nie oddaje ducha walk, które się tutaj toczyły. A możliwość stąpnięcia na atrapę miny przeciwpiechotnej przyjmuję z bardzo mieszanymi uczuciami!


Ołtarz Mangbaedan to siedem kamiennych steli pokrytych płaskorzeźbami. Najczęściej gromadzą się tutaj ci, których rodziny zostały po północnej stronie granicy. Symboliczne połączenie z żyjącymi lub zmarłymi członkami rodziny, których losy czasami pozostają nieznane.


Pyeonghwa Nuri Park, rozległy teren przyległy do parku Imjingak, powstał w 2005 roku z okazji Festiwalu Pokoju. Nie wyliczę wszystkich pomników prozjednoczeniowych i patriotycznych, nie wymienię wszystkich rzeźb ani instalacji, które oglądam, tym bardziej nie pokuszę się o ich interpretację – ale o kilku wypada wspomnieć.


W centrum parku jest jezioro przypominające kształtem Półwysep Koreański, nazwane Stawem Zjednoczenia, z jego wód wystają kolorowe krany. Na niewysokie wzniesienie w kierunku Korei Północnej wspinają się gigantyczne bambusowe postacie – tylko dlaczego kojarzą mi się z posągami Moai z Wyspy Wielkanocnej? Wzgórze Wiatru pokrywają setki dziecinnych wielokolorowych wiatraczków. Wzgórze Muzyki to przestrzeń pomyślana dla odbiorców tego gatunku sztuki, może jej słuchać jednorazowo dwadzieścia pięć tysięcy melomanów. „Kamienny kopiec modlący się o zjednoczenie” – to kilka ustawionych w kręgu na niewielkim wzniesieniu marmurowych walców pokrytych metalowymi wzorami. 

Dzisiejszy dzień uświetni występ zespołu muzycznego – jego członkowie właśnie przygotowują się do występu. Sceną jest platforma ciężarówki dostosowanej do występów „w trasie”.

W informacji turystycznej dowiaduję się, że dwukrotnie w ciągu dnia organizowany jest przejazd z parku Imjingak do kilku miejsc w strefie demarkacyjnej – tylko nie dzisiaj, wszak to święto! To cenna informacja, chociaż ja już jej nie wykorzystam. Po tym wszystkim, co widziałam, nie mogę sobie jednak odmówić powtórnej wizyty w DMZ. 



 















1 komentarz:

  1. Czytałam z wielkim przejęciem! Ciekawe miejsce, choć przepełnione tragedią, która trwa do dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń